XXI

1.9K 184 24
                                    

Wszedłem do komisariatu i poczułem błogą ulgę. Stałem się całością. A to wszystko za sprawą mojego sobowtóra stojącego przede mną. Spojrzałem mu w twarz. Miał duże, przepełnione brązem oczy. Moje oczy.
- Oh Boże. Co za ulga. - powiedział.
Ja też ją czułem. To tak jakbyś w końcu odnalazł swoją własną gwiazdę we wszechświecie. Nie zauważyłem kiedy z ust wypłynęły mi słowa.
- Nawet nie wiesz jaka. - oznajmiłem i westchnąłem głęboko, delektując się tym uczuciem.
- Em...to co jedziemy? - przerwała tą chwile Lydia.
Ocknąłem sie na momencie, po czym podeszłem do niej i złożyłem na jej ustach mocnego całusa.
- Przepraszam, że ostatnio cię zaniedbuje, ale postaram się to zmienić. - wyznałem.
- Ależ Stiles. Ja to rozumiem. Tyle się ostatnio dzieje wokół nas, ale pamiętaj, że i tak cię kocham. Najbardziej na świecie. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę się tak czuć jak teraz przy tobie. To uczucie mnie wypełnia. I mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że cię kocham. Bo taka jest prawda. - oznajmiła, patrząc mi się głęboko w oczy.
Jej słowa sprawiły iż jeszcze bardziej ją pokochałem.
- Lydio...mój aniele. Ja też cię kocham i nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Wywołujesz we mnie tyle emocji naraz, że czasami zastanawiam się jak tyle uczuć może się we mnie mieścić. Kocham cię na wieczność i jeden dzień dłużej. - powiedziałem szczerze.
Przytuliłem ją mocno do siebie. Chociaż wydaje mi się to niemożliwe to kocham ją z dnia na dzień coraz bardziej.
Usłyszałem ciche pociąganie nosem. Myślałem, że to Lydia płacze...no cóż..myliłem się.

myliłem się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Em...Mike czy ty płaczesz? - zapytała Lydia.
- Co? Nie...tylko...wzruszyłem się trochę...to co jedziemy? - zmienił szybko temat.
- Ta...jedziemy. - odpowiedziałem ponuro.
Wkurzała mnie jego obecność, a jednocześnie cieszyłem się że jest blisko. To takie skomplikowane!

* * *

Drogę do Dereka pokonaliśmy w ciszy i staliśmy już pod jego domem. To było ponure miejsce. Wyprane ze wszelkich miłych i pozytywnych uczuć. No cóż...pasuje do właściciela. W drzwiach przywitał nas Theo.
- No siema! - puścił oczko Mikeowi.
Myślałem, że wybuchne śmiechem, ale nagle pomyślałem, że to może być dobra chwila na zrobienie małego psikusa mojemu sobowtórowi.
- Em..Lydio? Wejdź do środka, a ja porozmawiam chwile z Mikem. - poprosiłem.
- No dobra. - odrzekła ucieszona pewnie sądząc, że chce zacieśniać z nim więzi czy coś w tym stylu.
- Okej to my idziemy tylko pośpieszcie się. Zgoda Mikey? (czyt. Majkej). - zaśmiał się Theo.
- Em...ta jasne. - speszył się.
To było po prostu bombowe! Jakby Theo czytał mi w myślach co zamierzam zrobić! Chociaż dobrze wiedziałem, że gdyby wiedział co chcę powiedzieć Mikeowi to by się wkurzył. I właśnie to jest piękne. Jak sie dowie to pewnie mnie zabije, ale nie przepuszcze żadnej okazji by wyśmiać mojego sobowtóra. Nienawidzę go i chcę mu dopiec!
- Więc? O czym chciałeś porozmawiać? - zapytał gdy zostaliśmy sami.
- Wiesz...- westchnąłem - Chodzi o Theo. - wyjaśniłem przybierając poważny wyraz twarzy. - On naprawdę jest gejem i mu się bardzo podobasz. Powiedział mi to. - oznajmiłem.
W tym momencie mine ma poprostu perfekcja! Idealna perfekcja! Będę się śmiał z tego latami!
- Em...ale wiesz...hmmm...ja wyglądam tak jak ty to znaczy, że mu się też podobasz. - stwierdził.
Nie no! Tego to się nie spodziewałem! Zarżył mnie! Dobry jest, nie ma co.
- No tak, ale ja jestem zajęty, a ty...no wiesz...- zasugerowałem.
- I czemu mi to mówisz? - spytał podejrzliwie.
- Chciałem żebyś wiedział. - powiedziałem.
- Fajnie...- załamał się - Co ja mam teraz zrobić? Dopiero co się urodziłem a już się dowiaduje, że kocha mnie gej a od czasu do czasu zmieniam się w jakiegoś morderce i zabijam ludzi! - wybuchł.
- Witaj w moim świecie. - odparłem zadowolony i poklepałem go po ramieniu.
Udało mi się. Był w rozsypce i cierpiał. I bardzo dobrze. Niech poczuje jak to jest.
Weszłem do lokum Dereka.
- Hej! - przywitał się Scott.
Siedział na krześle na przeciwko Dereka.
Ustałem obok przyjaciela. Lydia razem z Theo siedzieli w kącie, nie chcąc pewnie przeszkadzać w rozmowie.
- Więc o co chodzi? - zapytałem zirytowanym głosem.
- O niego. - Derek wskazał na Mikea.
- A co ja znowu zrobiłem?! - wykrzyczał.
- Mike? Co się stało? Czemu jesteś taki wściekły? - dziwiła się Lydia.
- To nic. - westchnął.
- Dość tego! - zagrzmiał Derek.
Szczerze? Przeraziłem się!
- Albo będziecie traktować siebie jak bracia albo to się źle dla was skończy! Ja nie zamierzam was niańczyć jak Scott! Nie chcę aby więcej ludzi zginęło i jeśli jedynym sposobem na to jest pogodzenie was ze sobą to kurwa to zrobię! I to zaraz! - krzyczał Derek.
- Nienawidzę go! Okej?! - wybuchłem mimo strachu.
Chciałem wyjść stamtąd. Ruszyłem do drzwi, ale zatrzymała mnie ręka Dereka (zdj.wyżej).
- Jeszcze nie skończyłem do cholery, więc kurwa siadaj na dupie albo cię usadzę sam! - wydarł się na mnie.
- Wow! Od kiedy ty jesteś taki groźny?! Zapomniałeś już jak płakałeś w Meksyku?! - zapytałem wkurzony.
- Nie o tym mówimy, więc się zamknij! Ty! - wskazał na Mikea - Masz traktować Stilesa jak brata i nie odchodzić od niego nawet na sekundę, bo inaczej urwe mu łep i ty również zginiesz! Rozumiesz?! - wykrzyczał.
- T-tak. - wyjąkał.
- A ty! - spojrzał na mnie - Masz zrobić to samo i traktować Mikea z szacunkiem, dobrocią i tą całą cholerną miłością! - nakazał.
- Urwij mi już lepiej ten łep. - przyznałem.
- Wiem, że nie boisz się śmierci, Stiles. Dlatego gdy zobaczę iż nie stosujesz się do moich próśb to twój jeep będzie miał mały wypadek. - zagroził.
Oblał mnie zimny dreszcz.
- Nie odważysz się! Mojego auta w to nie mięszaj! - oznajmiłem.
- Ta kupa złomu jest dla ciebie ważna tak samo jak Lydia. Jej nie mogę skrzywdzić, ale twój jeep...hmmm..zrobię z niego origami. - powiedział spokojnie, a co gorsze szczerze.
Przełknąłem głośno śline.
- Scott? Zrób coś. - poprosiłem przyjaciela.
- Nie mogę Stili. Musisz w końcu zaakceptować Mikea. - powiedział.
- Fajnie! Dzięki! - uniosłem się.
- Idźcie już i pamiętaj Stiles, zobaczę że coś jest nie tak to możesz pożegnać się ze swoim złomiakiem. - spojrzał na mnie groźnie.
- Ależ oczywiście. - powiedziałem z sarkazmem.

* * *

- Tato?! - zawołałem na cały dom.
- Stiles? Co się tak drzesz? Przed chwilą wróciłem z pracy. - powiadomił.
- Derek groził mi i mojemu jeepowi! Trzeba go zamknąć za kratami! - wybuchłem.
- Zapomniałeś chyba dodać, że groził też mi. - przypomiał o swojej obecności Mike.
- Stiles...- westchnął ciężko szeryf - Wyobrażasz sobie wilkołaka za kratami? I to w dodatku Dereka? - zapytał.
- Ale...- zacząłem.
- Ja wiem o wszystkim. I zgadzam się z Derekiem. Musicie się zaakceptować. I koniec dyskusji, idę spać. - oznajmił i nas zostawił.
- Fajnie...- pokręciłem głową.
Odwróciłem się do Mikea.
- Chodź do pokoju. Pogadamy czy coś. - zaproponowałem niepewnie.
Uśmiechnął się lekko i skinął głową na potwierdzenie.
Mam nadzieję, że nie będę żałował tej rozmowy.

I Hate, Love, Kill Myself (Teen Wolf Stiles) 4/13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz