Rozdział 4

115 13 3
                                    


   Przyjęcie herbatkowe skończyło się po godzinie, bo ciocia chciała odzyskać poduszki, które Kate zabrała z kanapy i które stanowiły podstawy twierdzy. Chciałam iść się przebrać, ale kuzynka zaciągnęła mnie do ogrodu i zmusiła do zabawy w dom w domku na drzewie.

No brawo Maddie, dałaś się dziesięciolatce.

Mimo wszystko miło było wrócić do czasów dzieciństwa. Zabawa z Kate całkiem mnie odprężyła. Gdy wychodziłyśmy na zakupy (czytaj: szłyśmy do kuchni po babeczki) włączył się zraszacz, o którym całkiem zapomniałyśmy. Na nasze nieszczęście przechodziłyśmy dokładnie nad nim. Zraszacz zaczął kręcić się w kółko i zanim się zorientowałyśmy byłyśmy całe mokre. Złapałam Kate za rękę i pobiegłyśmy w stronę werandy piszcząc.

- No brawo księżniczki – usłyszałam drwiący głos Luke – Urządzacie konkurs miss mokrego... mokrej sukienki?

- Zamknij się – syknęłam.

Kate zaczęła skakać ochlapując przy tym mnie (o ile mogłam być bardziej mokra niż byłam) i Luka. Obserwując jego reakcję wpadłam na genialny pomysł.

- Braciszku – powiedziałam słodko przeciągając samogłoski i podeszłam do niego szybkim krokiem z wyciągniętymi rękami – Podobno chciałeś się pogodzić – powiedziałam przytulając się do niego.

- Cholera, Maddie! – wrzasnął.

- Luke! – krzyknął wujek z kuchni.

- Wujku! Maddie...

- Cicho – syknęłam.

Luke westchnął i rzucił przez ramię:

- Przepraszam.

- Przyniosę wam ręczniki – powiedziała ciocia i zniknęła na schodach.

- Zadowolona? – syknął Luke.

- Nie do końca.

- Chodźmy! – pisnęła Kate i pobiegła w stronę zraszacza.

- Kate! – wrzasnęliśmy jednocześnie.

Ale mała skakała już przez wodę. Luke wzruszył ramionami, schylił się, złapał mnie za uda, przerzucił sobie przez ramię i pobiegł w stronę zraszacza. Pisnęłam kiedy poczułam zimną wodę pod sukienką. Kate zaczęła się ze mnie śmiać i chlapnęła mi wodą w twarz. W duszy podziękowałam sama sobie, że nie zrobiłam makijażu. Pisnęłam, przez przypadek Lukowi do ucha. Poślizgnął się i upadł plecami na zraszacz. Zerwałam się z na nogi, ale nie odeszłam, bo Luke chwycił mnie za kostkę i pociągnął. Runęłam na ziemię. Śmiejąc się przytkałam jedno z ujść zraszacza kierując strumień wprost na Luke. Zaczął krzyczeć i zasłaniać się rękami. Kate pisnęła z radości.

   Nagle ponad ramieniem Luka zobaczyłam ten sam zarys postaci, co w łazience. Mrugnęłam. Mężczyzna stał w cieniu drzew i przyglądał nam się. Nie widziałam jego twarzy, ale zobaczyłam, że coś jest nie tak z jego ręką: bezwładnie zwisała wzdłuż jego ciała sięgając palcami do połowy łydki. Wzdrygnęłam się.

- Maddie? – zapytał Luke i podążył za moim spojrzeniem.

Mężczyzna zniknął tak nagle, jak się pojawił.

- Maddie, na co patrzysz?

- Na nic – odpowiedziałam przytomniejąc.

- Dzieci! – usłyszeliśmy lament cioci – Co żeście zrobili? Jesteście cali mokrzy! Będziecie się przebierać na dworze! Nie wpuszczę was tak do domu!

- Dla mnie okey – powiedział Luke i pchnął mnie znowu na zraszacz.

- Luke! – wrzasnęłam i rzuciłam się na niego. Złapał mnie za nadgarstki.

- Luke, puść ją – powiedziała błagalnie ciocia.

Brat puścił mnie.

- Przynieś nam jakieś ciuchy, ciociu – poprosiłam.

Po chwili siedzieliśmy z Lukiem w domku na drzewie z suchymi ubraniami. Wujek zaniósł Kate, owiniętą w ręczniki, do łazienki.

- Do twarzy ci w koronie, księżniczko – stwierdził ponuro Luke.

- Luke? Coś ci się stało?

- Nic – wzruszył ramionami – Tak do ciebie mówi? – zapytał nagle.

- Co? Kto?

- Chłopak, u którego byłaś.

- Luke, ja...

- Nie kręć. Umiem dodać dwa do dwóch. Powiedz mi tylko, dlaczego uciekłaś?

- Nie uciekłam – skłamałam wlepiając wzrok w swoje stopy.

- Oj Maddie, Maddie... nie umiesz kłamać. Zrobił ci coś?

- Nie.

Może powinnam mu powiedzieć o dziewczynce? Nie, uzna mnie za wariatkę. Tylko mi się przywidziało. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem było to, że Diego dodał mi coś do herbaty. Jakiś narkotyk halucynogenny. Tyle.

- Maddie, jeśli ten kretyn...

- Nie nazywaj go tak – zaprotestowałam – Poszłam do niego z własnej woli.

- I z własnej woli uciekłaś.

- Nie. Ja... my...ugh...

- Wiem, umówiliście się na seks – powiedział, a mnie aż zakuły uszy.

- Tak – przyznałam – Myślałam, że jestem gotowa, że chcę, ale...

- Zrobił ci coś? – zapytał po raz drugi.

- Nie. Ja po prostu... jednak nie byłam gotowa.

Luke westchnął.

- Moja mała, głupiutka siostrzyczka – stwierdził przyciągając mnie do siebie. Westchnęłam – Zamierzasz do niego wrócić? – zapytał nagle.

- Co przez to rozumiesz? – zapytałam odsuwając się od niego.

- No, wiesz... – podrapał się po karku.

- Ja wciąż jestem jego dziewczyną.

- Tsa... – westchnął i zszedł po drewnianej drabince na dół.

- Luke – wyjrzałam za nim. Uniósł głowę – Nie możesz mnie wiecznie chronić. Ja kiedyś dorosnę. I zrobię to, prędzej czy później. Musisz to przyjąć do wiadomości, czy ci się to podoba czy nie.

Nie odpowiedział tylko ruszył w stronę werandy.

Westchnęłam i oparłam się o ścianę domku. Przez prowizoryczne okienko zobaczyłam ten cień, znowu pod drzewem. Nie widziałam jego twarzy ani żadnych szczegółów, ale miałam nieodparte wrażenie, że się we mnie wpatruje.

- Wal się – mruknęłam i zeszłam po schodkach.

Zaklinaczka Duchów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz