Mimo iż rano dalej nie czułem się dobrze, wyszedłem z domu pełny energii. Cały dzień miałem tylko dla siebie, pomimo pójścia do lekarza. Planowałem zrobić dla Takano-san niespodziankę w postaci obiadu. Wysłałem mu SMS'a, by po pracy przyszedł prosto do mnie i ruszyłem prosto do kliniki pełny dobrych myśli.
Po wykonaniu szczegółowych badań wróciłem do domu. Po wyniki miałem się zgłosić za około dwa tygodnie. Standardowo. Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu spożywczego po niezbędne rzeczy, zdecydowałem się zrobić curry z kurczakiem. Proste danie i do tego smaczne, nic lepszego! Wstawiłem ryż i wziąłem się za krojenie kurczaka.~ ♥ ~ Zdenerwowany czekałem na powrót Takano-san do domu. Zadawałem sobie wiele pytań. Czy będzie mu smakować? A może jest za słone? Czarne myśli nie dawały mi spokoju przez co denerwowałem się jeszcze bardziej. - Onodera! Jesteś tu?! - usłyszałem głos Takano.Wstrzymałem oddech. - Tak. - powiedziałem cicho. - Co jest? Czemu mówisz tak... - spojrzał na mnie zaskoczony. - To dla mnie?Przytaknąłem nieśmiało. Nigdy nie robiłem dla kogoś rzeczy tego typu, jak obiad itp. Takano-san był tym pierwszym. I to nie tylko w tej sytuacji. Wiele rzeczy poznawałem dzięki niemu. Był moim pierwszym w wielu sprawach... - Onodera.. - szepnął i przytulił mnie do siebie. - C..co tak nagle?! - próbowałem się wyrwać. Byłem niesamowicie zawstydzony. - Dziękuje. Od rozwodu moich rodziców, nikt nie przygotowywał dla mnie posiłku.. - To tylko zwykłe curry.. - powiedziałem speszony. - Mimo to.. Dziękuję. - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem. - Proszę. - odparłem.Dalej, już bez żadnej rozmowy, jedliśmy w spokoju. Takano cały czas uśmiechał się pod nosem co mnie niesamowicie peszyło, ale też cieszyło. Miał dobry humor i tylko to cię liczyło. Może to z mojego powodu? Najszybciej, jak tylko mogłem odsunąłem tę myśl. Najpewniej w pracy po prostu idzie dobrze i to jest ten powód.
- Onodera! - usłyszałem wrzask Takano tuż przy moim uchu.
- C..co się drzesz? - wrzasnąłem przestraszony.
- Mówię do ciebie od kilku minut a ty bujasz w obłokach!
- Przepraszam. - bąknąłem.
- Rany..
- Ale teraz już słucham! O co chodzi?
- Musze wyjechać na tydzień. - powiedział ponuro.
Wstrzymałem oddech.
- Dlaczego? - nigdy nie rozdzielaliśmy się na tak długo.
- Za półtora tygodnia wychodzi nowy numer magazynu, a jedna z moich autorek prawdopodobnie nie wyrobi się na czas. Chciałbym wysłać kogoś innego, ale każdy jest zajęty swoją pracą. Przez ten czas, gdy ona będzie rysować, ja, razem z jej pomocnikami, będę tuszował strony, wklejał tekst i tym podobne.
- Gdzie ona mieszka?
- Hokkaido..
- Co?! Zdążysz dowieźć manuskrypt na czas? Ile zostało jej stron?
- Kazałem jej zrobić scenopis od samego początku, więc wszystkie.
- Oszalałeś?! - krzyknąłem. - I dałeś jej tylko tydzień?! Ona może tego nie wytrzymać! Idiota.
- Tak się zwracasz do swojego szefa? - uśmiechnął się do mnie zawadiacko.
- Jak wyczynia takie głupoty, to tak, tak się odzywam. - warknąłem.
Tak na prawdę nie byłem tak bardzo zły o to, że tak przycisnął autorkę, tylko o to, że dopiero dzisiaj powiedział mi o wyjeździe. Nagle coś sobie uświadomiłem.
- Jedziesz jutro?!
- No.. tak. - powiedział obojętnie.
- I mówisz mi to dopiero teraz?! Widzisz która jest godzina?!
Zerknął na zegarek.
- Jest dwudziesta trzecia.
- Właśnie!
- To jakiś problem?
- No nie wytrzymam. - byłem już nieźle wkurzony. - O której masz samolot?
- O dziewiątej rano.
- Czy ty jesteś idiotą? - zapytałem, już teraz spokojnie.
- Co?! O co ci chodzi?!
- Nie sądzisz, że powinieneś mnie poinformować wcześniej, że wyjeżdżasz?!
- A ty co,moja matka?
- Nie.
- No właśnie, więc o co ci chodzi? Nie było powodu, dla którego miałbym ci o tym powiedzieć.
- Więc jestem dla ciebie nikim? Że nie będę za Tobą tęsknić, gdy wyjdziesz i martwić się o Ciebie?
- Co? To nie...
- Dzisiaj śpię u siebie. I nie waż się do mnie przychodzić.
- Ale.. - chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ja już nie słuchałem.
Odwróciłem się i trzaskając drzwiami wyszedłem z jego mieszkania.
~ ♥ ~ Obudziłem się po dziesiątej. Wziąłem prysznic, ubrałem się i ruszyłem do pracy. Przywitałem się ze wszystkimi. - A gdzie Takano-san? - zapytałem. - Rit-chan, jeszcze się nie obudziłeś? Przecież szef wyjechał dzisiaj na Hokkaido. Oh, no tak. Momentalnie popsuł mi się humor. Ta kłótnia była nie potrzebna i choć wiedziałem, że to z mojej winy mieliśmy sprzeczkę, to myślę że miałem trochę racji. Powinien mnie poinformować wcześniej o tym, że wyjeżdża i to na tydzień. Dla mnie to był długi okres czasu i to bez niego. Otworzyłem laptop starając się dłużej nie myśleć o wczorajszej sytuacji. Szczerze, nawet nie miałem na to czasu. Z powodu wyjazdu Takano, każdy dostał część jego pracy do wykonania. Pewnie będzie sobie teraz bimbał nad morzem, popijając drinka - pomyślałem złośliwie, choć wiedziałem że to nie prawda. Zawsze świetnie wywiązywał się ze swoich obowiązków, a oddane projekty nigdy nie potrzebowały poprawek. Mimo to, każdy z nas przynajmniej raz musiał przejrzeć pracę każdego z edytorów, taki był wymóg Takano, co mi zbytnio nie przeszkadzało. Był to dobry system, więc nie miałem żadnych zastrzeżeń. Znowu o nim myślę. Mimowolnie spojrzałem w stronę biurka, na którym powinien siedzieć. Potrząsnąłem głową by odrzucić te mysli i oddałem się w wir pracy. ~ ♥ ~ - Rit-chan... Zmarszczyłem brwi. - Obudź się, Rit-chan.Podniosłem leniwie głowę i przetarłem oczy. - Co jest? - zapytałem ziewając. - Koniec pracy na dziś, wracamy do domu - powiedział Kisa-san. - Zasnąłem?! - Tak.. Nie chcielibyśmy cię budzić, bo wyglądałeś na zmęczonego.. - Ah.. - powiedziałem tylko. Zebrałem wszystkie swoje rzeczy i wyszedłem z biura. Skierowałem się w stronę metra. Sprawdziłem telefon, ale Takano-san ani nie zadzwonił, ani nie napisał. Humor popsuł mi się jeszcze bardziej. Mimo to nie zamierzałem przepraszać. W swoim zachowaniu wiedziałem trochę racji i było mi źle z tym, że Takano-san nie zrozumiał mnie w tej kwestii. Ważnym było dla mnie byśmy mówili sobie o wielu rzeczach i dzielili się problemami, bo przez zwykłe nieporozumienie, dziesięć lat temu rozstaliśmy się. Nie chciałem popełnić znów tego samego błędu. Powinniśmy sobie ufać. Czy on na prawdę nie może mnie zrozumieć? Westchnąłem zrezygnowany. Wstąpiłem jeszcze do całodobowego sklepu po szybką kolację. Kupiłem także kilka napojów energetycznych. Bez nich prawdopodobnie nie dawałbym rady wykonywać swojej pracy. Polega ona praktycznie zawsze na siedzeniu do późna. Zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu. W domu zjadłem szybko kolację i poszedłem pod prysznic. Odkręciłem ciepłą wodę i westchnąłem. Po kąpieli przebrałem się w piżamę i nalałem sobie szklankę zimnej wody. Już miałem wziąć pierwszy łyk, gdy naczynie wypadło mi z rąk. Przerwał mi atak kaszlu. Upadłem na kolana i przyłożyłem dłoń do ust. Ciekła mi z niej ciepła, lepka substancja. Spojrzałem na rękę otwierając szeroko oczy. Krew. ~ ♥ ~ Rano obudziłem się z silnym bólem głowy. Oczy same mi się zamykały z powodu bezsenności. W nocy wstawiłem kilka razy, by spoglądać na rozbite szkło leżące w koszu na śmieci. Uświadamiałem sobie wtedy, że to, co wydarzyło się wczoraj w nocy nie było snem. Nie rozumiałem dlaczego to się wydarzyło. Chyba nie choruję na nic poważnego? Pomysł z pójściem do lekarza odsunąłem niemal od razu. Gdyby działo się ze mną coś niedobrego, dowiedziałbym się o tym na badaniach. Pewnie zatrułem się jedzeniem z supermarketu. Uśmiechnąłem się do siebie szczęśliwy, że znalazłem powód mojego wczorajszego zachowania. Wrzuciłem śmieci i skierowałem się do pracy. Na wejściu stanąłem twarzą w twarz z Yokozawą.
- Dzień dobry. - przywitałem się nie chętnie.
- Kogo ja widzę. - prychnął. - Tęsknisz za Masamune, co?
- Nie Pana sprawa. - oznajmiłem.
- Ho.. Pokłóciłeś się z nim? - zapytał.
- Jak już mówiłem, nie Pana sprawa. - powiedziałem dobitnie.
W tym samym czasie winda się zatrzymała.
- Hm.. Kłótnia małżeńska, co?
Otworzyłem szeroko oczy. Widząc moją minę uśmiechnął się cynicznie.
- Powodzenia. - powiedział na odchodne.
Wkurzony wyszedłem z windy i podszedłem do swojego biurka rzucając na nie swoje rzeczy.
- Dzień dobry. - przywitałem się.
- Część Rit-chan. Jak tam?
- Mogło być lepiej. - mruknąłem i zacząłem przeglądać scenopisy.
- Czy na dworze jest tak gorąco? - zapytał Hatori.
Zmarszczyłem brwi.
- Nie rozumiem. - powiedziałem zdezorientowany.
- Jesteś cały zarumieniony na twarzy.
Przyłożyłem dłoń do policzka. Był ciepły, ale nie aż tak, bym sądził,że jestem czerwony na twarzy.
- Przepraszam, pójdę do toalety. - oznajmiłem i skierowałem się w stronę łazienki.
Faktycznie, moją twarz odbijające się w lustrze była czerwoną jak burak. Odkręciłem zimną wodę i przemyłem twarz. Wyciągnąłem z kieszeni tabletkę na ból głowy i połknąłem popijając wodą. Nie mogłem pozwolić sobie teraz na żadne choroby. Mieliśmy teraz strasznie pracowity okres w biurze, a wyjazd Takano-san jeszcze wszystko pogarszał. Zrezygnowany ostatni raz opłukałem twarz i wróciłem do pracy. Gdy usiadłem na krześle mój telefon służbowy zadzwonił
- Tak?
- Onodera. - usłyszałem głos Takano.
Moje serce zabiło mocniej.
- Słucham. - powiedziałem niepewnie.
- Daj mi Hatori'ego do telefonu, nie mogę się do niego dodzwonić.
Uczucie rozczarowania wypełniło całe moje ciało.
- Oczywiście. - powiedziałem bez emocji i podałem słuchawkę Hatori'emu.
Bez entuzjazmu opadłem na krzesło i odpaliłem laptopa.
CZYTASZ
Sekaiichi Hatsukoi
Fanfictionnie będę wam zdradzał o czym to jest przeczytacie to się dowiecie.