Rozdział IV : Koszmar

67 1 2
                                    

Biegnie. Ma na sobie długą, czarną suknię, co utrudnia bieg. Jest w ciemnym lesie. Jest jej strasznie duszno. W lesie jest wilgotno. Tiulowa suknia przykleja się do nóg, włosy przyklejają się do jej mokrej, spoconej twarzy, zasłaniają jej widok.

Słyszy jak głośno oddycha. Bum, bum, bum, bum. Czy to kroki stwora przed którym ucieka? Nie. To jej serce tak głośno uderza. Ma wrażenie że zaraz wypluje swoje serce, płuca i wszystkie inne wnętrzności.

Widzi ją! Polana. Nie wie dlaczego, ale ma odczucie że musi do niej dobiec. Nie może się zatrzymać. Musi UCIEKAĆ!

Słyszy głośne, swawolne kroki za sobą. Próbuje krzyczeć, błagać o pomoc, ale z jej gardła nie wydobywa się żaden dźwięk oprócz jej głośnego dyszenia. Czuje łzy spływające po policzkach, ale może to kolejna kropla krwi spowodowana atakami gałęzi niskich drzewek.

Jedynym źródłem światłą jest blada poświata księżyca, zasłaniana w dodatku przez drzewa, ale ona widzi wszystko wyraźnie.

Wpada na polanę  i potyka się. Nie ma siły wstać. Zaczyna szlochać. Odwraca się i zaczyna ciągnąć ciało i suknię do tyłu. Natrafia na skałę. Szlocha a na polanę wkracza wielki, obleśny stwór. Swoimi potężnymi nogami łamie drzewa, od których jest większy metry.

Skóra pokryta jest krwistoczerwonymi łuskami. Niedorzecznie wielki brzuch jest wręcz przezroczysty. W środku widać na wpół strawione ciała.. ludzkie ciała pływające w własnej krwi. Pełno strzępów rąk, nóg, tułowia i głów. Dziewczyna czuje mdłości, odruchowo zasłania usta dłonią.

Skierowuje zamglony już wzrok na grube, obślizgłe szyje wystające z brzuszyska. Każda kończy się przerażającą głową z wielkimi rogami , czerwonymi oczami i szerokimi nozdrzami. Jedna z głów bestii zaczyna ryczeć. Jej niegdyś białe zęby są pokryte ludzką krwią.

Dziewczyna krzyczy. Teraz jej się udaje. Nie szlocha już, łzy same wylatują z jej oczu.

Bestia zwraca na nią wszystkie sześć par oczu. Wszystkie głowy zaczynają głośno ryczeć. Zatyka uszy rękoma i zaciska mocno powieki.

BOŻE, jeżeli istniejesz POMÓŻ! Znów krzyczy. Stwór rozwija wielkie skrzydła, przypominające takie nietoperza w maksymalnym powiększeniu. Zbliża się do niej... Długie szyje nachylają się. Głowy zbliżają się do niej. Wbija się w kamień.

Czuje na skórze ich ciepły, śmierdzący oddech. Zaraz trafi do tych ludzi. Przez łzy niemal nie widzi. Znów krzyczy...

Phoebe budzi się cała mokra i zapłakana. Podrywa się do pozycji siedzącej i próbuje złapać oddech. Cholera, co to było? Ręce niemożliwie się jej trzęsą.

Nie pamięta kiedy ostatnio miała koszmar, a ten z którego właśnie się obudziła był strasznie niezrozumiały. Dziewczyna uspokoiła oddech i zaświeciła lampkę.  Na drugiej stronie łóżka leżał list i koperta. Znów zasnęła czytając, to zawsze się tak kończyło. Z nieco ponurym uśmiechem wstała i odłożyła arkusz papieru na zaśmiecone biurko.

Przeszła do dużej, czarno-białej łazienki i zaświeciła w niej światło. Stanęła przed długim i szerokim czarnym blatem ciągnącym się przez całą szerokość pomieszczenia. Na środku jego długości mieściła się wbudowana, białą umywalka a nad nim ciągnęło się lustro.  Oparła nadal trzęsące się, dłonie po  obu stronach umywalki i spojrzała na swoje odbicie.

Z drugiej strony spojrzała na nią z pozoru drobna i krucha 27-latka. Blada, chorobliwa cera, którą w tym momencie zdobiły krwiste rumieńce, jakby przebiegła maraton. Postać miała dość duże w stosunku do reszty twarzy, niebieskie oczy na które opadała kurtyna długich i gęstych rzęs które rzucały wyraźny cień na widoczne, wysokie kości policzkowe. Mały, lekko zadarty nos był pokryty kilkoma, niewidocznymi z dalszej odległości jasnymi piegami, natomiast usta o „idealnym" kroju miały blady, a nawet sinawy kolor. Twarz kobiety otaczały rozpuszczone już, długie i dość gęste włosy pofarbowane wówczas na krzykliwy, czerwony odcień.

Także budowa ciała dziewczyny była delikatna i z pozoru krucha. Właśnie, z pozoru. Każdy kto miał z nią do czynienia w poprzedniej pracy wiedział że to tylko, i wyłącznie pozory. Mimo tej drobnej i niepozornej budowy potrafiła się obronić, choć nie da się ukryć że lepiej szło jej w strzelaniu do celu, niezależnie czy stałego, czy ruchomego, czy w negocjacjach niż w walce wręcz. Lecz w końcu nikt nie może być doskonały.

Czerwonowłosa zamrugała kilkukrotnie i pokręciła, jakby do siebie, głową. Odkręciła kran z zimną wodą i ochlapała twarz. Nie zwracając uwagi na zamoczone włosy sięgnęła po czarny, miękki ręcznik i przetarła twarz. Spojrzała jeszcze raz w lustro i westchnęła cicho. Pora znów zasnąć- nie do twarzy jej z podpuchniętymi oczami.

Critical Acclaim Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz