Prolog

8.4K 616 675
                                    

Hej kochani! Witam was ponownie! Wielu z was pisało do mnie, że w pierwszej części wiele pytań zostało bez odpowiedzi. Czas to zmienić. Startujemy z Bossem II i mam nadzieję, że pokochacie tę część tak jak pierwszą. 

W tym ff nie będzie opisów gwałtów! 

A to krótki prolog. 

Polecam Thirty Seconds To Mars - End Of All Days :)

______________________________________

Byłem świadkiem wielu rzeczy. Tych dobrych i tych złych. Widziałem gwałty, morderstwa, ludzi staczających się na dno. Ale mogłem też podziwiać cud narodzin, śluby i pierwsze spojrzenia miłości. Myślałem, że widziałem wszystko, że nic nie jest w stanie mnie zdziwić czy zszokować. Kurwa, jak bardzo się myliłem. 

To co widywałem regularnie, przez ostatni rok, było czymś na co nigdy nie byłem i nigdy nie byłbym gotowy. Ciemne obrazy i dźwięki: jęki i krzyki przepełnione bólem i błaganiem o pomoc. Pomoc, która nigdy nie nadeszła. 

I to wszystko było moją winą. Tylko i wyłącznie moją, bo byłem pierdolonym egoistą. Potworem, który brzydził się własnego odbicia. Kimś kto żył wspomnieniami, starając się dożyć jutra. 

Zmieniłem się. Ale myślę, że wszyscy się zmieniliśmy. Wyznaczyłem sobie cel, do którego po trupach dążyłem. 

I równo rok później byłem już blisko.  Tak kurwa blisko, a jednak tak daleko.

- Gdzie on jest?! - krzyknąłem, wymierzając bronią w Desa. - Gdzie jest Louis?!

Zayn i Liam stali za moimi plecami, a ludzie Desa przykładali im noże do gardeł.  Ale ja widziałem tylko jego, mimo otaczających nas ciała naszych ludzi. Martwe spojrzenia i usta otwarte w niemym krzyku. To wszystko nie miało znaczenia. Nie kiedy byłem tak blisko.

 Od początku moich poszukiwań nie odwracałem się do tyłu, zostawiając za sobą stery trupów. Mężczyzna za mężczyzną, kobieta za kobietą. Zabrałem wiele istnień byleby móc go odzyskać, zobaczyć chociażby ten ostatni raz. 

Przeszedłem piekło tam i z powrotem i wiedziałem, że dla Louisa zrobiłbym to jeszcze raz. 

Ale moja droga była niczym, w porównaniu do tego co przeszedł Louis. Widziałem wszystko co mu robili. Słyszałem każdy krzyk czy jęk bólu. I był taki odważny, tak bardzo silny. Gdy ja płakałem torturując się obrazami z nagrań, on walczył. Robił to za nas obu. 

Ale później... Później przestał walczyć. Z początku myślałem, że Des się nade mną zlitował i po prostu wyciszał dźwięk. Jezu, jak bardzo się myliłem. Złamali go, zniszczyli. Musiałem patrzeć jak pozwalał im na wszystko, jak bardzo się bał. Jak robił wszystko, żeby mniej bolało, żeby to piekło w końcu się skończyło. 

Liczyłem każdą próbę. Połykanie tabletek, podcinanie sobie żył, czy głodzenie się. Ale oni nie pozwolili mu umrzeć. Po jakimś czasie sam się o to modliłem. Chciałem, żeby umarł, żeby to się skończyło. 

Najgorzej było kiedy szlochał moje imię. Powtarzał je niczym modlitwę, jakby miało go to uchronić. A ja nie mogłem  nic zrobić. Mogłem tylko patrzeć jak mój Louis umierał. Jak jego oczy, które zawsze błyszczały pięknym lapis lazuli, stawały się mętne i puste. Tak jak moje serce. 

- Harry, Harry, Harry - zacmokał, upijając łyk whisky. - Może zaczniemy od jakiegoś "dobry wieczór ojcze"? 

- Pieprz się! Mów zanim rozwalę ci łeb! 

- Taki niewychowany. Zabij mnie - stwierdził. - Zabij, a moi ludzie dopilnują, żeby twój Louis pocierpiał zanim zdechnie. Ale najpierw trochę go poużywają. Tak jak robili to przez ostatni rok - uśmiechnął się. - Ja sam miałem go kilka razy, ale później... - zamyślił się na chwilę. - Później miało go zbyt wielu, a on nie stawiał już oporu, więc co to za zabawa - znowu upił łyk. 

Nacisnąłem na spust, a kula przebiła ramię Desa. Jęknął głośno, okrywając dłonią ranę. Jego ludzie zareagowali, ale on szybko uniósł dłoń. 

- Radziłbym, żebyś się uspokoił - syknął przez zęby. - Chcesz go zobaczyć? Tak bardzo śpieszysz się do swojego chłopaczka? Tylko on już nie jest sobą. To zwykła dziwka, która wypina się za odrobinę wody - zaśmiał się głośno. - Możesz go mieć, bo ja dopiąłem swego. Przyprowadź go - powiedział do swojego ochroniarza. 

Ten ostrożnie wycofał się z pokoju, nadal mierząc do nas ze swojego karabinu. 

Moje myśli oszalały. Louis, Louis, Louis. Miałem go zobaczyć. On znowu miał być przy moim boku. Miał być bezpieczny. 

I chociaż w rzeczywistości musiało minąć kilka minut, dla mnie czas się ciągnął, jakbym stał w tym jebanym pokoju latami. I w końcu drzwi się otworzyły, a ja zawyłem z rozpaczy. 

Nawet z takiej odległości mogłem zobaczyć w jakim stanie był mój Louis.

Louis, Louis, Louis. 

Mogłem zliczyć wszystkie kości, blizny, siniaki i rany. Miał na sobie tylko krótkie spodenki. Spodenki brudne i podarte, ledwo trzymające się na jego wychudzonych biodrach. 

- Louis - powiedział Des, wyciągając w jego stronę rękę. - Chodź do mnie skarbie. 

Chłopak zadrżał i powoli, bardzo powoli zaczął iść w jego stronę. Utykał na lewą nogę i każdy krok sprawiał mu ból. Widziałem jak zaciskał zęby z każdym postawionym krokiem. 

- Lou - szepnąłem. 

I wtedy na mnie spojrzał, ale jakby mnie nie widział. Uśmiechnął się lekko, zanim Des pociągnął go za rękę. Widziałem jak szeptał mu do ucha, a Louis powoli skinął głową. 

- Pokażmy Harremu jak świetnie bawiliśmy się przez ostatni rok - powiedział Des. - Na kolana Louis - rozkazał, a ten od razu spełnił jego żądanie. Drżącymi rękoma sięgnął do jego rozporka i wtedy zacząłem krzyczeć. 

Louis. 

___________________________

Kochani! Wiem, że ten prolog może was obrzydzić, ale dajcie temu ff szansę. Obiecuję, że nie będzie tutaj żadnych graficznych opisów gwałtów, ani nic z tych rzeczy. 

Ta część będzie podzielona na jakby dwie części. Wspomnienia i akcję "aktualną". Już niedługo rozdział pierwszy, a tymczasem co myślicie o prologu? 

Boss II LostWhere stories live. Discover now