Mia.

84 8 0
                                    

Leżałam na łóżku, myśląc o Eleanor.
O jej bladej cerze, błękitnych oczach i białych rzęsach.
O króciutkich włosach w kolorze ciemnego blondu i małym nosku oraz wąskich ustach.
Wyglądała jak zawstydzony borsuk albinos, kiedy się rumieniła.
Eleanor mnie fascynowała.
Zastanawiałam się, czy już zasnęła w swojej piżamie w chmurki, czy może leży, patrząc w ciemną rysę na białym suficie i myśli o czasie.
O kilku krótkich miesiącach.
Przyłapałam się na myśli, że chciałabym ją znowu zobaczyć. Miło się z nią spędza czas, bawi mnie.
Wkrótce zasnęłam, nie mogąc doczekać się jutrzejszego dnia.

Rano ubrałam się, zjadłam coś szybko i wybiegłam z domu. Najpierw ruszyłam w stronę sklepu i kupiłam dwa croissanty z czekoladą i mleko czekoladowe, a potem zapakowałam wszystko do plecaka i poszłam do szpitala. Wspięłam się po drabinie na przejście pod oknem Eleanor i ostrożnie zajrzałam do środka, sprawdzając, czy nie ma w środku lekarzy ani pielęgniarek. Ku mojemu zdziwieniu, nie zauważyłam tam nikogo.
Pewnie jest w łazience.- Pomyślałam i uśmiechnęłam się. Spojrzałam w dół z wyrazem triumfu na twarzy-okno było lekko podciągnięte w górę! Szarpnęłam je dalej i wślizgnęłam się do środka, zamykając je za sobą. Usłyszałam szum wody z łazienki, więc uspokoiłam się i rozejrzałam po pokoju.
Nic specjalnego. Łóżko z białą pościelą, telewizor i szafka nocna. Nigdzie żadnych zdjęć, tylko zimne ściany. Powoli wsunęłam się pod łóżko, wciągając za sobą plecak. Upewniłam się, że moje nogi nie wystają spod łóżka i uspokoiłam oddech akurat kiedy spod prysznica wyszła Eleanor.
Jej mokre włosy opadały lekko na czoło, sprawiając, że wyglądała uroczo.
Chwila, co?
Pozbyłam się tej myśli i patrzyłam na kapcie dziewczyny, szurające przed moją twarzą.
Jeszcze mnie nie zauważyła.
Ledwo powstrzymałam się przed ucieczką, kiedy rzuciła się na łóżko, które ugięło się pod nią centymetr przed moją twarzą.
Uśmiechnęłam się i podniosłam rękę w górę, wystawiając ją za krawędź łóżka i złapałam skrawek kołdry. Bardzo, bardzo wolno pociągnęłam go w dół, a kiedy łóżko zaskrzypiało, oznajmując, że Eleanor się ruszyła, szybko przyciągnęłam rękę do siebie.
-Co do...-wymruczała dziewczyna i przyciągnęła kołdrę do siebie.
Wepchnęłam sobie rękę w usta, żeby się nie zaśmiać i powoli przeciągnęłam paznokieć pomalowany granatowym lakierem po ramie łóżka, wywołując tym okropny dźwięk. Powolne skrzypienie łóżka oznaczało, że dziewczyna się porusza. Materac ugiął się przy krawędzi, a zza ramy wyjrzały powoli duże oczy o tęczówkach koloru bezchmurnego, błękitnego nieba.
-Bu.-szepnęłam w tym samym momencie i rzuciłam się do przodu. Eleanor pisnęła i odskoczyła, spadając z łóżka, a ja wpadłam na nią, turlając się po podłodze. Wybuchnęłam śmiechem, a po chwili dziewczyna dołączyła do mnie. Leżałyśmy kilka minut na zimnej posadzce, śmiejąc się, aż wstałam i potrząsnęłam torebką wyjęta z plecaka.
-Mam jedzenie!-zawołałam, rzucając się na łóżko. Eleanor usiadła obok mnie z szerokim uśmiechem na bladych wargach, od których nie mogłam oderwać wzroku. Poczułam, że torba z jedzeniem wysuwa mi się z rąk, a chwilę później szczęki dziewczyny otwierają się, by zamknąć w swoim uścisku czekoladowego rogalika. Przesunęłam spojrzenie na jej ręce, w ktorych tkwiła reszta posiłku.
-Skąd wiedziałaś, że kocham croissanty?-zapytała, oblizując usta.
-Naprawdę je kochasz?
W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Jasne, może jeszcze zaraz przyjdzie doktor i powie, ze magicznie wyzdrowiałam. Nie żyjemy w filmie z Ryanem Goslingiem, po prostu wszystko jest lepsze niż szpitalny PNP.
-PNP?-zapytałam.
-Pokarm Nieznanego Pochodzenia, z braku lepszego określenia.-odpowiedziała Eleanor z uśmiechem, który od mojego przybycia nie schodził z jej twarzy.
Jej wesoły głos towarzyszył mi przy zjadaniu swojego rogalika. Opowiadała mi historie ze swojego pobytu w szpitalu, a potem powiedziała mi, że maluje obrazy i że kiedy wypiszą ją do domu, pokaże mi je.
-Dlaczego jesteś teraz w szpitalu?-zapytałam, wbijając słomkę w kartonik z mlekiem.
-Oh, parę tygodni temu gorzej się poczułam, więc na chwilę mnie tu zatrzymali.
Przerwała, żeby pociągnąć łyk mleka ze słomki.
-Gorzej?
Wzruszyła ramionami.
-Już jest dobrze, niedługo wychodzę.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, podając sobie na zmianę kartonik mleka i biorąc z niego łyk, aż wypiłyśmy cały.
-Może pójdziemy na górę?-zapytałam w końcu, wskazując palcem za okno. Eleanor kiwnęła głową i poszła za mną. Skończyłyśmy, siedząc na dachu ramię w ramię, oparte o komin. Eleanor lekko drżała, więc zdjęłam czarny sweter i zarzuciłam go na jej ramiona, a w odpowiedzi dostałam ciepły uśmiech.
Siedziałyśmy tam, rozmawiając o nieistotnych rzeczach, ale w tamtym momencie to właściwie nie było ważne. Mogłybyśmy równie dobrze siedzieć tam w ciszy, ale ze sobą. Między nami było coś takiego, co wypełniało ciszę, eliminowało napięcie. Czułam się wtedy po prostu dobrze, zapominałam o reszcie świata.
Eleanor powiedziała mi potem, że ze mną jest jej najlepiej, że przy mnie nie jest chora. Moje serce zabiło wtedy mocniej, ale starałam się ze wszystkich sił przekonać je, że to nic nie znaczy.
Nie angażuj się, bo jej nie uratujesz.- Myślałam. Ale było już za późno.
Siebie też nie.

Ponad niebemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz