Rozdział V

500 46 11
                                        

Siedzieliśmy na stołówce przy naszym stole.
Brakowało jednej osoby.
Mianowicie Zayna. Powinien już dawno siedzieć obok mnie, tymczasem miejsce obok mnie było puste.

Rozejrzałem się. Nie stał w kolejce. Z resztą nie dziwię się bo od kiedy dołączył do naszej paczki zawsze był przepuszczany przodem. Nie było go też przy innych stołach.

Parę osób również rozejrzało się do okoła w poszukiwaniu go.

Spojrzałem po sobie z Monią. Z jej miny wywnioskowałem, że też nie wie co z Zaynem.

A to niespodzianka.

Wzruszyłem ramionami i wróciłem do rozmowy z kumplami. Pewnie po prostu nie chciało mu się przyjść do szkoły.

Drugiego dnia też go nie było. Może się przeziębił?

Trzeciego dnia nie wytrzymałem.

- Czy ktoś wie dlaczego nie ma Zayna?- spytałem trochę głośniej zwracając się do wszystkich zebranych przy stole.

- We wtorek wieczorem złamał nogę. Nie wiedzeliście? - Borys zmarszczył brwi i spojrzał po twarzach przyjaciół.

Dziewczyny oczywiście ożywiły się i zaczęły szeptać do siebie.

- Jak to złamał nogę?

- Nie wiem dokładnie. Chyba coś robił w domu i...- Podrapał się w kark myśląc - tak. To było w domu. Chyba z czegoś spadł.

Ciamajda...

- A z kąd to wiesz?- dalej ciągnąłem przesłuchanie.

- Przecież chodzę z nim do klasy - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie jak na chorego umysłowo.

- Ile go nie będzie?

- Rety, człowieku. Nie wiem. Nie jestem pieprzoną wróżką.

- To normalne pytanie.

- A co? Już za nim tesknisz? - spytał żartobliwie na co wywróciłem oczami - jak chcesz możesz po lekcjach iść ze mną do niego. Daję mu lekcje.

Kiwnąłem głową zgadzając się.

Borys przycisnął dzwonek do furtki.

Okazało się że chłopak mieszka parę przecznic ode mnie w całkiem sporym domku rodzinnym.

Monika i jej "psiapsiółeczki" nie mogły przyjść ze względu na to, że już wcześniej zaplanowały wspólny wypad na miasto. Nie ukrywam, że się z tego powodu ucieszyłem.

Po chwili usłyszeliśmy pisk więc weszliśmy do środka.

Towarzysz bez pukania otworzył drzwi do domu i zaczął zdejmować buty. Wydawało mi się to trochę niegrzeczne, ale w końcu zrobiłem to co on.

- Zayney?! - Borys wydarł się na cały głos przez co zarobił ode mnie kuksańca w żebra.

- Przymknij mordę.

- Spoko. Już raz tu byłem. Jego rodzice przyjdą dopiero za parę godzin.

- Nie bądź taki pewny - z niewiadomych powodów poczułem zazdrość słysząc że piegowaty tak dobrze go zna a ja nie - jeden raz o niczym nie mówi.

- Ty się lepiej zamknij. Lepiej choć raz niż wogóle.

Posłałem mu groźne spojrzenie na co uśmiechnął się zwycięsko.

- Skończyliście?

Obaj obejrzeliśmy się na domownika. Stał w przejściu między przedsionkiem a salonem i uśmiechał się.

Zayney ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz