Wrócił po kilkunastu minuta, z kilkoma kanapkami na tacy i kubkiem gorącej herbaty. Nie odezwał się do mnie ani jednym słowem i nawet na mnie nie spojrzał. Czułam się przez to dziwne, dodatkowo ból w głowie stawał się powoli nieznośny.
-Dziękuje-powiedziałam ozięble, ale gdy tylko chwyciłam kubek, poczułam promieniujący ból w głowie. Zgięłam się w pół i upuściłam herbatę, która rozlała się na dywanie.
-Larisa?- poczułam delikatne dłonie Ravena na swojej tali. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Migrena zaatakowała mnie, jak jeszcze nigdy. Z oczu poleciały mi łzy, nawet nie zorientowałam się, gdy alfa położył mnie na łóżku, zasunął zasłony i położył się koło mnie. Jego place dotknęły moich skroni.
-Proszę zostaw- wyszeptałam, nie chciałam, żeby pogarszał sprawę, ale nie odsunął się ode mnie. Z zaskoczeniem odkryłam, po kilku minutach, że ból powoli ustępuje. Gdy pozostał po migrenie tylko niewielkie kłucie, otworzyłam oczy, otarłam łzy, zła na samą siebie, że okazałam przy Ravenie słabość.
-Jak to zrobiłeś?- zapytałam z ciekawością, chcąc odwrócić od siebie jego uwagę.
-Mam pewne zdolności-wzruszył ramionami, ale nie rozwinął tematu. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek, w ramach podziękowania. Zanim się zorientowałam, trzymał mnie w swoich ramionach i całował mnie w usta, chcąc aby odpowiedziała mu tym samym. Wyrwałam się jednak, spoliczkowałam go i cofnęłam o kilka kroków. Dotknął zaczerwienionego miejsca,ale jego twarz nie wyrażała niczego. Za to rana na mojej szyi zaczęła mnie swędzić.
-Nie powinieneś tego robić- powiedziałam powoli.
-Całować swoją partnerkę?- wstał powoli i zrobił krok w moją stronę. Byłam między nim, a ścianą zewnętrzną, nie miałam szans uciec z pokoju. Zaczęłam się cofać, a on podchodził do mnie, jak do dzikiego stworzenia. Moje ciało całe zesztywniało, gdy dotknęło ściany. Dłonie Ravena, znalazły się po obu stronach mojej twarzy.
Tym razem tylko musnął moje wargi swoimi. Jęknęłam cicho, a wtedy pogłębił pocałunek. To było coś cudownego, nasze usta złączone, walczące o dominację. Po całym moim ciele rozchodziło się ciepło, a podbrzusze delikatnie pulsowało. Jeżeli każdy mate, odczuwa coś takiego, to rozumiałam dlaczego Patrick wolał ludzką dziewczynę ode mnie i dlaczego przez mój ród jest ona nazywana przekleństwem...
Po tej ostatniej myśli przyszło otrzeźwienie. Odepchnęłam Ravena i nie zważając, że mogę się pokaleczyć, wyskoczyłam przez okno. Wylądowałam twardo na trawniku. Ból przeszedł od kostki, aż po kolano, ale nie obchodziło mnie to. Ruszyłam przed siebie, ale w ludzkiej postaci.
Musiałam pobyć sama, chociaż czułam, jak moje serce z każdym krokiem od nowa pęka. Ta durna więź zaczynała działać, a ja nie umiałam nad nią zapanować. Chyba po raz pierwszy odkąd żyłam czułam, że nie mam kontroli nad sobą. Były dwie różne ja. Jedna chciała rządzić, być u władzy i sławy, być nadal wredną suką, a druga chciała okazać alfie uległość, pokazać mu drugą siebie, tą która skryła się w mroku mojej duszy, od kiedy ojciec...
Potrząsnęłam głowa, nie chciałam o tym myśleć. Biegłam już dłuższą chwilę, ale cały czas zostając na terytorium Ravena. W końcu zmęczona i zapłakana, usiadłam pod jakimś drzewem i spojrzałam w bezchmurne, błękitne niebo.
Bałam się, ale nie Ravena, tylko tego co nas łączyło, wolałam sama się w nim zakochać, a nie być zmuszana przez coś, czego nawet nie znałam. Schowałam w twarz w dłoniach. Dlaczego musiałam być inna? Czemu nie mogłam go od tak znienawidzić, parę razy uciec i poddać się temu wszystkiemu? Siedziałam tak godzinę, może dwie.
-To bez sensu, powinnam się poddać- powiedziałam na głos, gdy tylko przemyślałam wszystkie za i przeciw. W końcu od dziecka uczono mnie, abym była grzeczna dla mojego przyszłego partnera, zresztą rodzina nie powinna być zła, w końcu oddał mnie Patrick, a ja mogłam tylko wypełnić jego nakaz.
-Też mi się tak wydaje- doszedł mnie głos zza drzew. Odwróciłam w tamtą stronę głowę i ujrzałam moją bratnią duszę. Jego ruchy był dynamiczne, a jego mina zacięta.
Nie wiem co się stało, ale to nie był ten sam facet, jakiego opuszczałam. Ten był wściekły, dominujący i taki wilczy... Przyszpilił mnie do drzewa i spojrzał głęboko w oczy. Chciałam o puścić głowę, ale przytrzymał mi ją i zmusił do wpatrywania się w jego jasne tęczówki. Wtedy rysy jego twarzy delikatnie złagodniały, ale w oczach była widoczna czysta determinacja.
-Chciałem być inny, delikatny, bo czekałem na ciebie, tak długo. Już straciłem nadzieję, że istniejesz- wyszeptał- ale widać, radykalne metody, to dobre metody.- jego wzrok spoczął na moich ustach- jeżeli jeszcze raz się tak zachowasz, to zabiję twoją rodzinę, rozumiesz?- delikatnie skinęłam głowa. Wiedziałam, że mówił poważnie, a przynajmniej miał zamiar trzymać się tego postanowienia, przez najbliższy tydzień. Jego usta wbiły się w moje z dziką namiętnością, chcąc mi pokazać, jak bardzo mnie potrzebuje.
*********************************
Jednak jest internet ^^ dodaję rozdział z okazji przejścia naszej reprezentacji do ćwierćfinału, oraz z innego powodu, ale tego nie zdradzę ;-)
Z okazji Wakacji, chciałam wam życzyć niezapomnianego lata i co najważniejsze bezpiecznego ;-)
Kolejny rozdział, gdy tylko znajdę trochę czasu.

CZYTASZ
Oddana
WerewolfMoja rodzina oddała mnie Alfie, którego nie kocham, a co gorsza on kocha inną. Oboje potrzebujemy tego związku, ale życie ze sobą jest koszmarem. Żadne z nas nie ma odwagi zerwać tego przymierza tylko, że on ma ludzką Mate, a ja przy nich jestem zu...