Chapter 1.

1.8K 72 9
                                    

-Troye... Troye... - mamrotał Scott. - A wiesz, że masz na nazwisko tak, jak na imię ma taki jeden fajny piosenkarz? - zamknął szafkę.

-No to co. - burknęłam, oglądając swoje dopiero co zrobione hybrydy. Oczywiście na czarno. Tak jak mój strój, luźny sweter, rurki z wysokim stanem, oraz trampki Converse. Makijaż miałam skromny, jedynie oczu nie szczędziłam. Zawsze obrysowywałam je czarną kredką, oczywiście nie przesadnie, żeby nie wyglądać jak panda. Cienko, ale widocznie. Rzęsy miałam naturalnie długie, więc tylko podkreślałam je tuszem. Brwi, jak brwi, były ładne. Usta? Jedynie pomadka ochronna. Miałam to szczęście, że nie byłam pryszczata, jak większość moich rówieśników, więc puder nie zagościł nigdy na mojej półce.

-A no to, że jest gejem! Będzie mój. - oparł się o szafkę obok mnie. Rzuciłam mu przelotne, zdegustowane spojrzenie. - No daj spokój, tyle lat, a ty nadal nie przyzwyczajona?

-Nadal hetero. - parsknęłam.

-To dobrze, bo gang wpierdolu chyba o tobie gada. Tam są niezłe dupeczki, może jakąś wyrwiesz. - spojrzałam we wskazaną przez niego stronę. Grupa chłopaków faktycznie patrzyła na mnie i coś mówiła. Gorsze było to, że przez ich śmiechy i komentarze, większość wzroków spoczywała na mnie. Westchnęłam.

-Potrzymaj. - dałam mu swoją torbę i poszłam w miejsce, gdzie stała ta zgraja. Kiedy zauważyli, że do nich idę, oparli się o ścianę i zamilkli.

-Co taka pięknotka jak ty, szuka u nas? - odezwał się Hood.

-Czego taka pięknotka jak ja, chce od zgrai neandertalczyków z IQ na poziomie rozwielitki? No nie wiem, kurczę... Może, żebyście z łaski swojej nie pożerali mnie wzrokiem i zwracali uwagi całej szkoły? - założyłam ręce na piersi.

-Kocico, schowaj pazury. - przewróciłam oczami, gdy usłyszałam ten głos.

-Daruj komentarze Malik. Po prostu się odpierdolcie. - chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał, zaciskając delikatnie palce na moim nadgarstku. - Puszczaj, ty niedorozwinięta amebo, bo pożałujesz.

-Bo co? Bo znowu strzelisz mi liścia, jak na dziedzińcu? - Przyciągnął mnie do siebie. - Pamiętaj, Kiciu, co miało być moje, to moim będzie. - szepnął mi do ucha. - Za jakiś czas przestaniesz grać niedostępną. - Odsunęłam się szybko, wyrywając mu dłoń.

-Słuchaj, Kiciu, bo trzeci raz powtarzać nie będę. Nie jestem czymś, co możesz położyć sobie na półkę jako trofeum, o nie, o tym możesz pomarzyć. - dźgnęłam go palcem w klatke. - Która z obecnych tu pań, nie dała mu się przelecieć? Tylko bez oszukiwania! - na korytarzu rozbrzmiały szmery, a tylko jedna, urocza brunetka podniosła ochoczo rękę. - Propsy, koleżanko. - wskazałam na nią, po czym wróciłam wzrokiem do Malika. - Za wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę, Malik. Jej nie przeskoczysz. - chciałam odejść, lecz jeszcze coś wpadło mi do głowy. - A, jeszcze jedno. Dziewczyny nie grają niedostępnych. Jeżeli Ci się wydaję, że takowa jest, to znaczy, że kompletnie jej nie interesujesz. Tak jest ze mną i tobą, Zayn. Nie interesujesz mnie, pogódź się z tym. - Po tych słowach odeszłam, w asyście gwizdów i braw. Nienawidziłam tego. Sztucznego szumu. I owszem, lubiłam scenę i publikę, ale nie taką. Nie chciałam być znana jako drama queen.

-Czas, Kiciu. Czas rozstrzygnie, kto z nas miał rację. - dobiegł mnie jego krzyk. Jedyne co zrobiłam, to pozdrowiłam go środkowym palcem, nawet się nie odwracając.

💥💥💥

hello_cookies lof ju

Different || z.m. ✔Where stories live. Discover now