Faye wraz ze swoją matka siedziały w ciszy przy kuchennym stole jedynie z kilkoma tostami na ich talerzach. Czas uderzył 23:30 w nocy, normalnie nieco dziwna godzina na jedzenie, ale Faye była już do tego przyzwyczajona po tych wszystkich latach. Po tym, jak pomogła matce posprzątać kuchnię, obie poszły do łóżka.
Faye spała w pokoju rodziców, na łóżku po stronie jej ojca. Było to coś, co często robiła, gdy była młodsza, a po byciu przestraszoną przez większą część dnia naprawdę nie czuła się na siłach, by spędzić tę noc sama. Aczkolwiek w nocy obudziła się i poszła z powrotem do swojego własnego pokoju, gdzie zasnęła.
Następnego ranka obudziła się pokryta potem, drżąc jednak, nawet jeśli leżała pod kołdrą. W głowie jej waliło i wydawała się przez to niezwykle ciężka, a gdy usiadła cały pokój zakręcił się, zmuszając ją by ponownie się położyła. Zamknęła oczy, chcąc pozbyć się zawrotów głowy, ale wciąż czuła, jak świat się kręcił i sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej.- Mamo - wychrypiała słabym głosem - Mam... - przerwał jej własny kaszel .
- Faye, skarbie - jej matka krzyknęła z dołu - Dobrze się czujesz? - Faye słyszała ją wchodzącą po schodach. Moment później kobieta stała w drzwiach jej sypialni. Wzrok Faye spoczął na jej matce. Albo, cóż, na matkach, ponieważ była ona podzielona na trzy w jej oczach.
- Nie czuję się dobrze - powiedziała Faye i owinęła kołdrę ciaśniej wokół swojego zimnego ciała.
- Właśnie widzę - odparła Catherine i podeszła do łóżka swojej córki, po czym usiadła. Przejechała swoją ręką po głowie Faye i przyłożyła do jej czoła wierzch dłoni - Płoniesz - dodała i jeszcze raz przejechała ręką po głowie Faye - Nigdzie dzisiaj nie idziesz - Faye wydała z siebie jęk i obróciła się na łóżku, przez co świat znowu się zakręcił.
- To takie dziwne, wczoraj wyglądałaś dobrze - powiedziała Catherine i ucałowała Faye w głowę, zanim wstała, żeby wyjść z pokoju. - Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować, dobrze, skarbie? - Fayę jęknęła w odpowiedzi jak Catherine opuściła pokój i zeszła na dół.
Faye spojrzała w sufit, nienawidziła być chora. Rzadko była, ale kiedy już... To była naprawdę chora. Gorączka osiągała swój szczyt i potem przez noc znikała. Jednak dzisiaj nie był to najlepszy dzień. Faye zaplanowała sobie, że przejdzie się do lokalnej biblioteki i zobaczy, czy znajdzie cokolwiek o tym domu, w którym teraz mieszkała. Coś musiało się stać, skoro ludzie byli przerażeni, żeby nawet być blisko tego domu, a Faye chciała wiedzieć, co takiego. Chciała wiedzieć, kim był ten chłopak. Chciała znać jego imię i jego historię. Co mu się stało w tym domu? Chciała wiedzieć, zanim by zwariowała.
Harry był w salonie. Klęczał w tym samym miejscu, w którym umarł. Nawet jeśli krew zniknęła, a meble różniły się od jego rodzinnych, wiedział dokładnie, gdzie miało to miejsce. Spojrzał w dół na podłogę przed nim, gdzie jego matka została zamordowana. Wciąż mógł ją widzieć, jakby to było wczoraj, z jej pustymi, ale smutnymi, zielonymi oczami. Wciąż mógł widzieć jej ciało wyczerpane z braku krwi, która rozchodziła się po deskach podłogowych i wlewała się między nie. Jej czerwone, obdarte ze skóry ramiona i zakrwawiona koszula nocna. To był bałagan. Całkowity, przerażający bałagan.
Harry spojrzał w górę, kiedy usłyszał kogoś schodzącego ze schodów, prawdopodobnie matkę dziewczyny. Podniósł się powoli i zniknął. W krótkiej chwili był już na drugim piętrze i stał przed sypialnią dziewczyny. Stawiając wolne kroki, podszedł do framugi i zajrzał do środka. Dziewczyna była zwinięta w kulkę na swoim łóżku. Uśmieszek wpełzł na jego bladą i martwą twarz, zanim powiedział:
- Dzień dobry, kochanie.
Na dźwięk znajomego głosu Faye odwróciła się gwałtownie w łóżku, sprawiając, że pokój bujał się w każdym możliwym kierunku w tym samym czasie. W swoim chaotycznym widoku mogła jedynie zobaczyć jedną albo wiele osób idących w jej kierunku. W panice próbowała leżeć tak spokojnie jak to było możliwe, żeby odzyskać normalny i stały wzrok, ale pozostał on zamazany. Jednak doszła do konkluzji, że w jej pokoju była tylko jedna osoba, co sprawiło, że poczuła się spokojniejsza. Chociaż, fakt, że ta osoba usiadła na brzegu jej łóżka nie uspokoił jej ani trochę.
- Nie wyglądasz za dobrze - powiedziała ta osoba. Faye rozpoznała ten głos i to ją uderzyło. To był on. Nieznany chłopak. I wtedy go zobaczyła. Udało jej się zobaczyć jego bladą twarz bez oczu, tak samo jak jego zakrwawione policzki i zarys jego ciała. Stało się to wyraźniejsze, jak leżała pozostała nieruchoma. Ale potem dotarło do niej również, że być może on nie był prawdziwy. Może to gorączka płatała jej figle. Nie była pewna, że on istniał, kiedy nie miała gorączki, więc dlaczego teraz miałby być prawdziwy?
Faye spojrzała na chłopaka zmęczonymi, błyszczącymi oczami, a on odwzajemnił spojrzenie. Uniósł dłoń w kierunku twarzy Faye, przez ta wzdrygnęła się do tyłu. Coś, co wywołało u chłopaka chichot.
- Przesunięcie się trochę w prawo nic ci nie zrobi, kochanie - powiedział Harry i położył dłoń na jej policzku, jego palce ukryły się w jej włosach. Potem przybliżył się. Tak blisko, że jego przerażająca twarz była jedynie kilka cali od twarzy Faye. Gapiła się ze strachem w jego puste oczodoły, które wydawały się być przepełnione nieskończoną nienawiścią. Gdy dziewczyna jak oniemiała wpatrywała się w niego, Harry mógł czuć jej ciepłe oddechy na swojej zimnej skórze. Niemalże zadrżał.
- Myślę, że ty i ja spędzimy w tym domu świetny czas - powiedział Harry i przejechał kciukiem po dolnej wardze dziewczyny, zanim znowu umieścił swoją rękę na jej policzku.
- Ty nie... - zaczęła Faye, jej gardło było suche jak piach - Ty nie... nie jesteś prawdziwy.
- Ależ jestem, kochanie - odparł chłopak, głosem zimniejszym od lodu - Jestem bardzo prawdziwy - Harry dodał i pozwolił, aby jego ręka zjechała na dół do ręki dziewczyny i chwyciła ją. Potem uniósł jej dłoń do swojej twarzy, sprawiając, że jej palce dotknęły jej.
Palce Faye były płonące w porównaniu do jego zimnego policzka. Jednak to nie jego lodowata skóra przeraziła ją bardziej, niż była wcześniej, były to cięcia, które poczuła pod swoimi palcami, jak chłopak poruszał nimi po swoim policzku. Nie były to zwykłe linie krwi. Ktoś wyciął łzy na jego skórze. Faye czuła swoje trzęsące się ciało. Chciała krzyczeć, ale nie mogła się na to zebrać. Zamiast tego poczuła, jak jej policzki zaczęły być wilgotne od łez spływających po jej twarzy. Chciała zniknąć. Chciała odejść. le nie mogła. W zamian za to otworzyła swoje drżące wargi, by coś powiedzieć.
- Jesteś prawdziwy.
----------------------------------------------------------
Taki prezencik z okazji Dnia Dziecka, no i mała rekompensata, że tak długo trzeba było czekać... Naprawdę przepraszam za takie wolne dodawanie rozdziałów, ale z powodu szkoły i dodatkowych zajęć ciężko robić mi to tak często. Jednak spróbuję się postarać, by kolejne rozdziały były dodawane z krótszymi odstępami.
Do następnego! :)
Nina
xoxo
CZYTASZ
Haunted || h.s au (pierwsze polskie tłumaczenie)
Fanfiction{ZAKOŃCZONE | NIEEDYTOWANE} „ [...] a po jego zgonie Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie Tak, że się cały świat w tobie zakocha I czci odmówi słońcu." - William Szekspir 19 czerwca 1924 roku był tragicznym dniem dla niewielkiej wsi położonej...