Rozdział 45

20 1 0
                                    

  - To dziwne, ale nie poczułam żadnej różnicy. Nie wiem, co to może znaczyć. - spuściłam wzrok, nadal zawstydzona pomysłem i zachowaniem Filipa.
- Może jesteś BI? - wyszeptała nieśmiało Sylwia.
- Jest co? - wtrącił zaskoczony chłopak. Ja również spojrzałam z zaciekawieniem na przyjaciółkę. Nie miałam pojęcia o czym mówi.
- No, biseksualna. To znaczy, że podobają Ci się chłopacy, ale też dziewczyny. Osoby biseksualne nie ograniczają się do jednej płci. Mogą być zarówno z dziewczyną, jak i z chłopakiem. Rozumiecie? - poczerwieniała na twarzy.
Nastała chwila ciszy. Po mojej głowie krążyły jej słowa i odbijały się echem, co po pewnym czasie przyprawiło mnie o zawroty głowy. Prawie upadłam, ale złapał mnie Mikołaj.
- Co Ci jest? Strasznie zbladłaś. - powiedział wystraszony.
- N-nic. Zakręciło mi się w głowie. Wybaczcie, ale muszę sobie to przemyśleć i rzeczywiście trochę słabo się poczułam. Wolałabym wrócić już do domu. - wyszeptałam.
- Oczywiście. - powiedziała przyjaciółka.
- Odprowadzę Cię. - dodał szybko chłopak.
Ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Cały czas szłam oparta na ramieniu nowego znajomego i ciężko oddychałam. Nieprawdopodobne, że mogłam poczuć się tak źle od myślenia. A może kryło się za tym coś więcej?
- Możemy tu usiąść? - zapytałam, widząc ławeczkę w parku.
Brunet nie odpowiedział, ale w zamian tego podprowadził mnie do siedziska i pomógł wygodnie usiąść. Zamknęłam na chwilę oczy i wdychałam świeże powietrze, o które czasem trudno w Warszawie. Po jakimś czasie wirowanie w głowie minęło i znowu spojrzałam na świat. Zauważyłam, że niebieskooki chłopak ciągle się we mnie wpatruje. Miał dziwny grymas na twarzy. Nie wiedziałam, czy jest to zaciekawienie, fascynacja czy może obrzydzenie. Odwrócił wzrok, kiedy zrozumiał, że próbuję go rozszyfrować.
- Już mi lepiej. - powiedziałam, żeby go trochę uspokoić i uśmiechnęłam się, co musiało wyglądać trochę sztucznie. - Możemy już iść. - dodałam na koniec.
- Koniecznie musimy iść? - zasmucił się. Spojrzałam na niego z ciekawością.
- Oczywiście, jeśli chcesz to mogę odprowadzić Cię już do mieszkania. - dodał zawstydzony.
- Możemy tu posiedzieć, jeśli chcesz. Po prostu chciałabym wiedzieć, dlaczego.- uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam, żeby dodać mu otuchy i zmusić do wyznania.
- Lubię Twoje towarzystwo. Czuję się przy Tobie swobodnie i nie nudziłbym się, nawet gdybyśmy cały czas milczeli.
- W porządku. - powiedziałam tak cicho, że pewnie nie usłyszał.
Siedziałam, wpatrując się w drzewa w parku. Na chwilę zapomniałam o swoim towarzyszu i o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Interesowała mnie teraz tylko wiewiórka, która wesoło zbiegła z drzewa i chwyciła szyszkę. Była taka piękna, malutka i radosna. Nie miała żadnych zmartwień. Nie musiała chodzić do pracy ani do szkoły. Jej zajęciem było jedynie bieganie po drzewie i zbieranie zapasów. Podziwiałam jej przecudny ogonek, kiedy nagle poczułam delikatne szturchnięcie.
- C-co się stało? - powiedziałam bezmyślnie.
- Co się z Tobą dzieje? Milena, mówię do Ciebie od dwóch minut i chyba z trzy razy dzwonił do Ciebie telefon. - spojrzał w moje oczy zdezorientowany.
- Och, przepraszam. - wyszeptałam.
Teraz mój wzrok przykuły jego niebieskie oczy. Miały odcień wzburzonego morza w czasie sztormu. Wciągały i wciągały. Nie mogłam się od nich oderwać. Byłam prawie pewna, że widziałam w nich spienione fale. Nagle oczy zmieniły swoje położenie i coraz bardziej się oddalały. Nie miałam już z nimi kontaktu. Widziałam tylko tył bluzy odchodzącego chłopaka. Nie wiedziałam, co się właśnie stało. Wstałam i pobiegłam za Mikołajem.
- Zaczekaj! Dlaczego odszedłeś? - zawołałam.
- Nie słuchałaś mnie. Powiedziałem Ci coś ważnego, ale patrzyłaś mi w oczy nieobecna. Zawstydziłem się swoim wyznaniem, więc postanowiłem odejść. To i tak nie miało sensu. - spuścił wzrok.
- Prze-przepraszam. Zamyśliłam się. Masz takie śliczne oczy, jak morze. Bardzo wciągające. - zaśmiałam się. - Chciałeś mnie zostawić samą w środku Warszawy? - udałam, że się obrażam.
Chłopak wybuchnął śmiechem na widok mojej miny i nagle znalazłam się w jego ramionach. Poczułam ciepło i bezpieczeństwo. Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało. Teraz z kolei wdychałam jego cudowny zapach. Otrząsnęłam się szybko i zapytałam:
- To co chciałeś mi wyznać?
- Nic ważnego. Chodźmy już. - odpowiedział po chwili zastanowienia.
Niedługo potem znaleźliśmy się pod moim blokiem. Chciałam już wejść na górę, ale zatrzymał mnie. Myślałam, że chciał się pożegnać, ale pomyliłam się.
- Myślałaś, że pozwolę Ci wejść samej na górę? - zaśmiał się.
- Dam sobie radę. Czuję się już lepiej. - odsunęłam się powoli.
- Nie ma mowy. - chwycił mnie pod ramię i odtworzył drzwi wejściowe na klatkę schodową.
W odpowiedzi cicho się zaśmiałam. Miło było mi wiedzieć i czuć, że ktoś się o mnie troszczy. Wyszeptałam mu na ucho piętro i numer mieszkania. Szłam powoli, a jemu to najwyraźniej przeszkadzało, więc gwałtownie podniósł mnie tak, że leżałam w jego ramionach. Szedł na górę, wchodząc co drugi schodek. W końcu dotarliśmy. Nie odstawił mnie na podłogę, tylko zadzwonił do drzwi.
Otworzyła Grażyna, a zaraz za nią przyszedł Filip. Obydwoje wpatrywali się w nas z zaskoczeniem, więc zwinnie zeskoczyłam z rąk bruneta i poprawiłam ubrania.
- Dziękuję za odprowadzenie. - uśmiechnęłam się i przekroczyłam próg.
- Nie zaprosisz kolegi do środka? - usłyszałam głos matki, a dwie sekundy później prychnięcie Filipa. Zauważyłam, że odszedł w kierunku pokoiku.
- Wejdziesz do środka? - odwróciłam się do niego powoli i z zażenowaną miną zaprosiłam go gestem ręki.
- Mogę wejść na chwilę. - wyszczerzył swoje białe zęby.
Udaliśmy się do kuchni. Zaczęłam robić herbatę, a Grażyna zasypywała go w tym czasie nadmierną uprzejmością. Proponowała mu ciasteczka, ciasto, kanapeczki i wiele innych rzeczy. Irytowało mnie to, ale Mikołaja najwyraźniej bawiło.
- Idź już stąd. - warknęłam.
Matka posłusznie wykonała moje polecenie i opuściła pomieszczenie. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, więc pewnie gdzieś wyszła, albo zrobił to Filip.
Podałam herbatę i usiadłam naprzeciwko. Zaczęło się już ściemniać za oknami. Spoglądałam raz na Mikołaja, raz na okno.
- Ładne mieszkanie. - powiedział cicho, bo nastrój do tego zmuszał.
- Wychodzę. Grażyna też wyszła, więc zostawiam klucze tam gdzie zawsze! - krzyknął Filip i trzasnął drzwiami.
- Zostaliśmy sami. - wyszeptałam, co zabrzmiało uwodzicielsko, czyli nie tak jak chciałam.
- Co porobimy? - zapytał.
Przez chwilę się zastanowiłam. Co można robić z niedawno poznanym chłopakiem sama w domu, dodając, że całowało się z tym chłopakiem i przytulało? Nie miałam zielonego pojęcia. Chciałam zaproponować oglądanie telewizji, ale o tej porze nie było akurat nic ciekawego.
- Masz jakąś propozycję? - uśmiechnęłam się, żeby nie pokazać zakłopotania.
- Mam wiele propozycji, ale chyba nie każda się nadaje. - zaśmiał się w głos.
Wpatrywałam się w jego reakcję i wydusiłam tylko ciche ,,hehe".
- To może powiesz mi, co mówiłeś wtedy w parku, kiedy się zamyśliłam. - zaproponowałam.
- To naprawdę nie ważne.
- Chcę wiedzieć. Przecież gdyby nie moje głupie zamyślenie to i tak bym to usłyszała.
- Może nie dane jest Ci to usłyszeć. Lepiej nie igrajmy z losem. - zaśmiał się.
- Mów! - zniecierpliwiłam się.
- Po prostu dobrze całujesz, cudownie pachniesz, jesteś taka delikatna i ciepła i nieziemsko piękna. Spodobałaś mi się, ale pewnie słyszysz to codziennie od innych osób. - wydusił.
- Nie do końca masz rację, ale dziękuję za miłe komplementy.
- Będę już uciekał. Miłego wieczoru. - wstał i ucałował mój policzek.
Odprowadziłam go do drzwi, następnie wykąpałam się i położyłam do łóżka, gdzie głębia morskich oczu Mikołaja utuliła mnie do snu.   

Black ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz