Uznanie Krytyków

404 7 7
                                    

       -McGee- Świadkowie, Lennox, zdjęcia, Tony- za mną. - słychać trzaśnięcie drzwiami samochodu. O tak... Jakby się nie mogła domyślić. Pracuje od ilu? Prawie 2 lata, w tym jakiś rok w zespole Gibbs'a. Przez poprzednie 3 lata pracowała jako profesjonalna negocjatorka, a często także snajperka w grupie antyterrorystycznej. Ukończyła wiele kursów, między innymi psychologicznych. Wcześniej skończyła studia psychologiczne. W przeciwieństwie do McGee'iego była wysportowana.  Ale do czego się nadaje? Nawet nie  do pakowania do torebek kawałków materiału, zużytych kondomów i innych śmieci. Tylko i wyłącznie do pstrykania zdjęć trupom i bałaganu wokół nich. Nie brała jeszcze udziału w żadnym zadaniu w terenie. Serio?

               -Oczywiście, szefie.- mruknęła wręcz z irytacją i założyła czapkę z daszkiem. Gibbs zatrzymał się wpół kroku i zmierzył ją wzrokiem.

                    -Coś Ci nie pasuje? – Łups. Zdaje się że kawy zabrakło.

                -Mi? Absolutnie. Już biorę się do roboty.- powiedziała nieco znudzona i nim Leroy zdążył coś dodać, odwróciła się i ruszyła w kierunku, takiego samego jak reszta, podjazdu kolejnego nudnego domu na terenie kampusu.

                No tak. Takiego samego jak każdy inny, a jednak to on był żółto-czarną taśmą i to w nim znaleziono ciało 22-letniego syna generała  Sorenson'a który w chwili obecnej rozmawiał z DiNozzem. 

                Phoebe odwróciła wzrok i podniosła taśmę by wejść na teren posesji. Weszła do domu w którym było już słychać monologi Ducky'iego. Uśmiechnęła się mimowolnie. Prócz Abby, uroczej laborantki, był chyba jedyną osobą z pracy która nie traktowała jej z góry. Nawet Timothy, zwany 'Praktykantem' uważał się za bardziej doświadczonego.

                Prychnęła w myślach i zaczęła wspinać się na schody.

                -Ducky, jak się masz?- spytała, co było klasyczna próbą dowiedzenia się czegoś przed Gibbs'em.

                -Phoebe! Właśnie opowiadałem panu Palmer'owi o tym jak to w czasach mej młodości panował obyczaj darowania kobietom, które wpadły nam w oko podarków. Najczęściej były to kwiaty, piękne róże. Teraz takie  obyczaje wypadły już z mody, nieszczęście.  Liczą się już tylko pieniądze...- zaczął prowadzić swój typowy monolog. Phoebe słuchając jego wykłady odbezpieczyła obiektyw i zaczęła robić zdjęcia. 

                 Na podłodze w małej sypialni, tuż obok łóżka leżał na wznak młody chłopak. Oczy były otwarte, i miały obrzydliwie martwy wyraz. Phoebe  odwróciła od nich wzrok. Uważała że w trupach najgorsze  były właśnie oczy. W pokoju nie było żadnych oznak walki, więc chłopak musiał znać mordercę. 

                Przyjrzała się ,mimo obrzydzeniu jakie wzbudzały w niej szeroko otwarte oczy, jego twarzy. Był dość przystojny. Prosty, nieduży nos, blade usta, oczy o idealnych proporcjach w stosunku do reszty twarzy miały kolor  błękitu przechodzącego w szarość. Długie, ciemne rzęsy rzucały delikatny cień na wydatne kości policzkowe. Jak to martwy człowiek był strasznie blady, szarawy odcień jego skóry kontrastował z przydługimi, brązowymi włosami z miedzianymi przebłyskami.

                Jej wzrok zjechał nieco niżej. Wzdrygnęła się. Tak zahipnotyzowała ją jego twarz że nie zauważyła najważniejszego. Całe jego gardło   było obrzydliwie rozchlastane.

                -Jak już pewnie zauważyłaś, młoda damo, zginął przez poderżnięcie gardła. Straszna śmierć- pokręcił głową ze smutkiem, na potwierdzenie swoich słów.

Critical Acclaim Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz