-Perspektywa Ritsu-
Następny miesiąc przesiedziałem w pokoju kompletnie odizolowany od świata. Całe dnie praktycznie przesypiałem. Budzono mnie jedynie wówczas, gdy miałem badania. Leki podawano mi przez kroplówkę. Nie miałem nawet siły podnieść ręki, a co dopiero wstać z łóżka. Gdy trzy dni temu udało mi się porozmawiać z lekarzem, powiedział, że leczenie pomaga. Nie byłem do tego specjalnie przekonany. Nie czułem żadnej poprawy. Mało tego, czułem się coraz gorzej. Dzisiaj zaczynał się drugi etap terapii. Inne antybiotyki i tabletki doprowadzały mnie do szaleństwa. Czułem się strasznie zmęczony, ale mimo to nie mogłem zasnąć. Rozglądałem się wokoło, lecz widziałem tylko cztery białe ściany. Powoli zaczynałem wariować. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer telefonu osoby, której najbardziej w tym momencie potrzebowałem. Po trzech sygnałach usłyszałem głos, który bynajmniej do niego nie należał.
- Halo?
- Takano-san?
- Um.. nie. Przepraszam. - odczekałem chwilę. - Takano-san nie może podejść do telefonu.
- Ha? Dlaczego?
- Mówi, że nie ma czasu dla pana, i by pan więcej do niego nie dzwonił
Zmarszczyłem brwi.
- Um.. Więc..
- Przepraszam. Rozłączam się.
- Ale.. - powiedziałem z desperacją.
Rozłączył się chwile później. Kto to w ogóle był?
Odłożyłem telefon na półkę i oszołomiony opadłem na miękkie poduszki. Uśmiechnąłem się do siebie i przykryłem oczy dłonią. Jak mogłem się nie domyśleć? Donośny śmiech wyrwał się z moich ust. Przecież to było tak oczywiste! Takano-san już mnie nie potrzebował. Kto chciałby kochać osobę, która nie dość, że jest śmiertelnie chora, to jeszcze nie może się ruszyć z łóżka nawet na metr. Mój śmiech mimochodem przeszedł w płacz.
Obiecał że zawsze będzie.
Że nigdy nie zostawi.
Usta zakryłem poduszką i z moich płuc wydał się pełny bólu krzyk. Nie chcę być sam.
Była późna noc. Nie widziałem cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bladszy, trochę bardziej milczący. Lecz widać można żyć bez powietrza.* Nie spodziewałem się, że całe życie może posypać się w ciągu ułamka sekundy.
Teraz już byłem tego świadomy. Tak niewiele mogłem mu dać, lecz robiłem co mogłem. Gdzie popełniłem błąd? Ah, no tak. Jestem mężczyzną. Takano-san mógł mieć każdą kobietę. Ja, nie dość, że nie miałem żadnego uroku osobistego, posiadałem tę samą płeć, co on. To normalne, że w końcu znudził się mną. Moim ciałem. Każda pracownica oglądała się za nim nie wspominając o autorkach. Kobiety na ulicy odwracały głowy w jego kierunku zaciekawione i zafascynowane. Trudno się było dziwić. Takano-san był przystojnym, dorosłym kawalerem w przeciwieństwie do mnie.
Nie widziałem przed sobą żadnej przyszlości przeszłości
Ostatni raz tej nocy sięgnąłem po telefon i wysłałem jedną, krótką wiadomość.
~ ♥ ~
Siedziałem na szpitalnym łóżku i spoglądałem na rozwścieczoną twarz pielęgniarki. - Musi pan wziąć leki! - krzyczała. Totalnie ją zignorowałem. Po co miałbym się leczyć? Dla kogo?Nie było powodu, dla którego miałbym żyć. Praca? Zbytnio mnie nie obchodziła. Rodzice? I tak za bardzo się mną nie interesowali. Miłość? Straciłem ją. - Nie widzę potrzeby. - powiedziałem obojętnie. - Co się z panem stało? Wcześniej tak bardzo chciał pan być zdrowy! - Życie mnie odmieniło. - uśmiechnąłem się smutno. - No ja nie wytrzymam! - wrzasnęła. Odwróciłem się w drygą stronę i spoglądałem w stronę okna. - Co tu się dzieje? Do pomieszczenia wszedł lekarz. - Pacjent nie chce brać leków! - To prawda, panie Onodera? - zapytał przyjaźnie. Zawsze, gdy tylko przychodził sprawdzić jak się czuje, spędzaliśmy miło czas. Potrafił przekonać do siebie człowieka. - Tak. - powiedziałem beznamiętnie. - Dlaczego? - zapytał spokojnie. - Nie mam już siły. - uśmiechnąłem się. Lekarz otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Przyjrzał mi się dokładnie. - Wychodzimy. - Ale.. - powiedziała pielęgniarka. - Bez dyskusji. Wyszli chwilę potem. Położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy w celu zaśnięcia.
-Korytarz-
- To koniec. - Co ma pan na myśli? - Prawdopodobnie popadł w depresję. - Z jakiego powodu?! - Nie mam pojęcia. Musimy coś z tym zrobić, inaczej nie pożyje długo. Odwiedzał go ktoś? - Pewien mężczyzna, na oko w jego wieku. Powinnam do niego zadzwonić? - Jeszcze nie. Odczekajmy kilka dni. Może to tylko chwilowe. Niestety nie było. Tydzień później pacjent z sali sto dwudziestej ósmej czuł się jeszcze gorzej z powodu braku leczenia. Trzeba było podjąć drastyczne środki.
-Perspektywa Masamune-
Aktualnie byłem zawalony robotą. Moje biurko uginało się od nadmiaru papierów i scenopisów. - Szefie! Telefon do pana! - Kto to? - Um.. - Nie ważne! Powiedz, że nie mam czasu. - Okej. Westchnąłem. Nie miałem nawet chwili przerwy. - Takano-san! Pośpiesz się! Zaraz mamy zebranie! Wziąłem potrzebne dokumenty i ruszyłem za Hatorim.
Spotkanie trwało co najmniej trzy godziny. Wykończony ruszyłem z powrotem do biura. Zaskoczony zerknąłem na blat. Ekran mojego telefonu świecił się. Sięgnąłem po komórkę. 22 nieodebrane połączenia od: Nieznany. Zmarszczyłem brwi. Nagle telefon znów zadzwonił. Wzdrygnąłem się.
- Halo? - odebrałem niepewnie.
- Masamune Takano?
- Tak. - przełknąłem ślinę.
- Do pana to się dodzwonić nie da, jak do premiera!
- Przepraszam?
- Z tej strony Tokijski Szpital.
Serce zabiło mi mocniej. Ritsu! Nie widziałem go już prawie swa miesiące. Usiadłem na krześle i podrapałem się po głowie
- Coś się stało?
- Chodzi o Pana Onodere.
Wiedziałem.
- Co się stało? - zapytałem natychmiastowo.
- Pan Onodera zaprzestał leczenia. Liczymy, że..
- Co takiego?!
- Nie wiedział pan? Tylko pan go odwiedzał, nikt inny. Myślałam, że jesteście ze sobą blisko.
Poczułem się winny.
- Wie pani może, dlaczego?
- Jego lekarz ma podstawy twierdzić, że popadł w depresję.
- Depresję?
- Jest obojętny na wszystko. Nie cieszy się niczym. Zachowuje się tak jakby istniał, ale nie żył. Rozumie pan, co mam na myśli?
- Czy mogę teraz przyjść? - zignorowałem jej pytanie.
- Może pan? Jest godzina..
- To nie ma znaczenia.
- W takim razie proszę.
- Za chwilę będę.
Rozłączyłem się i chwyciłem kurtkę. Moje zmęczenie jakby gdzieś uleciało. Zjechałem windą, wyszedłem z biura i wsiadłem do samochodu. Sprawdziłem jeszcze telefon. Jedna wiadomość od Ritsu. Przeczytałem jej treść i zamarłem. Skrzywdziłem go niewyobrażalnie.
Chwilę później zaparkowałem przed szpitalem. Biegiem wysiadłem z auta. Przed wejściem stała staruszka.
- Chciałby pan może kupić kwiaty? - zapytała miło.
Popatrzyłem na różnorodne kolory, które było widać nawet w mroku.
- Poproszę. - odczekałem chwilę. - Proszę. - powiedziała i wręczyła mi kolorowy bukiet. - Reszty nie trzeba. - wcisnąłem jej w dłoń pięć banknotów. Pobiegłem szybko do wejścia. - Ritsu Onodera. - powiedziałem do recepcjonistki. - Proszę tędy. - powiedziała chwilę później. Udałem się za nią. - To tutaj. Proszę nie być za długo. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. Ritsu leżał odwrócony tyłem do mnie. - Nie chcę żadnych leków. - wymamrotał na wstępie. W jego głosie nie było ani krzty uczucia. - To ja. - powiedziałem. Powoli odwrócił głowę w moją stronę. Jego oczy były puste bez emocji. - Kwiaty.. - wskazałem ręką na bukiet. Przesunął wzrokiem po całym moim ciele. - Nie chcę. - wymamrotał. - Ritsu.. - Nie podchodź! - krzyknął. - Ale.. - Zabawne, prawda? Spojrzałem na niego zaskoczony. - Jak jedno brutalne zdarzenie może sprawić, że spojrzysz na świat inaczej. Jak najszybciej podszedłem do łóżka i złapałem go za dłoń. - Przepraszam. - Każdy przeprasza. Ale nie każdy prosto z serca. - Uratuję cię. Posłał mi najsmutniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. - Dobrze. Przytuliłem go najmocniej jak tylko potrafiłem. Właśnie w tym momencie zobaczyłem jak bardzo schudł. Rozpłakał się w moich ramionach lekko drżąc. - Przyjdę jutro. - Nie obiecuj. Nie wierzę w obietnice. Mocniej zacisnął się wokół moich ramion. - Nie zostawiaj mnie. Już nigdy. - Obiecuje. - Mówiłem si. Nie obiecuj.
CZYTASZ
Sekaiichi Hatsukoi
Fanfictionnie będę wam zdradzał o czym to jest przeczytacie to się dowiecie.