Rozdział 21

30 2 0
                                    

Była późna jesień. Noc na dworcu nie należała do najlepszych rzeczy w moim życiu. Strasznie wiało, a w dodatku nie miałam się czym przykryć. Jeden pan pożyczył mi swój koc. Twierdził, że on jest już zahartowany i prawie nie odczuwa zimna. Nalegałam, żeby zachował sobie to przykrycie, ale uparł się. Wzięłam ,,koc'', który w rzeczywistości był brudną, porwaną szmatą, ale lepsze to niż marznąc. Zanim poszłam spać, znalazłam sobie miejsce w jakimś zaułku. W nocy nic się nie działo. Ze stacji wyjechało tylko kilka pociągów. Mimo że byłam skryta, podeszło do mnie wielu młodych ludzi, błagając o pieniądze. Widać było, że męczy ich głód narkotykowy. Podszedł też jeden facet, który myślał, że sprzedaję się i chciał skorzystać z usług. Szybko wyjaśniam, że nie należę do takich kobiet, a on odszedł zawiedziony. W końcu zasnęłam.

Obudziłam się wcześnie rano, aby pójść do szkoły. Nie chciałam, aby ktoś z mojej szkoły mnie tu zobaczył. Tym bardziej, że tu spałam.

Doszłam do szkoły w 20 min. Szłam powoli, ociągając się. Nie miałam ochoty słuchać nauczycieli i docinek rówieśników. Niestety, ale musiałam tam iść. To była jedyna okazja, żeby spotkać się z Sylwią, moją przyjaciółką. Tęskniłam za nią. Współczułam jej, chociaż doskonale wiedziałam, że mam gorzej.

Spóźniłam się na lekcję. Okazało się, że Sylwii nie było. Zastanawiałam się, co mogło się stać. Postanowiłam ją odwiedzić po szkole.

Jakoś przeżyłam nudne lekcje i wyszłam pospiesznie ze szkoły. Od razu obrałam kierunek domu przyjaciółki. Kiedy zapukałam do drzwi, nikt się nie odezwał. Widziałam, że paliły się światła. Na pewno ktoś tam był. Tylko dlaczego nikt mi nie otworzył? Nacisnęłam delikatnie klamkę. Drzwi odtworzyły się z lekkim skrzypnięciem.

- Jest tu ktoś? - zawołałam.

W odpowiedzi usłyszałam ciszę. Poczułam się jak w horrorze. Bałam się, że zaraz ktoś wyskoczy z nożem, jak w filmach.

- Sylwia, jesteś tu? - ponownie zawołałam.

Nadal nic. Nagle usłyszałam jakieś burczenie, jakby z daleka. Ktoś bardzo cicho wołał moje imię.

- Sylwia, to Ty? - starałam się iść za dźwiękiem.

Weszłam w głąb domu i nasłuchiwałam. Podeszłam do jakichś drzwi na korytarzu. Teraz wołanie było głośniejsze. Otworzyłam. Zobaczyłam tylko ciemność. Kiedy chciałam zamknąć drzwi, usłyszałam swoje imię.

- Sylwia? - zapytałam.

- Tak, to ja. Jestem na dole!

Zapaliłam małą latareczkę, którą miałam w kieszeni. Powoli i ostrożnie zeszłam na dół. Rozejrzałam się.

- Aa! Nie świeć mi po oczach! - odezwała się Sylwia.

Podeszłam bliżej. Światło latarki było mizerne i niewiele mi dawało.

- Zapal światło. Tam, naprzeciwko. - udzieliła mi wskazówki.

Nacisnęłam na pstryczek i wtedy zobaczyłam wszystko wyraźnie. Moja przyjaciółka siedziała związana liną w rogu jakiejś piwnicy.

- Hej, kto Ci to zrobił? - zapytałam, rozwiązując ją.

- Babka. - odparła.

- Jak to? Dałaś się jej związać? - nie mogłam uwierzyć.

- Ech... Długa historia. Kazała mi zejść po dżem i napadła na mnie od tyłu.

- Twoja babcia to super agentka? - zaśmiałam się.

- Jest niezrównoważona.

- Jest teraz w domu? - zaciekawiłam się.

- Nie, chyba poszła na zakupy. Chodźmy stąd.

Black ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz