Rozdział jest trochę wcześniej, znów taki wyjątek ^^
Miłego czytania :3----------------------------------------------------------------------------------------------------
Pomimo, iż wydawało się, że intruz zostanie wreszcie wyeliminowany, wcale tak nie było. Wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że jeszcze bardziej zbliżył się do Taehyunga. Park parę razy usłyszał, jak starszy nazywał go swoim "kochaniem" lub "skarbem". Przyprawiało go to o mdłości. Nie mógł tak po prostu oddać V jakiemuś idiocie. Tym bardziej po tym, co wcześniej od niego usłyszał. Zawsze chciał zapewnić mu godną przyszłość, więc sprawdzał jego chłopaków. Może brzmi to trochę, jakby miał na tym punkcie obsesję, ale... no dobra, miał na tym punkcie obsesję. Jego najlepszy przyjaciel był dla niego wszystkim. Pragnął jego szczęścia bardziej niż swojego i zabiłby każdego bydlaka, który śmiałby skrzywdzić jego maleństwo. Zaczynał się poważnie zastanawiać nad swoją orientacją. Zanim tu przyjechał mógł siebie określić jako stuprocentowego hetero. W tym momencie nie miał pewności. Zaczynał się bać swoich uczuć do młodszego, więc odsuwał te myśli w najdalsze zakamarki podświadomości.
Tego dnia knuł razem z przyjaciółmi jeszcze bardziej podły plan. Cały dzień utrudniania życia Sungyeolowi mógłby wreszcie go usunąć z życia całej ekipy.- Czy to na pewno dobry pomysł? - szepnął Yoongi przykładając gwizdek do ust.
Park tylko kiwnął głową i rozpoczął odliczanie. Na konkretny znak wszyscy mieli zacząć hałasować, bo przecież nie można panu Lee pozwolić się wyspać. Była chyba czwarta nad ranem. Do pobudki zostały jeszcze jakieś trzy godziny. Jimin puścił oko do zielonowłosego, który gwizdnął przeciągle. Zaczęło się. Każdy z nich robił to inaczej. Namjoon uderzał pięściami w drzwi. Jungkook krzyczał, a raczej piszczał. Hoseok puścił jakąś dosyć ostrą piosenkę. Wspomniany wcześniej Suga gwizdał. A Jimin... Właśnie, a Jimin? Przytarabanił ze sobą (pomimo, że taki mały to całkiem silny) gong, który ustawił pod oknem domku starszego. Po chwili chłopak obudził się z krzykiem. Najmłodszy, stojący niedaleko drugiego okna, nakazał reszcie przestać. Schowali się. Sungyeol wybiegł po schodkach, na których oczywiście się potknął, upadając na twarz.
- A myślałem, że to nasz Potworek jest taką pierdołą. - zachichotał Jeongguk, na co chłopak uderzył go w ramię.
Wyglądali zza rogu. Yeol podniósł się. O dziwo, poza zakrwawionymi kolanami i powoli sączącą się krwią z nosa, nie było mu nic poważnego. Jak gdyby nigdy nic, udając, że jest na spacerku (fajna pora na zwiady, co nie?) zza drzew wyłonił się Seokjin. Oczywiście wiedział o całym planie młodszych. Z udawaną troską (bo Jimin oczywiście potrzebował się wygadać) podszedł do poszkodowanego. Chwycił go pod rękę i zaczął prowadzić do budynku, gdzie był pokój pielęgniarki (miał do niego klucze). Po drodze puścił oczko do bruneta, który czuł dziką satysfakcję.
Jeśli ktokolwiek myśli, że to koniec, to się grubo myli.Podczas spożywania śniadania, podmienili sól na cukier, a że Sungyeol lubił bardzo słodką herbatę... wykrzywiło go z nadmiaru soli. Zaczął kaszleć i opluł płynem siedzącego obok Taehyunga. Który popatrzył na niego z wyrzutem i poszedł do łazienki. Wygrana była po stronie ekipy.
Pierwszymi zajęciami była jazda na rowerze, jakaś długodystansowa przejażdżka. Jimin postanowił więc zmienić mu przerzutki (toż to zbrodnia!) i zrzucić jego łańcuch. Koledzy upomnieli go, że przecież przeciwnik rano zaliczył wypadek i raczej nie pojedzie. Jednak szczęście nadal im sprzyjało, bo Lee uparł się, że pomimo zdartych kolan, nic mu nie jest i może wyruszyć. Ostatecznie, gdy już się powyklinał i poprawił łańcuch, zaczął jechać. Nagle coś zaczęło przeskakiwać i łańcuch spadł po raz kolejny. Po kolejnych dwóch próbach poddał się i został w obozie.
Kiedy nadszedł czas na obiad, idącemu z zupą chłopakowi, ktoś podłożył haka, a nie kto inny, jak Yoongi. Kiedy się podniósł i poszedł po mopa, żeby posprzątać, Jungkook powiedział:
- Wygląda już na takiego zmarnowanego... Może już mu odpuścimy na dzisiaj, co?
Wszyscy popatrzyli po sobie i skineli głowami. Oczywiście, że nie. Nie chcieli mu dać chwili wytchnienia.
- Coś dziwnego się z nim dzisiaj dzieje, prawda? - włączył się, do tej pory nic nie mówiący, a nawet nie słuchający, Taehyung. - Chyba się martwię...
- Pewnie ma tylko gorszy dzień, nie przejmuj się nim. - odpowiedział szybko Namjoon, widać zirytowaną minę Parka.
Posłuchał się starszego i posłał mu kwadratowy uśmiech. Po obiedzie poszli grać w podchody. Tak pomieszali znaki na drzewach i ziemi, że Yeol do całej paczki dołączył dopiero po półtorej godzinie. Ściemniało się. Rozpalali ognisko.
- Hyung, wezmę Sungyeola do pokoju, bo gorzej się poczuł. - szepnął Tae przytulając od tyłu Jimina.
Przytaknął, po czym V złożył całusa na jego policzku, a brunet stwierdził, że to była wspaniała chwila. Rudzielec poszedł, zostawiając przyjaciół. Bawili się w najlepsze. Park cały czas chodził z głową w chmurach. Spodobało mu się to, że młodszy znów przez chwilę był tak blisko niego, ba, nawet bliżej. Po skończonej zabawie ruszył w stronę ośrodka.
Wszedł do pokoju i jedyne co poczuł, to silny ból głowy spowodowany upadkiem. Zemdlał. Wszystkiego jego poprzednie zawały, udary i inne śmiercionośne cholery nie przynosiły takiego skutku. Co mogło doprowadzić go do tak krytycznego stanu? Ano widok jego ukochanego Taehyunga, wypinającego się bez spodni w stronę Sungyeola, który zakładał prezerwatywę na swoje, stojące już, przyrodzenie.
CZYTASZ
Taki sam
FanfictionTytuł: Taki sam Pairing: VMin (pobocznie: KookieMonster, YoonSeok i chwilowo JinJim) Długość: Rozdziałowiec (12 rozdziałów) Gatunek: Yaoi, Smut Czy ktoś, kto jest inny od wszystkich, może być dokładnie taki sam jak oni?