12. Ufność nieszczęśliwych nigdy ich nie zawiedzie

974 63 3
                                    

,,Ufność nieszczęśliwych nigdy ich nie zawiedzie.''

Minął już tydzień od kiedy Cath trafiła  do szpitala. Jej stan poprawił się tylko trochę, toteż jeszcze nikt nie mógł się z nią zobaczyć. Sherlock i Mycroft na zmianę czuwali w szpitalu, za każdym razem nękani telefonami od drugiego brata. Tego dnia oboje mieli trochę wolnego czasu, więc we dwójkę czekali na szpitalnym korytarzu.
- To nadal przerażające, jak bardzo naraziliśmy ją na niebezpieczeństwo przez to, że nie pomyśleliśmy - odezwał się Mycroft.
- Mogliśmy się przecież domyślić. Tak bardzo jak jest do nas podobna, przez swoją ciekawskość i umiejętność dedukcji, tak jest od nas też bardzo różna.
- Pamiętam ją jeszcze jako dziecko - powiedział z zadumą, po chwili ciszy Mycroft. - Niewinna, prawdomówna i do cna szczera.
- Nieokiełznana, rodzice za nic nie mogli jej poskromić.
- To akurat prawda, jeśli się na coś nakręciła, to nic nie mogło jej sprowadzić na ziemię - westchnął starszy Holmes. - Była jedyną osobą, która była w stanie nas pogodzić. Wiesz...  To ona wybłagała dla ciebie na urodziny Rudobrodego.
Sherlock poderwał głowę i spojrzał zdumiony na brata.
- Rodzice byli bardzo przeciwko posiadaniu psa. Dopiero gdy mała Cath zaczęła grozić, że otruje guwernanta, kucharkę, ogrodnika... Przy wujku Williamie się przełamali. Oczywiście, jak to z nimi, nie mógł to być byle jaki pies... Wybrali pięknego rasowca po championach. Na początku mieli wziąć krótkowłose szczenię, ale po tym jak Cathie zagroziła, że zniszczy zabytkowy fortepian stojący w salonie, zgodzili się na długowłosego psa. Wiedzieli, że groźby małej to nie są słowa rzucane na wiatr. Raz, gdy ciotka Sally powiedziała, że Catherine ma brzydkie włosy, jest zbyt pulchna na twarzy i w ogóle nie podobna do Holmes'ów, ona dosypała do jej herbaty środek usypiający, i to w takiej dawce że ciotka spała dwa albo i trzy dni.
Sherlock poczuł swoje coraz mocniej drżące ręce. Głośny huk w jego Pałacu Myśli i trzęsące się jego ściany zapowiedziały mu, że dzieje się coś złego. Tak wrażliwe pokoje jak dzieciństwo, jego siostra i Rudobrody zostały naruszone a drzwi do nich zostały brutalnie wywarzone kopniakiem. Napływające wspomnienia zaburzyły jego równowagę, zaczęły się mieszać i zalewać jego umysł.
Rudobrody... Cath... Mała Cath wręczająca mu z rodzicami urodzinowy prezent... Cath mówiąca mu, że Rudobrody to bardzo ładne imie dla psa... Uśpienie Rudobrodego... Cath, która może umrzeć tak samo jak Rudobrody...
Wciągnął głośno powietrze otwierając oczy i dostrzegając swojego ojca, a zaraz za nim matkę.
- Nie... Nie, idźcie stąd, ona nie... Nie chce was widzieć... - wydyszał, z trudem łapiąc powietrze.
Nagle rodzice rozmyli się, a w ich miejsce pojawił się Mycroft.
- Jesteś taki naiwny, braciszku... Myślałeś, że zdołasz ją ochronić? - zapytał ironicznie jego starszy brat, poczynając w jego stronę robić duże, powolne kroki. - Jesteś na to zbyt słaby! - Przy ostatnich słowach już prawie doszedł do Sherlocka, ale jego postać ponownie zamieniła się w mgłę, by po chwili znów zmaterializować się w małą Cath z siedzącym obok jej nogi Rudobrodym.
- Nie martw się, braciszku - stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem. - Ktoś tam musi się zająć Rudobrodym. Skoro sprawiłeś, że to będę ja...
NIE!
Ocknął się z piekącym policzkiem i swoim bratem, trzymającym swoje ręce na jego ramionach.
- Nadal tak łatwo zachwiać twój Pałac Myśli. Nie dobrze, drogi bracie, nie dobrze.
W tej chwili z sali wyszedł doktor.
- Pańska siostra się przebudziła, mogą się panowie z nią zobaczyć.
Mycroft od razu wyprostował się jak struna i wbiegł za lekarzem. Sherlock, po chwili, gdy doszedł do siebie wszedł za nimi.
Gdy przemknął przez białe, ascetyczne drzwi niepewnie spojrzał za róg.
Mógł to określić tylko jako obraz nędzy i rozpaczy.
Przy białym łóżku z prętów, pod kołdrą w tym samym kolorze leżała jego siostra, tak blada, że aż zlewała się z pościelą. Obok, na ziemi, klęczał Mycroft, pochylony nad dziewczyną i przytulony do jej szyi. Cath miała zapłakane oczy, jej ręka obejmująca ramiona brata lekko drżała, oddychała ciężko a jej usta bezgłośnie wypowiadały imię brata. Ten widok bardzo przeraził mężczyznę.
Sherlock począł robić w jej stronę powolne kroki, ale ostatecznie nogi załamały się pod nim i musiał się złapać za poręcz łóżka. Dopadł do siostry i objął dłońmi jej twarz. Dziewczyna spojrzała mu w oczy, a detektyw zobaczył w nich wielki ból, ale także radość i wzruszenie. Jego siostra szlochnęła a jej usta wykrzywił lekki uśmiech.
- Sherlock... - wyszeptała, a głos się jej załamał.
Detektyw sapnął bezsilnie i pochylił się powoli by złożyć pocałunek na czole siostry.
- Cath... - wyszeptał mężczyzna chowając twarz w skołtunionych włosach dziewczyny.
Młoda Holmes naprawdę źle wyglądała. Cała podpięta do irytująco pikającej aparatury, blada, z cieniami pod oczami i siniakami. Ręka gładząca włosy Mycrofta drżała z tego wysiłku. 
Trwali tak w ciszy ciesząc się z obecności siostry dopóki nie przyszedł lekarz i nie poprosił ich o wyjście.
Gdy znaleźli się ponownie na korytarzu detektyw wyjął komórkę i zadzwonił do przyjaciela.
- Sherlock? Coś nie tak z Cath? - usłyszał w słuchawce lekko wystraszony głos Johna.
- Lekarz pozwolił nam wejść do niej na chwilę.
- I jak?
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak źle - westchnął bezsilnie.
- Mam przyjechać?
- Nie trzeba, teraz lekarz podał jej leki i musi spać, aby wydobrzała.
- No to przyjadę - orzekł pewnie John i się rozłączył.
Sherlock usiadł naprzeciwko swojego brata i oparł łokcie na kolanach.
- Przerażające - skomentował Mycroft. - Wiedziałem że jest w złym stanie, ale co innego to zobaczyć.
Detektyw nie odpowiedział, tylko schował twarz w dłoniach.
Trudno było sobie wyobrazić, co czuł w tym momencie mężczyzna. Najpierw wstrząs, który wywołały słowa brata a potem widok siostry w tak ciężkim stanie. W końcu leżała w szpitalu prawie półtora tygodnia, więc wydawać by się mogło że już jest lepiej. Jednak dalej jest tak źle.
Na korytarz wszedł John. Podał rękę Mycroftowi i usiadł obok Sherlocka.
- Jutro powinna być sprawa przeciw Morganowi - zaczął.
- To prawda, wezwano nas na świadków. Chociaż, na przykład Mycroft wymigał się od jutrzejszych zeznań na forum, mówiąc to, co miał do powiedzenia wcześniej - Sherlock spojrzał z przekąsem na brata, który uśmiechnął się z przekąsem.
Kolejna noc spędzona we troje w szpitalu, teraz jednak z nadzieją, że jeszcze trochę i wszyscy wyjdą na prostą.

Najtrudniejsze Zadanie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz