rozdział 4

80 12 1
                                    

Po wczorajszych zdarzeniach myślałam, że nic mnie już nie zdziwi. Jednak myliłam się. Byłam zdala od domu, niewiedziałam co się stało. Wzięłam głeboki wdech i zaczęłam się dusić. Na niebie unosiły się szare obłoki dymu.

Nagle przyszła do mnie młoda kobieta. Obruciłam się do niej.
Uśmiechnęła się do mnie.
Niedałam rady nic wymuwić.

Spojrzałam w lustro.
Pietnastoletnia dziewczyna w ciele czterdziestolatka (jak wyjdę z tego cała to na bank dostane depresji). To było jak koszmar z którego nie można się wybudzić. Zamknęłam się w małym ciasnym pokoju. Nie miałam siły na nic.

Dlaczego ja? Dlaczego urodziłam się z tą głupią blizną na nadgarstku? Mam tego dość!!!

I co ja teraz zrobie niechce tak żyć. Znowu niemam swojego miejsca. Znowu świat miał mnie gdzieś. Czy tak już będzie zawsze. Ja niechce!

Zaczęłam płakać. Z moich czerwonych jak dwa płomienie oczu wydobywały się łzy. Na początku powoli spływały po moim policzku, opadając na zięmię. Potem zaś suneli wielkimi ilości.

Próbowałam dojść do siebie lecz niebyło to takie łatwe. Po pięciu godzinach spędzonych w tym małym pokoju. Zaczą mnie boleć brzuch. Wyszłam z tego przedziwnego miejsca na zewnątrz i przyrzekam sobie, że więcej tutaj nie wróce.

Idąc przed siebie, myślałam co zrobić z moją mocą. Wtedy przypomniło mi się.........
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Dziękuję za uwagę! Jeśli ci się podobało nie zapomnij o gwiazdce ☆☆☆☆☆☆☆ i kom to bardzo motywuję do dalszego pisania😁
Z góry przepraszam za wszystkie błędy💡

Kim Jestem ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz