Rozdział 2

56 6 3
                                    

Dni, tygodnie, miesiące mijały i nagle zrobił się grudzień. Do sylwestra został nam tydzień a my z dziewczynami jak zwykle nie miałyśmy żadnej kreacji. Sophie wyszła więc z propozycją żeby pojechać na jakieś zakupy do centrum handlowego, więc też tak zrobiłyśmy.

Chodziłyśmy po sklepach już od 2 godzin i kupiłyśmy zaledwie zwykłe tshirty, które nie były zbyt odpowiednie na naszą sylwestrową imprezę. Od tego szukania wymarzonych ciuchów zrobiłyśmy się głodne. W tym momencie najlepszym rozwiązaniem było pójście coś zjeść.

Alice ustawiła się w kolejce w McDonalds żeby złożyć zamówienie, a ja z Sophie poszłyśmy zająć miejsce. Usiadłyśmy na samym środku strefy jadalnej. Ja odwrócona w stronę Alice ,a Sophie plecami do niej. W takim wypadku miałam kontrole nad sytuacją. Nasza biedaczka stała w dość długiej kolejce, co chwile odwracając się w naszą stronę i przewracając oczami bo miała dosyć stania tam. Jej dość głupkowaty wyraz twarzy wprawiał mnie w śmiech. Po pewnym czasie w kolejce za Alice dostrzegłam zabójczo przystojnego, wysokiego, z burzą loków na głowie chłopaka. Na widok którego aż się zarumieniłam, i zdołałam tylko wydukać:

- O MÓJ BOŻE!

-Co jest? -Spytała Sophie.

-Odwróć się i spójrz w stronę kolejki, ale zrób to w miarę dyskretnie.

-Ok, czy to ten z burzą loków, który właśnie gapi się w nasza stronę?

-Taaaak!

-Muszę przyznać, że dawno nie widziałam czegoś takiego, ale nie rób sobie nadziei bo pewnie jest zajęty albo jest gejem .

-Weź przestań, nie musisz wszystkiego od razu psuć. W tym momencie zaczęłyśmy się śmiać.

Spojrzałam się jeszcze raz w stronę chłopaka, który też postanowił zrobić to samo i dodatkowo puścić mi szybki uśmiech. To uczucie które zaznałam w tym momencie było nie do opisania, czułam się jak by moim ciałem zawładnęło coś poza ziemskiego, uczucie szczęścia wymieszanego z nieśmiałością wypełniło całe moje ciało.

Z rozmarzenia wytrąciła mnie Alice usiadła koło Sophie z numerkiem zamówienia w ręku, szybko wyrwałam jej go z ręki.

-Resztą zajmę się już ja. Oznajmiłam szybko.

-O co chodzi bo chyba bez powodu tego nie robisz. -Zaśmiała się

-Odwróć się i spójrz na kolejkę. -Rzuciła Sophie

-Oooo nie czy chodzi ci o Harrego Stylsa?

-Nie wiem czy o jakiegoś tam Harrego Stylsa ale na pewno o tą definicję piękna.

-Rose ten w lokach to Harry Styles i wydaje mi się, że on nie jest odpowiedni dla ciebie lepiej go sobie odpuść nim będzie za późno.

-Niby czemu?

-Wiele słyszałam na jego temat. Podobno ma sporo kasy jest zadziorny i lubi bawić się dziewczynami, w szczególności takimi jak ty.

-Takimi jak ja co masz konkretnie na myśli?!

-Takimi ponad przeciętnie ładnymi, ładna buźka, długie nogi, duże usta i...

-i... nie kończ, i tak zamierzam pójść odebrać nasze zamówienie i przejść koło niego.

Na ekranie pojawił się numer 57, szybko zerwałam się z miejsca. Pewnym krokiem podążałam w stronę miejsca odbioru jedzenia. Dystans pomiędzy mną o nim był coraz mniejszy, gdy w końcu przeszłam koło niego poczułam jego spojrzenie dosłownie na każdej części swojego ciała. Odebrałam tackę i z powrotem podążyłam w stronę swojego stolika. Wiedziałam, że zaraz znowu spotkamy się wzrokiem, gdy to się stało poczułam jeszcze większą falę nieznanego uczucia która przepływała przez moje ciało, wpływ pewnie miała na to głęboka zieleń jego oczu. Wcześniej nie widziałam nic bardziej zachwycającego.

Usiadłam z powrotem na swoim miejscu popijając shake waniliowego. W tej chwili byłam nie dostępna widziałam tylko go. Po chwili przeszedł koło nas i przysiadł się do jakiegoś chłopaka, który był w zbliżonym wieku do niego. Przeklinałam w myślach swoje miejsce ponieważ nie widziałam go teraz, natomiast dziewczyny miały dość przyjemny widoczek. Strach nie pozwolił mi na to żeby się odwrócić pomimo tego że bardzo tego chciałam.

-On cały czas patrzy się tu, a konkretnie na ciebie Rose.

-Nie mówcie mi już nic bo pewnie za chwilę każdy pójdzie w swoją stronę i będę żałować że nie zrobiłam jakiegoś ruchu, a prawdopodobieństwo, że go jeszcze kiedyś spotkam jest tak małe, że będę go przeżywać przez najbliższy rok, a to nikomu nie jest potrzebne.

-Uwaga podniósł się!

-Idzie w naszym kierunku!

-Zaraz przejdzie i zniknie na zawsze. Szybko przewidziałam.

Ku naszemu zdziwieniu chłopak zatrzymał się koło naszego stolika i położył serwetkę na blacie. Pełna obaw podniosłam głowę do góry by spojrzeć na niego. Trwało to kilka sekund, zanim odwrócił się na pięcie i odszedł bez słowa.

Dziewczyny w kółko coś gadały ale ich zdania do mnie nie docierały. Siedziałam w ciężkim szoku ze złożoną serwetką w dłoni. Miałam wrażenie, że ta chwila trwa całą wieczność ale w rzeczywistości było inaczej. W końcu zebrałam się na odwagę by rozłożyć ją. Moim oczom ukazał się numer telefonu i napis zadzwoń. Czułam rozpierające wewnątrz uczucie, czułam chęć poznania go pomimo tego co mówiła Alice. Nie przypuszczałam. że koniec roku przyniesie mi coś takiego. Może to był znak, że nowy będzie lepszy i że mam go rozpocząć z nim. Warto było zaryzykować nawet jeśli koniec miał by być straszny a końcem tego była bym rozbita ja na małe kawałki, które z czasem pewnie dało by się skleić z powrotem do kupy.

Illusion of innocenceWhere stories live. Discover now