Rozdział 17

30 1 0
                                    

Kusiło mnie, żeby spojrzeć na bilet i zobaczyć kiedy i dokąd zabierze mnie pociąg. Jednak coś nie pozwalało mi tego zrobić. Nie chciałam tego wiedzieć. Jeśli sama nie wiem gdzie jadę, to nikt mnie nie znajdzie.

Zastanawiałam się czy jeszcze kiedykolwiek tu wrócę. Przecież zostawiam całe swoje życie. Urodziłam się w Warszawie i tu zamierzałam umrzeć, ze starości... w gronie wnuków. O tym marzyłam, gdy byłam mała i żyłam w szczęśliwej rodzinie. Teraz nie wiedziałam co się ze mną stanie. Nie miałam żadnego pomysłu na życie.

Przecież nawet nie pomyślałam, jak się odnajdę w nowym mieście. Gdzie będę mieszkała? Co będę jadła? Gdzie spała? Obce miasto, nic nie wiem. Co ja robię? Ludzie! Ratujcie! Moje życie się wali!

Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam, że nikt nawet nie spojrzał w moim kierunku. Krzyczałam tylko wewnątrz. Wstałam. Chciałam jakoś zwrócić bilet i uciec ze stacji. Wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim. Chciałam mieć pełną rodzinę, kochających rodziców, może jakieś rodzeństwo... Przecież nie jest jeszcze za późno! Wrócę do mieszkania i będę żyła jak kiedyś.

Już miałam biec, gdy nagle podjechał pociąg. A jednak było za późno.

Wsiadłam do niego i zabrałam swój bagaż. Podałam bilet jakiemuś facetowi i zajęłam miejsce w przedziale. Nałożyłam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę. Nie chciałam na razie się z nikim kontaktować, więc wcisnęłam tryb samolotowy. Poczułam, jak po policzku lecą mi łzy. Patrzyłam na drogę, a potem zasnęłam.

Obudziło mnie lekkie szturchnięcie. Ocknęłam się i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Był w obdartych ubraniach, miał brudną twarz. Dało zauważyć się na niej mnóstwo piegów. Jego włosy były rude. Mierzył około 1,45cm. Nie szczególnie mi się spodobał.

- Mogę się dosiąść? - zapytał.

- Tak, pewnie. - przeciągnęłam się.

Usiadł naprzeciwko mnie i, tak jak ja, położył swój bagaż obok. Chwilę się pokręcił, żeby znaleźć wygodną pozycję. Patrzył mi prosto w oczy. Skrzywiłam się lekko, aby dać mu znak, że nie wiem o co chodzi.

- Coś się stało? - wskazał na moje mokre policzki.

- Tak... To znaczy nie... Sama nie wiem.

- Jesteś sama? - spytał.

- Tak, a Ty?

- Tak samo. Dokąd jedziesz? - dopytywał.

- Nie mam pojęcia. Uciekam od starego życia.

Zamyślił się. Spojrzał na pole rozciągające się za szybą. Potem znowu popatrzył na mnie.

- Podobnie jak ja. Zostałem adoptowany, a moi nowi rodzice okazali się być potworami. Przybrany tata znęcał się nade mną, a przybrana matka zamykała w piwnicy na całą noc, gdy tylko zrobiłem coś nie tak. Przecież mam dopiero 11 lat i jestem jeszcze dzieckiem. Mam prawo czasem coś nabroić, prawda? - mówił ze smutkiem.

- Tak... Współczuję Ci.

- A dlaczego Ty uciekasz? - uśmiechnął się.

- Matka alkoholiczka wyrzuciła mnie z domu, bo zamknęli jej, już byłego, partnera, który był pedofilem. Obwiniała mnie o to i w dodatku wyznała, że nigdy mnie nie kochała. Zanim go poznała, ja utrzymywałam dom i płaciłam wszystkie rachunki. Nie mam przyjaciółek, bo nawet nie mam jak się z nimi spotykać. Nie chodzę zbyt często do szkoły. No i dodatkowo matka czasem mnie biła, jak jej się zachciało. Nic wielkiego. - spuściłam głowę.

- Przykro mi. - powiedział słodkim głosem chłopiec.

Współczułam mu bardziej niż sobie. Miał tylko 11 lat, a już musiał uciekać od życia. Świat jest taki niesprawiedliwy... Zwróciłam uwagę na jego bagaż. Miał mały plecak i jakąś reklamówkę. Bałam się, że nie będzie miał co jeść.

Black ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz