Rozdział 6

474 38 15
                                    

*Kilka godzin później*
*Suzy/Rebeca Pov.*

Przez całą drogę na lotnisko Ana gadała mi o tym, że mogę być spokrewniona z moim idolem... Ta na pewno... Pewnie to tylko zbieg okoliczności... W każdym razie mam zamiar wrócić do starego imienia i nazwiska. Nie wiem dlaczego, ale myślę, że tak łatwiej będzie mi zapomnieć o moim dotychczasowym niezbyt ciekawym życiu. Kurde... Ile bym dała za to żeby to o czym Ana cały czas nawija było prawdą. Żeby sam Charlie Lenehan okazał się moim kuzynem lub bratem... Skoro moi rodzice tak na prawdę nimi nie byli, ale czemu rodzice Charliego mnie oddali do adopcji... Szybko odrzuciłam możliwość spokrewnienia z nim. W każdym razie teraz jestem z czterema walizkami i bagażem podręcznym na lotnisku, Ana stoi obok mnie i czeka na oddanie swoich walizek. Gdy już je oddała skierowałyśmy się w stronę bramek w których sprawdzają bagaże podręczne. Nigdy nie latałam samolotem, więc jak kazali mi przejść przez kontrolę, bałam się, że alarm się włączy. Gdy nic takiego się nie działo, trochę się uspokoiłam, wzięłam mój plecak i razem z Aną skierowałyśmy się w stronę Starbuksa. Zamówiłyśmy po kawie i zaczęłyśmy rozmawiać i wszystkim i o niczym. W pewnym momencie usłyszałam z głośników głos (tak głos z zaświatów xd), że pasażerowie naszego lotu są proszeni o kierowanie się w stronę bramek. Oczywiście my jak to my zerwałyśmy się z miejsca i zaczęłyśmy biec w ich (jakby co w stronę bramek) stronę, przez co byłyśmy jako drugie w samolocie. Zajęłam miejsce przy oknie i włożyłam słuchawki do uszu, uprzednio zapinając pasy. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na to co mówi stwerdessa (?) po prostu odpłynęłam w inny świat. Nie spałam, ale nie byłam również obecna. Dopiero gdzieś w połowie lotu odpłynęłam do krainy Morfeusza. Obudziło mnie lekkie potrząsanie moim ramieniem na co zareagowałam odwróceniem się na drugą stronę i wymamrotaniem czegoś pod nosem. W odpowiedzi otrzymałam czyiś śmiech na co momentalnie otworzyłam oczy. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że byłam w samolocie. Szybko wstałam z miejsca, wzięłam plecak i telefon i razem z Aną poszłyśmy odebrać bagaże. Gdy byłyśmy gotowe opuścić lotnisko, Ana złapała pierwszą lepszą taksówkę i podała kierowcy jakiś adres. Całą drogę spędziłyśmy w ciszy, aż samochód zatrzymał się przed jakimś sklepem. Ana poinformowała mnie co trzeba kupić a sama postanowiła poczekać przed sklepem.

*Leo Pov.*

- Mamoooo!!!- zacząłem się drzeć, kiedy już postanowiłem ruszyć dupe z łóżka i zrobić coś pożytecznego.
- Co?!- zapytała wchodząc do mojego pokoju.
- Widziałaś gdzieś moją szarą bluzę z Vans'a (?) ?- zapytałem dalej przeszukując moją szafę.
- Leo, jest 25°, a ty chcesz nałożyć bluzę?- zdziwiła się.
- No tak..
- Nie mozesz być normalny?- zaśmiała się cicho.
- Wiesz gdzie jest?- zacząłem się denerwować.
- Masz!- rzuciła we mnie bluzą.
- Dzięki, jesteś najlepsza!- zaśmiałem się i ją nałożyłem ( bluzę, nie mame).
- Wiem, a ty możesz się odwdzięczyć...
- Dobra, co mam kupić?- przewróciłem oczami.
- Na dole masz naleśniki na śniadanie i liste, ja ide do pracy, wracam wieczorem... A i Tilly jest na noc u koleżanki. Pa!- i wyszła z domu.

Westchnąłem i zszedłem na dół. Z uśmiechem na twarzy zjadłem posiłek ( sami wiecie, naleśniki z Nutellą, kto by się nie uśmiechał?!). Kiedy skończyłem nałożyłem Vansy, wziąłem kase, słuchawki, deske i zamykając dom wyszedłem.
Włączylem BMTH i powoli jechałem w stronę sklepu. Po drodze prawie się wywaliłem, bo jakaś starsza pani musiał tarasować cały chodnik i nie mogła ruszyć dupy w prawo, albo lewo. No dobra, może jechałem odrobinę za szybko, ale to szczegół. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stoło, jak mawia moja mama!

Po 10 min wszedłem do sklepu i nucąc pod nosem piosenkę, której akurat słuchalem, wziąłem koszyk i poszedłem wgłąb sklepu.

Dobra co ja właściwie mam kupić. Zacząłem szukać listy, ale nie moglem jej znaleźc. Przeszukałem wszystkie kieszenie i nic! No tak! Została na stole! W tej chwili moja dłoń spotkała się z moim czołem, przywaliłem tak mocno, że aż jakaś dziewczynka stojąca obok, dziwnie się mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się do niej i odkładając koszyk, wróciłem do domu. Szyko wziąłem karteczkę i tym razem bez żadnych 'wypadków' dojechałem do sklepu.

Wszedłem i zacząłem szukać rzeczy z listy:

Jajka- są.
Mleko- jest.
Jabłka- są.
Sok- jest.
Mąka- jest.
Olej- jest.
Cukier- jest.

Czyli wszystko z listy mam. Teraz czas na ostatnią rzecz, którą muszę kupić, a mianowicie....

Nutelle!!! Tak dokładnie, co z tego że w domu mam dwa słoiki... Przecież nikomu to nie przeszkadza... Podszedłem do odpowiedniego regału i chciałem wziąć ten cudowny przedmiot, ale wtedy zobaczyłem dziewczynę.
Wziąlem Nutelle i zacząłem sie na nią gapić, co nie uszło jej uwadze... Postanowiłem się z nią przywitać, nie jest tutejsza, jest o wiele ładniejsza niż dziewczyny tu.

- Hej mała!- zacząłem rozmowę.
- Mała to jest twoja pała...- przewróciła oczami, nawet na mnie nie patrząc.
- A chcesz się przekonać?- zapytałen z usmiechem, jednak dziewczyna nadal na mnie nie patrzyła.
- Chyba nie skorzystam...- wstchnęla.
- Jesteś pewna? Nie wiesz co tracisz...
- I się nie dowiem...- i w końcu się odwróciła.- Leo?
- Bambino?- skrzywiłem się.
- Tak - zachichotała.
- Kurwa..- szepnąlem ale ona uslyszała.
- Kurwa to też człowiek, tylko krocze ma robocze...- wzruszyła ramionami.
Wpadłem w niekontrolowany śmiech. Miałem na sobie spojrzenia wszystkich ludzi ze sklepu, chyba zastanawiali sie czy nie uciekłem z wariatkowa...
- Spoko, nikomu nie powiem o twojej 'bad' stronie- puściła mi oczko i poszła do kas. Zrobilem to samo, byłem zaraz za nią w kolejce do kasy więc mogłem bez problemu patrzeć na jej zgrabny tyłek. Boże ta dziewczyna jest idealna... Nawet nie żauważyłem, że jest już moja kolej, a dziewczyna patrzy na mnie jak na jakiegoś idiote. No w sumie skoro miałem otwartą buzię i gapiłem się na jej tyłek to co się dziwić. Dziewczyna zaczęła się śmiać i przez śmiech dodała

- Zamknij buzie bo muchy ci wlecą

Powiedziała i wyszła ze sklepu, a ja zapłaciłem za zakupy. Zaraz po tym wyparowałem przez drzwi na zewnątrz i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu blondynki. Nigdzie jej nie zauważyłem, więc spuściłem głowę. O fuck... Miałem nie mały problem. Było się nie patrzyć na jej tyłek. I jak ja mam teraz dojść do domu?! ( wiecie o co chodzi cnie?😏😏)

*Suzy/Rebeca Pov.*

Ze sklepu wyszłam cały czas się śmiejąc, co pewnie dziwnie wyglądało z perspektywy Any. Gdy zauważyła moje rozbawienie popatrzyła na mnie jak na wariatkę i pokręciła lekko głową. Razem wsiadłyśmy do taksówki i tym razem pojechałyśmy do domu dziewczyny, oczywiście po drodze opowiedziałam jej o sytuacji w sklepie. Teraz to już obie się z tego śmiałyśmy. Taksówka zatrzymała się przed dużym białym domem, który chyba już gdzieś widziałam. Gdy wyszłam z taksówki czułam, że kiedyś już tu byłam, że znam ten dom jak własną kieszeń. Czułam silne pulsowanie w głowie. Rebeca. Słyszałam jakby ktoś cały czas powtarzał moje stare imię, a ja nic na to nie mogłam poradzić, więc po prostu weszłam do środka. Głosy powoli opuszczały moją głowę, ale nadal czułam to dziwne uczucie. Ana wskazała mi mój pokój, mówiąc, że ten pokój nigdy nie był przez nią używany, i że w ogóle podobno nie był zamieszkiwany przez nikogo. Może kilkanaście lat temu, ale potem stał pusty.

Zaginiona | C.L i L.DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz