#11

885 65 6
                                    


Przetańczyliśmy tak dobre pół godziny. Niestety, ja musiałem wracać na przyjęcie choć za bardzo mi się to nie uśmiechało. Wolałem zostać z Takano, niż obsługiwać gości.
- Takano-san, muszę już iść.
- Dlaczego?
- Przyszedłem tu tylko po szampana. Kisa-san poprosił mnie abym..
- Przyniósł szampana? Myślę, że naszym autorkom starczy na dziś alkoholu.
- Ja też tak myślę, ale one chyba nie są o tym przekonane.
- Nic na to nie poradzimy. - powiedział i wziął dwie butelki musującego płynu. - Chodź.
Posłusznie ruszyłem za nim także biorąc do ręki jedną butelkę. Wyszliśmy ze schowka, po drodze minęliśmy mężczyznę z obsługi. Popatrzał na nas dziwnie i ruszył w swoją stronę.
- O co mu chodzi?
- Spójrz na siebie. - jak nakazał, tak zrobiłem.
Mój garnitur był w totalnym nieładzie. Koszula porozpinana, krawat ledwo co trzymał się na mojej szyi nie wspominając o źle zapiętych guzikach marynarki.
- Kiedy ty..? - zapytałem z wyrzutem, on prezentował się nienagannie.
- To nie istotne, chodź tu.
Niepewnie podszedłem do niego. Zapiął mi koszulę, poprawił krawat i marynarkę. Na końcu zmierzwił mi włosy.
- Idealnie.
- Zarozumialec. - uśmiechnąłem się lekko.
Weszliśmy do głównej sali. Na parkiecie było tylko kilka osób, większość siedziała przy barze.
- Rit-chan! Nareszcie! - krzyknął Kisa-san
- Przepraszam. Coś mnie zatrzymało i..
- Nie ważne, chodź ze mną. - złapał mnie na ręce i pociągnął w stronę baru.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę Takano i pobiegłem za Kisą. Przy barku przywitały nas, już wstawione, autorki.
- Przynieśliście więcej?! - wrzasnęła jedna z kobiet.
- Tak.. - powiedziałem niepewnie.
- No to super! - krzyknęła przyciągając mnie do siebie.
Zdezorientowany usiadłem obok.
- Co się tak patrzysz? Polewaj, a nie siedzisz zdenerwowany jak dziewica przed pierwszym seksem!
Wytrzeszczyłem oczy, a reszta towarzystwa wpadła w śmiech.
- Pewnie nie umiesz pić, co? - dociekała mi.
- Ja nie umiem?! - wrzasnąłem i wziąłem jedną ze szklanek i wypiłem na raz.
- I o to chodzi! - powiedziała i dolała mi alkoholu do, już pustej, szklanki.
I tak minęły mi kolejne dwie godziny. Czułem, że byłem totalnie zalany. Twarze ludzi rozmazywały mi się przed oczami. Czułem, że powinienem już przestać, ale nie mogłem odmówić, gdy co chwilę dolewały mi alkoholu. Byłoby to niegrzeczne w stosunku nich, w końcu to im zawdzięczamy ten sukces. Gdy sięgałem po kolejnego drinka, silna ręka powstrzymała mnie. Odwróciłem się.
- Wystarczy. - powiedział Takano.
Bez trudu rozpoznałem jego twarz. Wstałem i rzuciłem mu się na szyję.
- Takano-san.. Kocham cię.

-Perspektywa Masamune- Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. - Chodźmy. - powiedziałem stanowczo. - A ty mnie nie kochasz? - zaskomlał.Westchnąłem. To będzie długa noc.
- Proszę wybaczyć. - z promiennym uśmiechem zwróciłem się do autorek. - On w ogóle nie umie pić, dlatego zabiorę go do domu.
- Oczywiście! - pisnęły wszystkie naraz.
Przyjrzałem im się dokładniej. Nie były mniej pijane niż Ritsu, jeśli nie bardziej.
-Kocham cię, więc chodźmy. - Szepnąłem mu do ucha.
Przytulił się do mnie i objął nogami w pasie.
- Zanieś mnie do domu!
Rany.
- Jasne. - powiedziałem i wziąłem go na ręce "na księżniczkę". - Na pewno ci to odpowiada?
- Oczywiście. Jesteś najlepszy! - krzyknął na cały hotel dając mi buziaka w policzek.
- Tak, tak.. - westchnąłem zrezygnowany.
Mimo to uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gdybyś tylko na trzeźwo był tak chętny w okazywaniu uczuć. Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do wyjścia, jednak spokojne wyjście prawdopodobnie nie było nam dane.
- Co ty sobie wyobrażasz? Przyszedłeś tu z myślą, że ci wybaczę? Wynoś się! - krzyczała kobieta.
Przed nią klękał mężczyzna z ogromnym bukietem herbacianych róż. Chyba trafiliśmy na zły moment. Ups.. Kobieta była w strasznym stanie. Zapłakana twarz, fryzura w nieładzie i do tego te spojrzenie, pełne bólu i zawodu. Mężczyzna mimo to wpatrywał się w nią z szaleńczą miłością. Wory pod oczami wskazywały, że nie spał przynajmniej przez ostatnie trzy dni, zapewne z powodu tego, co zrobił.
- Ale zrozum, to nie tak jak myślisz, ja tylko.. - próbował się bezskutecznie wytłumaczyć.
- Nie tak jak myślę?! Przespałeś się z tą sekretarką! I co była lepsza ode mnie?! - wrzasnęła kobieta wytrącając mu bukiet z rąk.
Zaskoczony obserwowałem reakcję jej, jak mniemam, kochanka.
- Nic nie jest lepsze od ciebie. Zrobiłem to, bo byłem pijany. To był tylko głupi błąd. Wybacz mi. - błagał.
- Nie mam zamiaru. - powiedziała już spokojnie.
Powoli ruszyłem do wyjścia. Nie miałem ochoty dłużej oglądać tej sceny.
- To straszne. - szepnął Ritsu.
Przytaknąłem tylko, lekko zdenerwowany.
- A ty, wybaczyłbyś zdradę? - zapytałem.
Zmarszczył brwi.
- Zależy w jakich okolicznościach osoba, którą kocham, by to zrobiła i w jaki sposób. Jednak teraz nie muszę się martwić. Wiem, ze ty nigdy tego nie zrobisz.
- Masz rację. - odpowiedziałem po chwili. - Masz całkowitą rację.

~ ♥ ~ - Do poprawy! - krzyknął Takano-san.Zaskoczony odwróciłem się w stronę jego biurka. Takano rozmawiał z Hasegawą, który najprawdopodobniej dał mu poprawiony scenopis. Mimo iż nie znałem go długo, było mi go szkoda. Gdy Hasegawa wrócił do swojego laptopa, podszedłem do Takano. - Nie powinieneś być dla niego taki surowy. - He? Niby dlaczego? - Jest nowy. Pewnie nie rozumie jeszcze wielu rzeczy i.. - Nowy? Pamiętaj, że pracuje tu już prawie dwa miesiące. Ty po tylu dniach stażu wiedziałeś pięć razy więcej niż on! - Może i tak, ale... - Och przestań! Nie wiem w ogóle, po co on tu jeszcze jest. Przecież wróciłeś. - Ciszej! A jeśli cię usłyszy? - A niech słucha! Dla mnie nie jest w niczym pomocny.W tym momencie Hasegawa z impetem odsunął krzesło i wyszedł bez słowa. - Widzisz co narobiłeś? - skarciłem go. - Nie obchodzi mnie to, co robi, byle tylko wykonywał swoją pracę jak należy. - Idę z nim pogadać. - postanowiłem.Momentalnie Takano-san złapał mnie za ramię. - Nie idź. - Ech? Dlaczego? - zapytałem zaskoczony. - Bo będę zazdrosny. - Nie ma o co. - powiedziałem wyplątując się z jego uścisku. Wyszedłem z biura i skierowałem się w stronę łazienki. Podejrzewałem, że właśnie tam się udał, by ukryć się przed innymi. Dla mnie także nie byłaby to miła sytuacja. Szef poniżający podopiecznego? Gdy zacząłem tu pracować wszyscy odnosili się do mnie ciepło, z przyjaźnią. Do tego okazało się, że znam Takano. Nie wiedziałem jak w tym momencie czuje się Hasegawa. Nie znając nikogo, samotny i zagubiony. Postanowiłem mu pomóc właśnie z tego powodu. Nikt nie chciałby być sam w takiej chwili. - Hasegawa-san? - zawołałem cicho.Jednak nikogo tu nie było. Wyszedłem z łazienki wzruszając ramionami, jednak w tym samym momencie drzwi jednej z kabin z impetem się otworzyły. Nie zdążyłem się odwrócić a ktoś już przyciskał mnie do zimnej ściany. - Co jest?! - Nie chcę od ciebie żadnej pomocy. - przeraźliwy szept dostał się do mojego ucha. - Zapamiętaj to sobie.Wyswobodziłem się z jego uścisku rzucając mu wściekłe spojrzenie. Dopiero w tym momencie mogłem mu się dokładniej przyjrzeć. Był wyższy ode mnie o głowę. Czarne jak smoła włosy idealnie komponowały się z jego czekoladowymi oczami. Prychnąłem. Czy każdy przystojny facet to szuja?!
- Człowiek chce ci pomóc, a jak ty się odwdzięczasz?!
- Nie przypominam sobie, bym cię o cokolwiek prosił.
Zmarszczyłem brwi. Miał rację.
- A co, jeśli chciałem pomóc ci bezinteresownie?
Uniósł brwi.
- Dlaczego miałbyś to robić?
- Bo chcę.
- Ale ja nie chcę. - warknął trzaskając drzwiami.
Westchnąłem zrezygnowany. O co mu w ogóle chodziło? Wyszedłem z toalety, przed drzwiami czekał Takano.
- Pogadałeś sobie?
- O co ci chodzi? - zapytałem.
- Nie chcę byś był z nim sam na sam.
- Dlaczego?
- Po prostu nie chcę. Dobra, to już nie ważne. - powiedział i objął mnie ramionami w talii.
- Co ty wyprawiasz? Jesteśmy w pracy!
- Co w tym złego? - szepnął.
Na początek lekko musnął moje usta. Po kolei całował mnie w policzek, czoło, skroń, aż w końcu wrócił do ust. Lekko rozchyliłem wargi. Jego język niepostrzeżenie wślizgnął się do moich ust. Chętnie odpowiadałem na jego pocałunki, do momentu, gdy przypomniałem sobie w jakim miejscu się znajdujemy.
- W-wystarczy. - wysapałem, gdy w końcu się od niego oderwałem. - Wracajmy.
- W porządku. - burknął niechętnie.
Pociągnąłem go za rękę i wróciliśmy do biura. Już w wejściu słychać było okrzyki poruszenia.
- O co chodzi? - zapytałem.
Wszyscy stali przy oknie i wpatrywali się w coś, co było dla mnie w tym momencie niewidoczne.
- Sami zobaczcie! - krzyknęli robiąc nam miejsce.
Przed budynkiem było pełno reporterów! Nawet tutaj, na czwartym piętrze, ich krzyki były dobrze słyszalne. Zmarszczyłem brwi.
- Po co oni tu przyszli?
- Gdybyśmy wiedzieli, nie stalibyśmy tutaj. Nikt nie wie. Teraz szef rozmawia z nimi w holu.
- Rozumiem..
- Dobra nie ma na co patrzeć! Wracamy do pracy. Nie płacę wam na wgapianie się w okno.
- Takano, ty nam w ogóle nie płacisz.
- Ale mogę was zwolnić. - uśmiechnął się.
Wszyscy jak na zawołanie wrócili na swoje miejsca. Ja też już miałem usiąść na swoje, gdy ktoś mnie zawołał.
- Onodera-kun! Mógłbyś pójść ze mną? - zapytała kobieta.
Przyjrzałem się jej dokładniej, miała uniform naszego wydawnictwa. Kojarzyłem ją z recepcji.
- Jasne, o co chodzi? - zapytałem.
- Cóż.. Chodźmy, powiem ci w windzie.
- Okej.. - zgodziłem się.
O co tu chodzi? Bacznie obserwowałem jej ruchy. Wcisnęła guzik prowadzący na parter.
- Jedziemy na sam dół? - zapytałem zaskoczony.
Przecież to tam był ten cały burdel!
- Co do tego.. Ci dziennikarze przyszli do ciebie.
- Do mnie? Dlaczego?
- Nie wiem jakim sposobem, ale wydało się, że byłeś jednym z pacjentów szpitala, o którym ostatnio było tak głośno. I do tego ostatnim ocalałym.
- Wszyscy inni nie żyją?
- Tak. Gdyby nie Takano-san, to nie wiem, czy nie podzieliłbyś ich losu.
Przełknąłem ślinę.
- Dobrze, nie rozmawiajmy teraz o tym, jest coś ważnego, o co muszę cie zapytać.
- Słucham?
- Czy chcesz z nimi porozmawiać?
- Z nimi?
- Dziennikarzami.
- Co?!
Nabrałem powietrza. Dają mi wybór? Kto po takich przeżyciach chciałby rozmawiać z gazetami?! Nie dość że, jeśli wierząc temu, co powiedziała recepcjonistka, ledwo co przeżyłem, to jeszcze chcą wyciągnąć ode mnie jakieś informacje. Czyhają tylko na jakąś sensacje, by zgarnąć kasę za dobry artykuł. Ze złości zacisnąłem zęby.
- To chyba oczywiste, że tego nie chcę.
- Zobaczymy, co da się zrobić.
- Zobaczymy co da się zrobić?! Pierw dajecie mi wybór, a teraz..
- Właśnie dostałam wiadomość od szefa, że telewizja przyjechała. - spojrzała na mnie ze współczuciem.
Złapałem się za głowę. Telewizja?!
- Nie wiemy, czy damy radę się z tego wywinąć. Mógłbyś chociaż odpowiedzieć na kilka pytań.
- Nie mam ochoty! - krzyknąłem i wysiadłem z windy.
Nikt nie będzie mi mówił co mam robić. W takiej sytuacji mam prawo, do samodzielnego wyboru. Ta sprawa dotyczy tylko i wyłącznie mnie. Nie będę się pod nich podporządkowywał.
- Onodera! - krzyknął Isaka-san.
- Co? - spytałem niegrzecznie.
- Musisz z nimi porozmawiać. Powiedzieli, że inaczej nigdzie się stąd nie ruszą.
- Mi oni nie przeszkadzają.
Spojrzałem w stronę wyjścia. Nagle flesze rozbłysły, a ja zaskoczony zasłoniłem dłonią oczy.
- Dobra, może jednak.- mruknąłem.
Jednak Isaka-san wykorzystał moje rozkojarzenie i siłą zaciągnął mnie na dwór.
- Ritsu Onodera?!
- To on?!
- Nagrywamy na żywo spod siedziby Wydawnictwa Marukawa! Powiedz nam jak się czujesz, po tym wszystkim? - wykrzyczał jakiś mężczyzna przepychając się przez wszystkich tu zgromadzonych.
Zdezorientowany spojrzałem na prezentera.
- A jak mogę się czuć? Szprycowano mnie lekami do cholery! - warknąłem.
- Rozumiem, rozumiem. W jakich warunkach byleś hospitalizowany?
- Hospitalizowany? Chyba przetrzymywany.
- Mocne słowa. Opowiesz nam co się tam działo?
Spanikowany zaciskałem ręce na koszulce. Dłonie pociły mi się ze zdenerwowania. Nie chciałem o tym rozmawiać. Rozejrzałem się. Wokoło zebrało się pełno gapiów zainteresowanych tą sytuacją.
- N-nic nie pamiętam.. Prawie cały czas byłem nieprzytomny, a gdy tylko odzyskiwałem przytomność kręciło mi się w głowie. Nie za bardzo pamiętam..
- Oj, na pewno coś ci zostało w głowie.
- Przecież mówię.. - zacząłem się trząść.
Chcę stąd już iść. I to szybko. Nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu.
- Wychodzimy. - usłyszałem przy uchu głos Takano.
Bez słowa sprzeciwu podążyłem za nim. Zauważyłem ze w dłoni trzymał już moją torbę. Kurczowo trzymałem się jego dłoni, jakby bojąc się, że zostawi mnie samego, na pastwę losu tych ludzi. Za sobą słyszeliśmy krzyki dziennikarzy.
- Wyjdziemy tylnym wyjściem. Taksówka już czeka. - powiedział tylko i szedł dalej.
Skinąłem głową, choć i tak pewnie tego nie zauważył. Skąd wiedział, że chodziło o mnie?
- Domyśliłem się.
Wyrwałem się z jego uścisku.
- Skąd ty..
- Powiedziałeś to na głos, głupku.
Zaczerwieniłem się.
- Przepraszam.
- Trzymasz się? - delikatnie złapał mnie za dłoń.
- Ta.. Dziękuję. Chodźmy już do domu.
- Okej. - przygarnął mnie do siebie i ruszyliśmy w stronę taksówki.
Przez całą drogę Takano trzymał mnie za rękę, by dodać mi otuchy. Nie miałem teraz ochoty na rozmowę i on najwyraźniej to rozumiał, bo nie odezwał się ani słowem. Wszedłem do domu tuż za nim. Gdy tylko zdjąłem buty, on przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk najsilniej jak tylko potrafiłem. Zadrżałem w jego ramionach. Pogłaskał mnie lekko po głowie. Jego dotyk był taki kojący. Odsunął się lekko ode mnie i pocałował. Nie delikatnie, namiętnie. Z uczuciem. W jego oczach widoczny był żar. Jego brązowe oczy zapłonęły istnym ogniem. Oddałem pocałunek. Błądziłem rękami po jego torsie, plecach.
- N-nie tutaj. - szepnąłem.
Poszliśmy do sypialni. Delikatnie ułożył mnie na łóżku Spoglądałem na niego z uśmiechem.
- Co? - zapytał.
- Nic. - odpowiedziałem mu z ponownym uśmiechem.
- Ach tak.. - złapał mnie za dłonie i przycisnął do łóżka w między czasie zdejmując moją koszulkę. - Tak będzie zabawniej.
Zdjął krawat i przywiązał nim moje ręce do ramy łóżka.
- T-Takano-san..
- Hm..?
- O-odwiąż mnie. - jęknąłem.
Powoli zdejmował resztę moich ubrań.
- To nie fair. Czemu tylko ja jestem..
Zamknął mi usta pocałunkiem. Po chwili także i on zdjął z siebie wszystko. Dosłownie. Teraz ja leżałem pod nim i wpatrywałem się w jego idealne ciało. Miał wyrzeźbione mięśnie. Nie był przypakowany, był po prostu idealny. Zjechał pocałunkami na moją szyję. Mogłem tylko poddać się przyjemności, którą mi zadawał. Dotyk jego palców na mojej skurzę doprowadzał mnie do szaleństwa. Jego język błąkał się teraz po całym moim ciele. Próbowałem go dotknąć, ale krępowały mnie więzy.
- Z-zdejmij to.
- Przecież tak jest zabawniej. - szepnął nadgryzając płatek mojego ucha.
Nie mogłem nic zrobić. Cały wrzałem.
- P-proszę..
- Tak?
- Pośpiesz się. - wygiąłem plecy w łuk, by tylko być bliżej niego.
Agresywnie przycisnął swoje wargi do moich. Jego język nieustannie napierał na mój.
- Rozluźnij się. - szepnął i w między czasie odwiązał moje dłonie.
Momentalnie wczepiłem ręce w jego włosy. W tym samym momencie wszedł we mnie, delikatnie, ale ze stanowczością. Złapałem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie. Poruszał się we mnie z czułością.
- Ach! -jęknąłem czując nagłą falę ekstazy.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie, dając znać, że doznaje równej przyjemności, co ja. Jednak w pewnym momencie w jego oczach zobaczyłem smutek. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Wiesz co.. - zapytałem, gdy leżeliśmy w łóżku gotowi do spania.
- Hm?
- Jutro zapewne będą nadawali ten krótki wywiad w telewizji. - szepnąłem.
- Martwisz się tym? - zapytał przeciągając się.
- Trochę..
- Ja się nie martwię.
- Czemu?
- Będę miał sławnego chłopaka.
Walnąłem go w ramie. Usnęliśmy nic już więcej nie mówiąc.

Sekaiichi HatsukoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz