Part 2

5.9K 547 539
                                    

Szczęśliwego Nowego Roku moi drodzy! <3 

Jakie wrażenia po poprzednich częściach? 

_________________________________

Zayn wyglądał lepiej. Jego skóra znowu miała swój zdrowy oliwkowy kolor, a cienie pod oczami powoli znikały. Tylko kilka większych siniaków było dowodem mojego wybuchu. Nadal momentami wstydziłem się swojego zachowania. Minęło sporo lat od kiedy ostatni raz go uderzyłem. Wtedy  było gorzej, bo trafił na OIOM. Tylko, że tym razem czułem się o wiele gorzej. Ale on rozumiał, nie oceniał. Uśmiechał się lekko, łapiąc swoją dolną wargę. I zadawałem sobie pytanie: jak taki "nikt", zasłużył na przyjaciela jak on. Byłem tak strasznie pochłonięty swoim żalem, że nawet nie zdawałem sobie sprawy co tak na prawdę działo się u ludzi, którzy byli moją rodziną. Niall i Zayn nie byli już razem. Nie, nie wzięli rozwodu, ale było to tylko kwestią czasu. 

- Kocham go, Harry. Kocham go całym sobą, ale nie mogę zapomnieć. Próbowałem, gdy znalazł mnie w Aspen. Wysłuchałem go, ale w myślach szukałem sposobu jak go zabić. Jak sprawić, żeby to bolało mniej, chociaż odrobinkę mniej. - Ze zrozumieniem pokiwałem głową. - To było tak jakbym oddychał, ale nie mógł zaczerpnąć tchu. I ja wiem, że on żałuje... Wiem, bo go znam. Tak mi się wydaje - dodał po chwili. - Zakochałem się w nim, gdy tylko go zobaczyłem. A pokochałem, gdy pierwszy raz się do mnie odezwał. A po tym wszystkim? Jak ja chciałem mu wybaczyć. Ale analizowałem każde jego słowo, szukając w nim kłamstwa. Bałem się, że nawet jego wyjaśnienia to nie prawda. Dlatego go zostawiłem. Tak będzie lepiej dla mnie i dla niego - westchnął, zaciągając się papierosem. 

- Zayn... 

- On się obwinia, wiesz? Myśli, że to co stało się z ... 

- Nie musisz bać się mówić jego imienia - powiedziałem, zanim upiłem łyk whisky. 

- Myślisz, że on.. Że nadal żyje? 

- Mam taką nadzieję. 

- Nie przestaje się kogoś kochać w jeden dzień - szepnął Zayn. 

Znowu pokiwałem głową. 

- Czasami nigdy się nie przestaję. 

Tym razem to on przytaknął. 

Wszyscy uważali, że liczba trzynaście przynosiła pecha. Ale nie mi. Właśnie tyle dni minęło od kiedy ostatni raz widziałem Louisa i w końcu na coś trafiłem. Burdel, do którego przyjechałem, sławił się mianem ekskluzywnego. Może i była to prawda, bo nikt nie rżnął się na środku brudnego pokoju, a stare stoliki nie błyszczały od koki. Zamiast tego widziałem duży salon z pięknymi meblami i gdyby nie półnagie kobiety i mężczyźni, nigdy nie skojarzyłbym tego miejsca z domem rozkoszy. 

- Panie Styles.  - Piękna kobieta po czterdziestce, zapewne Burdelmama, usiadła obok mnie na czerwonej kanapie. - Czym lub kim mogę służyć? - zapytała, nachylając się nade mną. 

- Wolałbym przenieś tę rozmowę w bardziej ustronne miejsce - odpowiedziałem, patrząc w jej zielone oczy. 

- Oczywiście - powiedziała wolno, wstając z kanapy. - Czy któryś z twoich ludzi chce się zabawić? zapytała uprzejmie. 

- Niestety nie jesteśmy tu w celach towarzyskich. 

- A więc interesy - stwierdziła, zanim zaczęła iść w stronę schodów. 

Pokój do, którego nas zaprowadziła okazał się być dużym biurem. Niewielkie biurko, które stało przy oknie, zawalone było niezliczoną ilością papierów, a na trzech fotelach walały się części garderoby. 

Boss II LostWhere stories live. Discover now