Rozdział VI

450 44 7
                                    

Gdy on uzupełniał notatki ja wertowałem podręcznik z chemi.

Od kiedy zacząłem mu przynosić zeszyty, wracałem coraz później do domu. Wolne po szkole zajmowały mi treningi, spotkania ze znajomymi i imprezy. Jednak gdy tylko mogłem do niego zajrzeć, robiłem to.

Głupio się przyznać przed samym sobą, ale patrzenie na niego gdy się uczył sprawiało mi więcej radochy niż imprezowanie. Marszczył wtedy brwi. Jak czegoś nie rozumiał to nieświadomie zaczesywał palcami włosy do tyłu co nie wiele dawało, bo po chwili znów przesłaniały mu widok.

Gdy kolejny raz złapałem się na przyglądaniu Młodemu zamknąłem książkę.

Zakryłem rękoma oczy.
To nie ma sensu. Nigdy się nie skupię siedząc obok niego.

- Co się stało?- spytał widząc że coś jest nie tak.

Ty mi się stałeś.

- Nic nie rozumiem. Mam to w dupie. Poprawię ocenę kiedy indziej.

- Czego nie rozumiesz? -  spytał rzeczowo.

- Wszystkiego.

- Określ się dokładnie - wyczułem lekką frustrację w jego głosie.

Westchnąłem i przekręciłem się na brzuch co było dość ciężkie ze względu na rozmiar łóżka.

Otworzyłem książkę na odpowiednim temacie i wskazałem palcem na niezrozumiałe wzory.

Zayney wziął ode mnie podręcznik, położył na kolanie, jako że siedział z nogą w gipsie zwieszoną poza łóżko, i przyjrzał się zadaniu.

- To jest łatwe. Trzeba to po prostu zrozumieć. Wytłumaczyć ci?

Pokiwałem głową.
Chłopak moment sadowił się by po chwili położyć się obok, tak jak ja na brzuchu.
Wskazał na wybrane zadanie i zaczął powoli tłumaczyć.

Chciałem to tylko zaznaczyć, że naprawdę miałem dobre chęci. 

Z początku słuchałem. Może coś nawet zrozumiałem. A potem spojrzałem na jego delikatnie zaróżowione usta.

I utonąłem.

Gdy zrozumiałem że usta przestały się ruszać spojrzałem na ich właściciela.

Patrzył na mnie jak na chorego umysłowo. Może miał rację, ale w tamtym momencie gówno mnie obchodziło co sobie pomyśli.

Położyłem mu rękę na policzku w zupełnie więcej niż tylko przyjacielskim geście. Chłopak zamarł i wstrzymał oddech. Ja w sumie też.

Nie odtrącił mnie, ale też nie zrobił jakiegokolwiek ruchu. W jego oczach zobaczyłem zagubienie.

Przekręciłem go na plecy i zawisłem nad nim wpatrzony w te malinowe usta.

Pochyliłem się i trąciłem jego nos swoim. Po czym pocałowałem delikatnie. Cały się spiął i leżał nieruchomo. Jego oczy miały wielkość pięciozłotówek. Wyrażały zdziwienie i... strach?

Odnalazłem jego dłonie. Splotłem nasze palce i położyłem je nad jego głową.

Widząc, że i to wiele nie w pomogło zacząłem całować jego szyję co chwilę ją przygryzając lub przysysając.

Zayn westchnął.

Zadowolony kontynuowałem pieszczoty. Za każdym razem gdy przygryzałem płatek jego ucha zagryzał wargę. Przez to miała coraz żywszy kolor.

Znów przeniosłem się na jego usta, bardziej natarczywe niż wcześniej. Nieporadnie zaczął odwzajemniać pocałunek.

Moja prawa ręka powędrowała pod jego bluzkę rysując kółka wzdłuż jego kręgosłupa.

Po jakimś czasie Młody położył ręce na mojej klatce piersiowej lekko mnie od siebie odpychając.

- Nie jestem gejem...- szepnął jakby bał się powiedzieć to głośniej.

- Ja też nie - mruknąłem z powrotem przyciągając go do siebie.

Zayney ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz