- Chodźmy razem! - powiedziałem przystawiając Takano pod nos ulotkę.
- Festiwal? - zapytał zaskoczony
- Właśnie! Nigdy nie byliśmy na takim razem. Ten jest z okazji zakończenia wakacji.
- Dzisiaj? Spróbuję.
- Jak to? - miał jakieś inne plany?
- Mam tonę manuskryptów do przejrzenia przez ten konkurs.
Westchnąłem. Właśnie, konkurs. Sprawiało nam to same problemy. Isaka-san pomyślał, aby dać szansę dzieciakom i ogłosił konkurs dla "młodych autorów". Każdy uczestnik miał narysować własną, jedno rozdziałową, historię miłosną. Praca zwycięzcy zostanie opublikowana w naszym magazynie i jeśli spodoba się czytelnikom, będzie miała szansę na kontynuację. Możliwe będzie także wydanie jej w wersji tomikowej.
- Postaraj się. - powiedziałem kładąc mu dłoń na ramieniu.
Uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie z ramię.
- Ej, co ty.. - nie zdążyłem zaprotestować, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Poddałem mu się, ale gdy zaczął wkładać mi dłoń pod bluzkę, powstrzymałem go.
- Zapomniałeś?
- Daj spokój! Przecież przeprosiłem! - parsknąłem śmiechem widząc jego minę.
- I tak jestem zły. - potargałem mu włosy. - I tak skróciłem ci karę. Zostały cztery dni.- szepnąłem i pocałowałem go w policzek.
- Mam ci dziękować? - bąknął.
- Nie musisz. Wychodzę do pracy.- powiedziałem i wyszedłem z mieszkania.
Byłem w świetnym humorze. Wszystko układało się super, a w pracy także nie było tak źle. Prawdopodobnie nic nie zepsuje mi dzisiaj dnia.
- Dzień dobry! - przywitałem się. W biurze byli już wszyscy. Takano postanowił pracować dzisiaj w domu.
Usiadłem na swoim miejscu i odpaliłem laptopa. Nowy tomik Mutou-sensei wyszedł dobrze i tak samo się sprzedawał. W tym momencie nie miałem się czym martwić.
Po kilku godzinach wszystko miałem już skończone. Szykowałem się do wyjścia, gdy ktoś mnie zatrzymał.
- Przepraszam..
Zaskoczony podniosłem wzrok. Hasegawa wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem.
- Onodera-kun, możemy chwilę porozmawiać? Chciałbym się ciebie o coś zapytać.
- Jasne! - uśmiechnąłem się szeroko. Wreszcie zmusił się, by poprosić mnie o radę? - Możesz mi mówić Ritsu.
- Okej.. - powiedział.
Ruszyłem za nim. Chwilę później siedzieliśmy w pustej sali konferencyjnej.
- Więc, o co chodzi?
- Um.. Takano-san..
- Takano? - zapytałem zaskoczony. - Co z nim?
- Nie wiem jak to powiedzieć..
W tym momencie poczułem lekki niepokój.
- Spokojnie.
- No bo ja..
- Wykrztuś to! - zaczynałem się denerwować. Na początku Hasegawa był taki zaborczy i samowystarczalny. Teraz zachowywał się jak całkiem inny człowiek. Był zbyt nieśmiały jak na niego.
- Z-zrobiłem to z Takano!
Zakrztusiłem się własną śliną.
- Jak to? - zapytałem cicho.
- Normalnie. Teraz boję się, że jak ktoś się dowie, to posądzą mnie o to, że przespałem się z nim tylko dla pracy. Pomożesz mi? - spojrzał na mnie błagalnie
- Kłamiesz. - szepnąłem cicho. - Jesteś cholernym kłamcą!
- Ech?
- Kłamiesz! - krzyknąłem. Mój głos przepełniony był bólem i bezgranicznym strachem. Strachem przed tym, że to, co było, się skończy.
Wyszedłem zostawiając go zaskoczonego w środku. Najmocniej jak umiałem trzasnąłem drzwiami i ruszyłem w stronę windy.
- Rit-chan! Wychodzisz? Twoje rzeczy.. - powiedział Kisa-san zatrzymując mnie. Wyrwałem mu je z rąk, a winda zatrzasnęła się przed jego twarzą.
Teraz jedyne, czego chciałem, to dostanie się do domu i wyjaśnienie całej tej sprawy. Wysiadając z pociągu kopnąłem w ścianę. Nie wiem co robić. Chcę tego, chcę jego miłości, ale nie zniosę kolejnego rozczarowania. Boję się i nic nie mogę na to poradzić. Zacisnąłem zęby, by się nie rozpłakać. To nie była dobra pora na to. Przecież nie wiedziałem czy to prawda. Muszę mu ufać. Nie mogę znów zostawić wszystkiego za sobą, jak wcześniej. Muszę wysłuchać jego wyjaśnień. Tworzyliśmy razem jedność, nie możemy teraz rozerwać się na pół z powodu jednego problemu. Związek idealny nie przychodzi od tak sobie. Związek idealny wymaga czasu, cierpliwości i dwojga ludzi, którzy przechodzą przez trudne chwile razem, a mimo to wciąż chcą być ze sobą.
Zacisnąłem pięści stojąc przed drzwiami naszego mieszkania. Czy jutro także będę mógł tu wrócić? Jak zwykle po pracy wrócić do domu, gdzie czeka na mnie najważniejsza osoba w moim życiu? Boję się. Boję się, że to już nigdy nie nastąpi. Że nigdy już nie zaznam tego szczęścia, jakim jest wspólne dzielenie z nim życia. Niepewnie chwyciłem za klamkę. W tamtym momencie przypomniały mi się słowa mojej matki: Nie bój się dużego kroku. Nie pokonasz przepaści dwoma małymi. Przepełniony odwagą wszedłem do domu.
- Wróciłem.
- Witaj! - usłyszałem jego krzyk z wnętrza domu. Nie zdejmując butów ruszyłem przed siebie. Co jeśli za chwilę wybiegnę stąd ze złamanym sercem? A co jeśli wyrzuci mnie stąd, za posądzanie go o zdradę? Co jeśli straci do mnie zaufanie przez to, że uwierzyłem w słowa Hasegawy? Momentalnie się zatrzymałem. Równie dobrze mógł kłamać tylko po to, by nas zniszczyć. Cała moja pewność siebie wyparowała.
- Co robisz? Wchodź! - powiedział i pociągnął mnie za sobą. Momentalnie zadrżałem.
Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuje żebyś teraz mnie przytulił i nic nie mówił. Chcę wiedzieć, że jesteś obok, chcę móc się wypłakać i opowiedzieć jak bardzo jest źle. Bo jest źle. Jest tak cholernie pusto i smutno. Dzisiaj jest dzień, w którym uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem beznadziejny i żałosny w tym co robię i brakuje mi tego prostego, głupiego nie płacz, będzie dobrze.
- Zjemy i wychodzimy. - oznajmił.
- Wychodzimy? - dokąd? Nie chcę teraz nigdzie iść.
- Chciałeś iść ze mną na festiwal, prawda? Tyrałem jak popieprzony, by zdążyć na czas. Nie mów, ze się rozmyśliłeś? - spojrzał na mnie z rozczarowaniem.
- Nie, nie. Chodźmy razem. - zmusiłem się do uśmiechu. Przecież to mogły być nasze ostatnie chwile razem. Byłem strasznym egoistą. Zawsze to on starał się o mnie, a nie na odwrót. Powinienem przez ten czas chodź raz okazać prawdziwie to, co do niego czuję.
- Coś się stało? - zapytał wyraźnie przejęty.
- Nic takiego. - resztkami sił chwyciłem go za dłoń. Ogrzewała moją lodowatą skórę. Uśmiechnąłem się do siebie, tym razem szczerze. Tak trudno teraz mówić o uczuciach. - Wiesz..
- Hm? - potarł kciukiem wierzch mojej dłoni.
- Kocham cię. Nie ważne co się stanie, ja zawsze będę cię kochał. Jestem chory z miłości do ciebie. - szepnąłem Właśnie, jestem chory. Miłość to jedyna choroba, która może być wyleczona przez zarażenie kogoś innego. - Mimo to boję się, że kiedyś mi powiesz, że nie jestem już tą osobą, w której się zakochałeś. I odejdziesz. - Bałem się tego cholernie.
- Szczerze? Nie jesteś tą osobą, w której zakochałem się jeszcze w liceum. Zmieniasz się z dnia na dzień. A ja z dnia na dzień zakochuję się w nowej wersji ciebie. I każdą z tych wersji kocham dwa razy mocniej.
Popatrzałem na niego zaskoczony. Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć takich słów z jego ust.
- Dziękuję. - tylko to zdołałem powiedzieć.
- Chodźmy zjeść. - pociągnął mnie stronę stołu, a ja już kompletnie bez sił ruszyłem za nim.
CZYTASZ
Sekaiichi Hatsukoi
Fanfictionnie będę wam zdradzał o czym to jest przeczytacie to się dowiecie.