Dała się przyłapać.
W ciągu kilku sekund przez jej głowę przebiegło jakieś tysiąc myśli. Jednak najbardziej wybijała się jedna. Co robić? Skoro zabiła swojego narzeczonego, zapewne nie będzie się zastanawiała nad współlokatorką... Z paniką w oczach rozejrzała się po pomieszczeniu. Drżąca ręka natrafiła na wybrzuszenie przy pasku spodni. Broń.
Mimo tego, że nie brała udziału w akcjach w terenie, tak jak każdy agent byłą wyposażona w glocka. Jest jeszcze jakaś szansa. Phoebe wyciągnęła odbezpieczoną broń przed siebie i w chwili w której drzwi się otworzyła położyła palec na spuście. Z bronią Phoebe ma przewagę. I to sporą. Kiedyś była profesjonalną snajperką. Potrafi zabić jednym strzałem.
Źrenice Phoebe rozszerzyły się momentalnie.
-Ej, wystarczy powiedzieć, że mnie tutaj nie chcesz.
W drzwiach, ku jej zaskoczeniu, nie stała niebieskowłosa Vanessa Dallas. Przy drzwiach z rękoma uniesionymi w geście poddania stał wysoki mężczyzna o zielonych oczach, ubrany w wojskowy strój. Michael.
-Michael? Co ty tutaj robisz?- ze zdenerwowania jej głos był o kilka tonów wyższy. Ręka z bronią opadła i z przyzwyczajenia Phoebe zabezpieczyła ją.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz, kochanie?- uniósł brew.
Michael Langdon był 32-letnim szatynem o szerokich barkach. Przez długi pobyt w Afganistanie był lekko opalony, choć nadal bliżej mu było do bladości. Czarne włosy naprzeciw stereotypom amerykańskich żołnierzy były lekko przydługie, a pojedyncze kosmyki opadały na czoło. Prosty nos i zwyczajne brwi nie wyróżniały się niczym szczególnym. Duże oczy miały hipnotyzujący, zielony kolor i otoczone były wyjątkowo czarnymi i gęstymi rzęsami co dawało jeszcze lepszy efekt. Phoebe często śmiała się, że pewnie potajemnie używa tuszu do rzęs. Zazwyczaj jego broda była gładka, jednak wtedy miał kilkodniowy zarost.
-Miałeś być w poniedziałek. Wiesz, że mogłam cię zabić?-warknęła i podeszła bliżej niego.- Pisałeś, że będziesz w poniedziałek – brew 27-latki powędrowała w górę w pytającym geście.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę- wzruszył ramionami. -Nie cieszysz się?
-Cieszę... Tylko jakoś to do mnie nie dociera- prychnęła i niemal rzuciła się mu na szyję. -Tęskniłam za tobą.... Mickey- uśmiechnęła się drwiąco. Nazywała go tak od początku ich znajomości, a mężczyznę od początku to irytowało. Kiedyś okazywał to otwarcie, jednak później odpuścił i odgryzał się używając równie bezsensownego zwrotu.
-Ja za tobą też, Minnie – uśmiechnął się i zamknął ją w żelaznym uścisku. -Co tu robisz? To chyba pokój tej całej.. Violet?
-Vanessy. Nieważne. Chodźmy do mnie – uśmiechnęła się znacząco .
W ciągu kilku sekund całe jej troski uciekły. Z powrotem miała przy sobie Michaela, który jej pomoże. A nawet jeżeli nie pomoże, to wesprze ją i wszystko się ułoży.
-Nic się nie zmieniłaś- zaśmiał się i pochylił głowę, żeby pocałować ukochaną. Phoe ujęła jego dłoń i pociągnęła go w kierunku drzwi do jej pokoju.
Kiedy tylko szarobrązowe drzwi zostały zamknięte pocałowała go delikatnie.
-Jak ja się cieszę, że cię widzę – uśmiechnęła się gładząc jego twarz. Kilka miesięcy, przez które dzieliły ich tysiące mil nareszcie dobiegły końca. W końcu ma ukochanego tuż obok siebie.
-Więc twierdzisz, że twój szef za tobą nie przepada? - uśmiechnął się Mike siedząc na kanapie i tasując karty. Phoebe siedziała naprzeciwko niego wpatrzona w mężczyznę jak w obrazek. Jej współlokatorka siedziała u siebie w pokoju, a Czerwonowłosa już niemal zapomniała o tym, co tam odkryła.
![](https://img.wattpad.com/cover/9339214-288-k678044.jpg)
CZYTASZ
Critical Acclaim
Mystery / ThrillerKto jest zabójcą? Jak zakończy się walka o "Uznanie Krytyków"? Czy ta historia może się skończyć happy end'em? Przeczytaj, by się dowiedzieć.