Rozdział XII

383 32 11
                                    

Po trzecim, charakterystycznym sygnale odebrał.

~ Cześć, Zayney.

~ O, hej. Co tam?

~ Mam pytanko. Czy mogę do ciebie wpaść? Zapomniałem o sprawdzanie z matmy. Jest jutro a ja nic nie rozumiem.

~ A... - zawahał się - nie wolisz w bibliotece... czy gdziekolwiek indziej?

~ Przeszkadzam?

~ Nie, nie.

~ Coś się stało? Nigdy ci nie przeszkadzało jak do ciebie wpadłem.

Tak. Wiem, że byłem wścibski. Ale od kiedy zobaczyłem jego rozciętą wargę parę dni po rzekomym "przewróceniu się" i ranie na czole, przestałem mu ufać.

~ To może ja do ciebie przyjdę? Bo...

~ Nie. To ty mi dajesz przysługę. Będę za 15 min.

~ Louis słuchaj nie...

Rozłączyłem się i zacząłem zbierać swoje rzeczy.

Czegoś mi nie mówi i wkurza mnie to. Mam dość domyślnia się prawdy jak pieprzony scherlock Holmes. Nie wiem dlaczego coś przede mną ukrywa.

Wyszedł z domu w skarpetkach i otworzył mi bramę.

- Będziesz chory. - była późna jesień, mimo to jemu nie przeszkadzało bieganie po dworze bez butów.

W jego wydaniu typowe.

- A ty znowu zaczynasz... - przewrócił oczami. - Słuchaj, to chyba nie najlepszy pomysł...

Przerwał mu głośny dźwięk zbitej porcelany. Potem krzyk. Kobiety. I wiedziałem jakiej. Odgłosy dochodziły z jego domu.

- To twoja mama?

- Nie... Tak, tak. Um... gotuje. Pewnie znowu coś upuściła. Niezdara z niej.- uśmiechnął się głupkowato.

- To pomóżmy jej może posprzątać - ruszyłem do jego domu ale stanął mi na drodze.

- Poczekaj! Ja... chciałem ci coś powiedzieć.

- Tak? - stanąłem.

- Eee... No, jesteśmy już razem jakiś czas.

- I?

- Nic. Chciałem ci podziękować za ten wspaniały czas spędzony razem. Wiele dla mnie znaczysz...

- Zayney, co cię wzięło na takie wyznania?
Wiesz że...- przerwałem patrząc na kuchenne okno jego domu. Stał tam jego ojciec krzycząc coś niezrozumiale.

Młody spojrzał tam gdzie ja. Otworzył szerzej oczy i spojrzał na mnie niepewnie.

- Proszę, nie wściekaj się... To nie tak jak myślisz...

- A jak? - wkurzony ledwo panowałem nad emocjami. - Mam zwidy? Omamy? Chcesz mi wmówić kolejną pierdołe? On tam stoi i wrzeszczy - wskazałem palcem w stronę kuchennego okna.- I założę się że nie na ścianę, a twoją matkę. Kurwa, Zayn kiedy mi w końcu zaufasz i powiesz całą prawdę!? Przecież miał wyjechać w delegacje!

- Przepraszam, moja wina ale nie...

Ominąłem go i wbiegłem do domu. Mały truchtał za mną.

- Louis! Nie wtrącaj się błagam...

Bez ściągania obuwia Pobiegłem do kuchni.

I zastałem dokładnie to czego się obawiałem.

Matka Zayna stała pod ścianą kuchenną uspokajająco przemawiając do męża. Naokoło niej leżały porozrzucane odłamki porcelany.

Naprzeciwko stał jej mąż. Wyraźnie nie był trzeźwy. Ledwo utrzymywał równowagę.

Odwrócił się dostrzegając niepożądane towarzystwo.

- O, moja dziweczka przyprowadziła swojego chłoptasia? Heh. Uroczo.

- Nie mów tak na niego - warknąłem na granicy wytrzymałości.

Z Zayna zwrócił uwagę na mnie.

- Spuść z tonu gnojku. Jak się odzywasz do teścia? - beknął i się uśmiechnął jadowicie - co, dobry jest? Wystarczająco ciasny? - zaśmiał się z własnego "żartu".

A mi puściły nerwy. Podszedłem do niego i z całej siły przyłożyłem sierpowego.

Matka Zayna krzyknęła przerażona.

Zachwiał się do tyłu i gdyby nie blat kuchenny upadłby.

Potrząsnął głową w osłupieniu. Spojrzał na mnie wściekły. Wyraz jego twarzy stał się wyraźniejszy. Jakby od jednego ciosu wyparowały z niego wszelkie procenty.

- Skurwisynie. Tak się bawimy?

Wstał i rzucił się na mnie.

- Tato, nie!

Zayn dobiegł do ojca i odciągnął go ode mnie.

- Koniec! Nie ma pan prawa wyrzywać się na bliskich. Dzwonie na policje!

PLEASE PRZECZYTAJ 》mam dwa pomysły na zakończenie tej historii.
1. Zouis do końca i zapewne koniec opowiadania
Lub
2. Zarry (potem może gdzieniegdzie Ziam) w kontynuacji tu lub nowa część

Piszcie bo jestem rozdarta, a bez tego nie ruszę!

Zayney ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz