Chapter 10.

1.1K 59 11
                                    

Zauważyłam, że ostatnio zdarza mi się budzić bardzo gwałtownie. Tak jak i tego ranka. Tym razem nie przez tatę i jego zabawę głośnikami, a dzwonek w telefonie, czyli "American Idiot" od Green Day. Zaczęłam szukać telefonu i kiedy wygrzebałam go spod poduszki, odebrałam. 

-Nie wiem kto dzwoni, ale jeśli to nie jest sprawa wagi państwowej... - mruknęłam, odgarniając kołdrę nogami. Skoro już nie śpię, to wstanę. 

-Ja też się cieszę, że cię słyszę. - Scott. Tak myślałam. 

-Żeby ci Ethan... Nie ważne. 

-Stoję pod domem, mam wchodzić, czy wyglądasz jak Godżilla? - prychnęłam na jego słowa i poszłam do łazienki. Omal nie potknęłam się o Armaniego. 

-Wchodź, tylko żeby ci nie stanął, Dylan biega po domu w samych bokserkach, z tego co słyszę. - Powiedziałam, nawiązując do hałasu na dole. Rodzice znowu byli w delegacji, więc został tylko ten dureń. Rozłączyłam się, zanim Scott zdążył powiedzieć coś mądrego. - Dylan! Nakarm Armaniego! - wrzasnęłam.

-To twój kot! - odkrzyknął. Usłyszałam również dźwięk otwieranych drzwi, czyli Scott wszedł. 

-Ale ty go nakarm! 

Stanęłam przed lustrem. Przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór. A najlepiej pamiętałam moment, kiedy Zayn odwiózł mnie do domu. Odprowadził mnie pod same drzwi, przytulił, pocałował... Było idealnie, co by tu dużo mówić. 

Odpędziłam tę myśli, kiedy zorientowałam się, kto stoi w drzwiach do łazienki. 

-Nie szczerz się tak do lustra, piękności - zaśmiał się i podszedł do mnie, po czym przytulił  od tyłu. - Ma się rozumieć, że randka się udała? 

-Tak. - odpowiedziałam, zabierając się za malowanie oczu. Brunet nadal mnie przytulał. 

-Wow, myślałem, że odpowiesz coś jak TO NIE BYŁA RANDKA, BLABLABLA, a tu taki surprise... - zaśmialiśmy się z jego nieporadnej próby parodiowania mojego głosu. - Mówiłem, że Zanel jest real. 

Jest? 

*** 

-Pani Troye, proszę chwilę uważać - odwróciłam wzrok znad telefonu, słysząc głos wychowawcy. 

-Jasne, przepraszam. - powiedziałam, chowając urządzenie do torebki. Mężczyzna wrócił do tematu, nad którym się skupił, a ja, szczerze mówiąc, byłam kompletnie poza nim. Chwilę zajęło mi wdrożenie się.

-Jak już mówiłem, nie będzie żadnych opłat. Jedzenie, picie - wszystko zapewnia samorząd, który zebrał całość składek klas maturalnych i okazało się, że pieniędzy jest wystarczająco. Tak więc, waszym jedynym obowiązkiem będzie przyjść i dobrze się bawić! - klasnął w dłonie. Przeanalizowałam fakty. Nastąpiło buforowanie. Dzyń, wiem!

BAL!

-Mamy być parami, czy samemu też można? - Odezwał się Hood. Nie żebym go nie lubiła, ale irytowało mnie to, jak podrywał wszystkie dziewczyny. Chociaż ostatnio nie widziałam go w pobliżu żadnej. 

-Od zawsze przychodziło się parami, ale myślę, że jeżeli już naprawdę chcesz iść sam to możesz. - odpowiedział Brown. 

-Możemy zabrać osoby z poza szkoły? - tym razem odezwała się Madison. Tak myślałam, że będzie chciała przyciągnąć Oliviera. 

-Również można. - odpowiedział, w tym samym momencie, kiedy zadzwonił dzwonek. Wszyscy skierowali się do wyjścia. Żeby uniknąć stratowania, poczekałam aż wszyscy wyjdą i wtedy skierowałam się do wyjścia. - Chanel, zaczekaj. 

-Tak? - odwróciłam się do wychowawcy. Wskazał gestem ręki, abym podeszła do biurka. Zbliżyłam się więc, naciągając rękawy bluzy na dłonie. 

-Dyrektor prosił, abyś zaśpiewała coś na balu. - powiedział, kładąc ręce na biurku. Wypuściłam powietrze przez usta, robiąc tak zwany "motorek". - Wiem co chcesz powiedzieć, ale zrozum, śpiewasz naprawdę ładnie, a na...

-Dobrze. - przerwałam mu, przez co spojrzał na mnie jak na ducha. Nastała chwila ciszy, gdy pan Brown przyswajał zgodną informację od mojej osoby, przez co zaczęłam się śmiać. - Tak proszę pana, zaśpiewam. 

-Chwała Chrystusowi, a jestem ateistą. - mężczyzna również zaczął się śmiać i chwycił moją dłoń, lekko ją ściskając. - Po raz kolejny ratujesz mi tyłek, mała, dziękuję. Zmykaj. 

-Nie ma za co, do widzenia! 

*** 

-Kim jesteś i co zrobiłaś z Troye? - Scott uniósł jedną brew w geście zdziwienia, kiedy powiedziałam mu, że zgodziłam się na występ. Sama do końca nie wiem co mną kierowało, nie lubię zwracać na siebie całej uwagi. 

-Nie pytaj mnie, bo nie wiem. - bąknęłam, wyciągając książki z szafki. 

-A co do balu, idziesz z Zayn'em? - zapytał. Zawahałam się. Powinnam? Ale nie zaprosił mnie, może idzie z kimś innym... 

Kimś innym? Ta myśl zabolała. 

-Nie wie... - nie dokończyłam, bo ktoś wszedł mi w zdanie, zamykając drzwi od mojej szafki. 

-Tak, idzie ze mną. - spojrzałam na bruneta i nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Zlustrowałam go wzrokiem. Miał jak zwykle uczesane włosy, był ogolony i schludnie ubrany. Ale ja nadal widziałam w nim tego Zayn'a, który odbierał mnie wtedy z imprezy. 

-Tak Zayn, pójdę z tobą na bal, miło, że pytasz. - powiedziałam z przekąsem, kiedy brunet zbliżył się, by mnie przytulić. Oczywiście odwzajemniłam uścisk, co spotkało się z szeptami i ciekawskimi spojrzeniami większości osób. Normalnie czułabym się z tym źle, ale jak już wcześniej wspominałam... Coś się zmieniło. 





W mediach Armani x

Different || z.m. ✔Where stories live. Discover now