- Przepraszam? Pan Tomlinson jak sądzę?
Otworzyłem oczy i jeszcze zaspany przetarłem je wierzchem dłoni.
Siedziałem na jednym z rzędu krzeseł ustawionych pod jego pokojem.
Przede mną kucała blond włosa pielęgniarka w wieku średnim.W odpowiedzi pokiwałem głową.
- Jeśli pan chce, może odwiedzić pana Malika. Niedługo powinien się wybudzić.
Podnieśliśmy się do pozycji stojącej.
- Co z nim?
Westchnęła i założyła włosy za ucho.
- Stracił bardzo dużo krwi. Odłamek szkła trafił w jeden z głównych tętnic. Ale będzie żył. Po prostu przez pewien czas będzie osłabiony.
- Dziękuję. To... ja pójdę do niego.
- Proszę bardzo - uśmiechnęła się i odeszła w nieznanym mi kierunku.
Najciszej jak tylko zdołałem wcisnąłem się do środka pomieszczenia. Stały tam trzy łóżka. Jedno było wolne, drugie zajmował staruszek z nogą w gipsie. Na ostatnim leżał Zayney.
Usiadłem na krześle obok jego łóżka. Złapałem za lewą dłoń uważając na werflon utkwiony w zięciu jego łokcia.
Nadal był przerażająco blady. Nie miał na sobie bluzki. Pewnie ją wyrzucili. Krew nie najlepiej się spiera.
Naokoło pasa był owinięty bandażem.
Gdyby nie opatrunek i chorobliwie blada cera, wyglądałby na śpiącego.- Zayney? - szepnąłem - Zayney? - powtórzyłem trochę głośniej.
Drgnęła mu lekko powieka.
- Siema, skarbie. Przestań się wygłupiać. Chce cię już zabrać do domu.
W końcu powoli otworzył oczy oślepiony ostrym światłem.
Zachrypiał próbując coś powiedzieć. Odchrząknął.
- Jestem w szpitalu, czy tak?
- Tak.
Nic nie odpowiedział. Przez jakiś czas nic nie mówiliśmy. Bo co tu dużo mówić?
- Przepraszam.
- Przepraszasz mnie? Za co? Za to że przeze mnie masz szlaban czy to, że teraz leżysz w szpitalu? - spytałem sarkastycznie.
- Za tatę. Z reguły tak się nie zachowuje. Ja sam jestem w szoku. Ale z drogiej strony zawsze miał takie nastawienie w stosunku do... homo.
Zaśmiałem się słysząc jego zawachanie. Wstałem i pochyliłem się nad nim łącząc nasze usta. Całowałem go powoli jak najdelikatniej potrafiłem. Jakbym bał się go uszkodzić.
- Jak się czujesz?
- Okay. Trochę mi we łbie dzwoni ale to nic. Mama nic nie wie?
Zamilkłem. Z tego wszystkiego zapomniałem do niej chociaż zadzwonic.
- Eee... chyba nie. Inaczej by tu była, co?
- No tak...
- Zadzwonić po nią?
- Mógłbyś?
- Jasne. Powinienem wcześniej.
Posłałem mu pokrzepiający uśmiech i wyszedłem z sali wyjmując telefon.
Gdy jego rodzicielka przyszła zostawiłem ich samych znów siadając na niewygodnych siedzeniach pod salą.
Co to za ojciec?
Rozumiem, senior Malik może i ma inne upodobania seksualne ale... to jego syn. Powinien go spróbować zrozumieć... wszystko przemyśleć. Tymczasem wysłał własnego syna do szpitala. A emocje go nie usprawiedliwiają.Po pewnym czasie matka Zayna wyszła za prośbą pielęgniarki. Gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się szeroko. Podeszła i przytuliła tak mocno że zaparło mi dech w piersiach. Mimo to odwzajemnilem uścisk.
- Boże... jak dobrze że on cię ma.
Czy on... powiedział jej o nas?
CZYTASZ
Zayney ✔
FanfictionBARDZO PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNE BŁĘDY, NIEŚCISŁOŚCI. AKTUALNIE POPRAWIAM OPOWIADANIE. (ALE OBIECUJĘ ZE NIEDŁUGO WSZYSTKO BĘDZIE SIĘ PIĘKNIE ŁĄCZYĆ) Rozdziały krótkie, tematyka homo... luźne opwiadanko, pisane w sumie dla zapchania czasu. Zapraszam.