Rozdział X

387 35 3
                                    

- Przepraszam? Pan Tomlinson jak sądzę?

Otworzyłem oczy i jeszcze zaspany przetarłem je wierzchem dłoni.
Siedziałem na jednym z rzędu krzeseł ustawionych pod jego pokojem.
Przede mną kucała blond włosa pielęgniarka w wieku średnim.

W odpowiedzi pokiwałem głową.

- Jeśli pan chce, może odwiedzić pana Malika. Niedługo powinien się wybudzić.

Podnieśliśmy się do pozycji stojącej.

- Co z nim?

Westchnęła i założyła włosy za ucho.

- Stracił bardzo dużo krwi. Odłamek szkła trafił w jeden z głównych tętnic. Ale będzie żył. Po prostu przez pewien czas będzie osłabiony.

- Dziękuję. To... ja pójdę do niego.

- Proszę bardzo - uśmiechnęła się i odeszła w nieznanym mi kierunku.

Najciszej jak tylko zdołałem wcisnąłem się do środka pomieszczenia. Stały tam trzy łóżka. Jedno było wolne, drugie zajmował staruszek z nogą w gipsie. Na ostatnim leżał Zayney.

Usiadłem na krześle obok jego łóżka. Złapałem za lewą dłoń uważając na werflon utkwiony w zięciu jego łokcia.

Nadal był przerażająco blady. Nie miał na sobie bluzki. Pewnie ją wyrzucili. Krew nie najlepiej się spiera.

Naokoło pasa był owinięty bandażem.
Gdyby nie opatrunek i chorobliwie blada cera, wyglądałby na śpiącego.

- Zayney? - szepnąłem - Zayney? - powtórzyłem trochę głośniej.

Drgnęła mu lekko powieka.

- Siema, skarbie. Przestań się wygłupiać. Chce cię już zabrać do domu.

W końcu powoli otworzył oczy oślepiony ostrym światłem.

Zachrypiał próbując coś powiedzieć. Odchrząknął.

- Jestem w szpitalu, czy tak?

- Tak.

Nic nie odpowiedział. Przez jakiś czas nic nie mówiliśmy. Bo co tu dużo mówić?

- Przepraszam.

- Przepraszasz mnie? Za co? Za to że przeze mnie masz szlaban czy to, że teraz leżysz w szpitalu? - spytałem sarkastycznie.

- Za tatę. Z reguły tak się nie zachowuje. Ja sam jestem w szoku. Ale z drogiej strony zawsze miał takie nastawienie w stosunku do... homo.

Zaśmiałem się słysząc jego zawachanie. Wstałem i pochyliłem się nad nim łącząc nasze usta. Całowałem go powoli jak najdelikatniej potrafiłem. Jakbym bał się go uszkodzić.

- Jak się czujesz?

- Okay. Trochę mi we łbie dzwoni ale to nic. Mama nic nie wie?

Zamilkłem. Z tego wszystkiego zapomniałem do niej chociaż zadzwonic.

- Eee... chyba nie. Inaczej by tu była, co?

- No tak...

- Zadzwonić po nią?

- Mógłbyś?

- Jasne. Powinienem wcześniej.

Posłałem mu pokrzepiający uśmiech i wyszedłem z sali wyjmując telefon.

Gdy jego rodzicielka przyszła zostawiłem ich samych znów siadając na niewygodnych siedzeniach pod salą.

Co to za ojciec?
Rozumiem, senior Malik może i ma inne upodobania seksualne ale... to jego syn. Powinien go spróbować zrozumieć... wszystko przemyśleć. Tymczasem wysłał własnego syna do szpitala. A emocje go nie usprawiedliwiają.

Po pewnym czasie matka Zayna wyszła za prośbą pielęgniarki. Gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się szeroko. Podeszła i przytuliła tak mocno że zaparło mi dech w piersiach. Mimo to odwzajemnilem uścisk.

- Boże... jak dobrze że on cię ma.

Czy on... powiedział jej o nas?

Zayney ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz