14. Lew ginie z braku łupu, a małe lwicy idą w rozsypkę.

955 57 7
                                    

  Lew ginie z braku łupu, a małe lwicy idą w rozsypkę.  

Wbiegł po schodach do salonu i zaczął się rozglądać.

- John! - zawołał.

- Tak? - zawołany wyszedł z korytarza z laptopem pod ręką. - Coś nie tak z Cath?

- To raczej ja powinienem spytać co nie tak z panią Hudson. - odparł.

- A powinno coś być? - zmarszczył brwi zdziwiony. - Pani Hudson pięć minut temu przyszła tu do mnie po jakiś grzebień, który Cath od niej pożyczyła i aktualnie jest u siebie - Sherlock zapatrzył się na niego przez chwilę.

- O nie... - szepnął i wypadł szybko z salonu.

- Sherlock! - krzyknął za nim doktor, szybko odkładając laptopa, łapiąc kurtkę z wieszaka i wybiegając za nim.

Gdy detektyw zbiegał właśnie po schodach zadzwonił jego telefon.

- Wracam szybko do szpitala, to pułapka, z moimi gośćmi wszystko w porządku - usłyszał zdyszany głos Mycrofta.

- Ja również wracam - odpowiedział szybko i rozłączył się.

Wsiadł do taksówki a zaraz za nim wszedł John. Jeszcze nigdy droga do szpitala nie dłużyła mu się jak teraz. Gdy wysiadali podjechał również samochód starszego Holmesa, a on sam wyskoczył z auta i pognał do budynku nie oglądając się za bratem.

- Szybko , zawiadom doktora, ja biegnę do Cath! - krzyknął Sherlock do Johna, gdy byli już na jej oddziale. 

Wpadł na salę i podbiegł do łóżka siostry, której wystraszony Mycroft już sprawdzał puls.

- Co ty tutaj robisz, durniu - warknął jego brat zdenerwowany. - Biegnij po lekarza!

- John już to zrobił - powiedział słabo widząc przez okienko w drzwiach biegnącego doktora z Johnem i kilkoma pielęgniarkami. Wpadli do środka i odsunęli Holmes'ów od łóżka.

- Niech panowie stąd wyjdą! Tessa, biegnij po doktora Newmana i kilka pielęgniarek! Nie, pan panie Watson niech zostanie, pomoże mi pan zanim Tessa przyprowadzi Newmana! - wykrzykiwał komendy doktor Scott krążąc wokół łóżka. 

- No już, panowie, wychodzimy! - powiedziała pielęgniarka, nazywana Tessą, i wyciągnęła ich z sali. Gdy kobieta tylko wyszła, zaczęła biec ile sił w nogach. Nie minęło długo, nim wróciła, tym razem w towarzystwie około czterdziestoletniego lekarza i dwóch pielęgniarek. Nawet nie spojrzeli na siedzących na krzesłach Sherlocka i Mycrofta.

Czekali pod salą na jakiekolwiek wieści. Niedługo po przybyciu doktora Newmana wyszedł John i dołączył do nich. Słuchali wydawanych krzykiem komend lekarzy, obserwowali wbiegające i wybiegające pielęgniarki.

- A miało już być dobrze - stwierdził Watson w zadumie.

- Witaj w realnym świecie - gorzko powiedział młodszy Holmes - tutaj nic nie jest pewne.

Mijały godziny. Z czasem ucichało, coraz rzadziej ktokolwiek wychodził z sali. Po jakimś czasie wyszedł doktor Newman ze swoimi pielęgniarkami. Przystanął na chwilę przed mężczyznami, skłonił przed nimi na chwilę głowę i odszedł. 

- Kto to zrobił Cath? - zapytał w końcu John.

- To raczej oczywiste że Morgan. Inną sprawą jest to, jak udało mu się uciec policji. Czuję, że Lestrade'owi się oberwie - mruknął Sherlock.

- A może to nie sam Morgan, a jego poplecznicy, drogi braciszku? - spytał Mycroft. - Wiesz dobrze, że miał bardzo rozbudowaną siatkę wiernych podwładnych.

- Możliwe, ale ktoś musiał w końcu wydawać im rozkazy - parsknął detektyw. - Dzwonię do Lestrade'a, niech się tłumaczy.

Wyjął komórkę i już po chwili połączył się z inspektorem.

- Lestrade, powiesz mi, jakim cudem jakieś kilka godzin temu Morgan wyszedł na wolność?

- Jak to na wolność? Jeszcze pięć minut temu widziałem go w celi.

- Więc wytłumacz mi, jakim cudem  przyszedł do szpitala i odłączył Cath od wszelkiej aparatury?

- Nie wiem, Sherlocku, ale nie obwinisz mnie tym. Od chwili umieszczenia Morgana w celi nie jest to już moja działka. Z tego co wiem dzisiejszego ranka przebywał jeszcze w więzieniu sądowym, kilka przecznic od waszego szpitala. Jednak popołudniu został przetransportowany do więzienia poza Londynem - powiedział policjant. - Bardzo mi przykro z powodu Cath, ale to tyle co wiem. Teraz Morgan podlega władzom więzienia, nie mnie. 

Sherlock rozłączył się i opowiedział czego się dowiedział.

- Morgan wyszedł, ale wrócił? - zapytał zdezorientowany John.

- To mało możliwe. W więzieniach sądowych zatrzymanym nakładane są bransolety, które mają alarmować o ucieczce. Gdyby taki alarm zostałby wszczęty, Greg by o nim wiedział - stwierdził Mycroft. - Ale w końcu siatka Morgana była naprawdę rozbudowana, więc możliwe że miał kogoś pracującego przy tym więzieniu, a w sądzie już na pewno. Mógł wysłać tu kogoś z nich.

- Nie przewidziałeś jednej rzeczy - zaczął Sherlock. - Takie bransolety najczęściej są tak programowane, że oprócz więzienia, skazany może również przebywać w szpitalu, bo gdyby nastąpił ciężki wypadek nie byłoby czasu na zdejmowanie jej tak, żeby nie zareagowała, co jest czasochłonne i  mogłoby zaważyć na życiu więźnia.

- Czyli uważasz - powiedział Watson - że Morgan przyszedł tu skończyć to, co zaczął i wrócił do celi zanim ktokolwiek był w stanie zauważyć jego zniknięcie?

- Brawo, braciszku - Mycroft założył ręce - udało ci się to rozwiązać. Niestety nie ma to już większego znaczenia, bo Morgan przebywa w więzieniu a nasza siostra aktualnie stoi na granicy życia i śmierci.

- Och, jesteś po prostu zazdrosny że to nie ty na to wpadłeś - uśmiechnął się ironicznie. - Nie martw się, rozpracowywanie siatki jego zgromadzenia z największą przyjemnością zostawię tobie. Przyda ci się trochę ruchu.

- Wiesz dobrze, że ja nie zajmuję się takimi sprawami, nie taplam się w brudnej robocie. To twoja działka.

- I doskonale widać to też w twojej figurze. Zapuszczasz się, braciszku. Może cała ta sprawa z Cath i trochę ruchu sprawi, że choć trochę ubędziesz. Chociaż to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę twoje skłonności do...

Nie skończył, bo drzwi od sali otworzyły się i wyszedł nimi doktor Scott. Zdjął okulary, przetarł dłonią zmęczone oczy i spojrzał smutno na Holmes'ów i powiedział:

- Pańska siostra nie żyje.

Najtrudniejsze Zadanie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz