Faye starła ręką parę z lustra w łazience i spotkała się z okropnym widokiem, jej własnym odbiciem. Jej włosy zwisały bez życia wokół jej twarzy, która była zaś całkowicie pozbawiona koloru. Jej oczy były posępne i puste, a cienie wokół nich sprawiały, że wyglądały jakby ktoś ją uderzył, tak zresztą się czuła. Niemalże jakby została walnięta przez autobus i w jakiś sposób wydawało jej się, że ciężar autobusu wciąż na nią naciskał. Nie mogła zobaczyć w lustrze więcej niż tylko swoją twarz, co było dobre. W ten sposób nie musiała widzieć, jak brak jedzenia zaczął ją lekko wyszczuplać.
Faye westchnęła i ukryła twarz w dłoniach, nienawidząc siebie za pozwolenie czemukolwiek wpłynąć na jej zdrowie. Nagle przerwał jej odgłos, sprawiając, że spojrzała w górę. Dźwięk dochodził z końca korytarza. Wychodząc z łazienki, odgłos stał się bardziej wyraźny. Idąc wzdłuż korytarza, zbliżając się bardziej i bardziej do swojej własnej sypialni, rozpoznała, że ten dźwięk to dzwonek telefonu. Jednakże nie był jej, tylko kogoś innego.
Gdy dotarła do swojego pokoju, zatrzymała się w drzwiach i przeskanowała pokój, w poszukiwaniu telefonu. Znalazła go na biurku, z ekranem skierowanym do blatu. Wydała z siebie głęboki oddech, po czym podeszła do biurka i podniosła go, obracając, by zobaczyć, kto dzwonił. Kiedy zdała sobie sprawę, kto to był, zmarszczyła brwi, ale mimo wszystko postanowiła odebrać.
- Halo?
- Cześć, ska... - głos ucichł i minęła chwila nim znów się odezwał - Zaraz, Faye?
- Cześć, Lauren - odparła Faye dość pusto.
- Czy jest tam Evan? - powiedziała Lauren, brzmiąc na tak niezainteresowaną rozmową z Faye, jak ona sama.
- Co masz na myśli? Evan wyszedł pięć dni temu - odparła Faye i podeszła do okna, pozwalając, by wzrok spoczął na ogrodzie poniżej - Powiedział mi o was, potem sobie poszedł i odtąd go nie widziałam.
- Co zrobił? - Lauren wykrzyknęła - Faye, on... Ja...
- Daruj sobie, Lauren - odpowiedziała Faye - Nie chcę tego słuchać. Mam nadzieję, że wszystko dobrze układa się między tobą a Evanem - dodała, po czym się rozłączyła i pozwoliła telefonowi upaść na ziemię.
Uśmiech pojawił się na twarzy Harry'ego, kiedy stał przez pokojem dziewczyny. Tamten chłopak nie wrócił jeszcze do domu, co nie mogło oznaczać niczego innego poza tym, że jego plan się powiódł. Usatysfakcjonowany swoim osiągnięciem, kroczył wzdłuż korytarza z rękoma za plecami.
Po zamianie swoich dresowych szortów na sukienkę, skierowała się do drzwi, żeby założyć buty. Był poniedziałek i w końcu mogła pójść do biblioteki. Poszłaby po wyjściu Evana, gdyby nie to, jak okropnie się czuła lub gdyby nie fakt, że jej rodzice przyjechali do domu na weekend.
W obawie przed zatrzymaniem, pospieszyła z domu i zamknęła za sobą drzwi. Kiedy stanęła na chodniku przed domem, otaksowała otoczenie, zastanawiając się, którą drogę powinna obrać, żeby dojść do biblioteki. Po chwili namysłu,skierowała się na prawo i ruszyła tą samą drogą, którą ona i Evan szli tydzień temu.
Dojście do bibliotekizajęło Faye około dwudziestu minut, ale gdy dotarła, była bardzo zdumiona tym, jak piękny był budynek, przed którym stała. Tysiące cegieł, które zostały użyte do zbudowania biblioteki miały jasnoszary kolor i wyglądały na ręcznie zrobione.
Wnętrze było niemniej zachwycające. Ściany pokryte były starymi, pięknie wykonanymi, drewnianymi półkami na książki. W pierwszym pomieszczeniu półki wypełnione były nowszymi książkami, z rodzaju tych, co czyta większość nastoletnich dziewczyn. Faye przeszła przez pokój, nie zawracając sobie głowy kolejnym spojrzeniem. Następne pomieszczenie sprawiło, że gwałtownie westchnęła. Półki zapełnione były starymi książkami o skórzanych okładkach w różnych odcieniach, takich jak zielony, brązowy, czerwony i niebieski.
CZYTASZ
Haunted || h.s au (pierwsze polskie tłumaczenie)
Fanfiction{ZAKOŃCZONE | NIEEDYTOWANE} „ [...] a po jego zgonie Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie Tak, że się cały świat w tobie zakocha I czci odmówi słońcu." - William Szekspir 19 czerwca 1924 roku był tragicznym dniem dla niewielkiej wsi położonej...