Eleanor.

176 10 1
                                    

Taca z czymś, co z braku lepszego określenia można nazwać jedzeniem, wylądowała z trzaskiem na stoliku obok mojego łóżka. W misce pływały warzywa bliżej nieokreślonego pochodzenia, na których widok mój poprzedni posiłek nagle zapragnął się ze mnie wydostać. Uśmiechnęłam się krzywo do pielęgniarki, która bez słowa wyszła z sali. Po chwili wahania spojrzałam jeszcze raz na tacę, szybko chwyciłam chleb i odwróciłam wzrok.

-Smacznego.

-Dzięku...-z każdą sylabą mój głos brzmiał coraz ciszej, aż w końcu całkiem ucichł.

Jestem sama na sali.

Przynajmniej powinnam być sama na sali.

Więc kto, do jasnej chol...

-Przypomniało ci się, że jesteś niema, czy jak?-odezwał się ponownie drwiący głos.

Ha, ha.

-A ty słyszał...aś kiedyś o kulturze osobistej?-odparłam.-Grzecznie byłoby się przedstawić.

Głos prychnął w odpowiedzi.

-Can you meet me halfway, right at the borderline...*-cicho zanucił.

Potem usłyszałam za oknem oddalające się kroki. Podbiegłam do niego i szarpnęłam za klamkę, otwierając je szerzej. Wychyliłam się przez parapet, patrząc na ślady butów w śniegu pokrywającym wąskie przejście na dach. Prychnęłam i wróciłam do łóżka, zatrzaskując okno.

Siedziałam chwilę z kołdrą zwiniętą w kłębek pod nogami, żując chleb, po czym rzuciłam go na tackę i założyłam puchate kapcie. Podeszłam do okna, otworzyłam je na oścież i przełożyłam na zewnątrz jedną nogę, biorąc głęboki oddech. Dostawiłam drugą i złapałam się parapetu, próbując odzyskać równowagę. Ruszyłam za śladami stóp, zapominając o zimnie i pielęgniarce, która miała niedługo przyjść, żeby zabrać tacę.

Wspięłam się na metalową drabinę i powoli ruszyłam naprzód, widząc przed sobą kogoś ubranego na czarno, siedzącego przy ścianie komina. Zadrżałam w koszuli nocnej i osunęłam się na zimną posadzkę obok postaci.

-Hej, Pani Grzeczna, jednak przyszłaś?-zaśmiała się dziewczyna, wypuszczając z ust chmurę dymu.

Odsunęłam się od niej, marszcząc brwi, na co ona parsknęła śmiechem.

-Ojej, chyba nie zaczniesz mi teraz robić wykładów o tym, jaki wpływ mają na mój organizm papierosy, prawda?

-Wiesz, umieranie naprawdę nie jest jakieś super-odparłam oburzona.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

-Obojętne mi to, mogłabym się z tobą zamienić.

Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta, chcąc już coś powiedzieć, po czym je zamknęłam.

-Nie przejmuj się tak, księżniczko.-zakpiła, ponownie wydmuchując dym.

-Jestem Mia-dodała po chwili.

Spojrzałam na nią. Bladą, piegowatą twarz okalały niebieskie loczki lekko za brodę, a na prostym nosie tkwiły okrągłe okulary jak z Harry'ego Pottera. Zza nich patrzyły na mnie z kpiną jasnobrązowe, duże oczy, a usta były wykrzywione w drwiącym uśmiechu.

-El.

Mia odwróciła ode mnie wzrok i zaciągnęła się.

-A pełne imię?-zapytała.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

-Nie lubię go.

Mia uśmiechnęła się i przeniosła na mnie spojrzenie migdałowych oczu.

Ponad niebemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz