Nowy początek

19.1K 935 298
                                    

Słońce powoli zachodziło nad strzelistymi wieżami zamku nazywanego przez Hermionę drugim domem. Właściwie był tym pierwszy, odkąd rodziców zabrakło. Mury budynku dalej nosiły znamiona walk toczących się parę miesięcy temu. Większość wyrw została zamurowana, ale te niewielkie, które przy ogromie bitewnych szkód zdawały się ledwie draśnięciami, pozostały. Brakowało czasu, aby remont przeprowadzić perfekcyjnie. Brakowało funduszy, bo cały czarodziejski świat przyjął potężny cios. Nadszedł pierwszy września; szkoła miała przyjąć nowych uczniów. Hermiona wiedziała, że prace wciąż będą trwać, a do końca drugiego semestru wszystko wróci do normy.

Hogwart. Jej dom...

Zmrużyła oczy, aby dojrzeć szczegóły krajobrazu. Zamek, za nim boisko do Quidditcha, a przed nią drewniana przystań dla łódek. Jako prefekt miała za zadanie wprowadzić pierwszorocznych. Dzieci... właśnie dla niej dzieci. Młodsze o siedem lat z ekscytacją pokazywały każdą z wież, komentując głośno jej przeznaczenie. Uśmiechnęła się pod nosem. W ich wieku była równie podekscytowana. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jakie przygody przeżyje przez kolejne lata.

– Proszę za mną, pierwszoroczni! – starała się przekrzyczeć wesołą gromadkę.

Pierwszoroczniaków było niewielu. Rodzice mając w pamięci wojnę, bali się puścić pociechy do szkoły. Mieli do tego prawo. Minister w tym roku przymykał oko na decyzje troskliwych opiekunów.

Wsunęła niesforny lok za ucho i wraz z trzema innymi prefektami – Astorią Greengrass, Hanną Abbott oraz Michaelem Cornerem – usadowiła każdego nowego ucznia na miejscu w łódce. Powoli i ostrożnie, tak, aby całość gromady nie zmoczyła się w jeziorze. Reszta prefektów pilnowała porządku w Wielkiej Sali.

Usiadła na drewnianej ławeczce. Kołysząc się na boki, każda z łódek ruszyła w stronę przestronnej pieczary.

Zapaliła lampion, dyndający w rytm nadawany przez fale, za pomocą różdżki. Słońce całkiem schowało się za horyzontem. Tak wiele musiała poświęcić, aby znów tu wrócić. Wrócić do miejsca, które dzięki przeżytym wydarzeniom, mogła nazywać domem. Prawdziwego domu już nie miała, odkąd zmieniła rodzicom pamięć, sugerując, by wybrali się do Australii. To było dla ich dobra. Dla dobra Harry'ego, Rona i jej własnego. Opuściła Weasleya. No, może nie tak całkiem. Wszak się z nim nie rozstała. Uspokajała ją myśl o tym, że zobaczą się w święta. Przywitają się po ponad trzymiesięcznej przerwie. Przytulą. Opowiedzą sobie historie z samotnych dni. Już za nim tęskniła. On, jak wielu innych na czele z Potterem, postanowił zakończyć naukę. Obaj zresztą dostali ciepłe posadki w Ministerstwie. Zostali Aurorami. Dormitorium gryfonów w tym roku miało być wyjątkowo puste.

Z rozmyślań o przeszłości wyrwał ją stukot stalowego noska łódki uderzającego o kamienny brzeg.

Rozpoczęła siódmy, ostatni już rok nauki w Hogwarcie. Wróciła tutaj po rocznej przerwie.

***

Zajął miejsce przy stole ślizgonów. Głupi warunek. Wykrzywił usta w pogardzie, przypominając sobie, dlaczego w ogóle wrócił w progi zamku. Dzięki zaliczeniu siódmego roku oraz dobremu zachowaniu miał uniknąć Azkabanu – więzienia dla czarodziei-przestępców, w którym obecnie znalazło zameldowanie wielu byłych śmierciożerców. Wielu kolegów jego ojca. No, i jego ojciec we własnej osobie.

Oczywiście, cieszył się, że uniknął losu Lucjusza, jednakże nie czuł się do końca komfortowo wśród ludzi, którzy uważali go za mordercę i sługę Czarnego Pana. Mieli powody, by go podejrzewać. Jednoznaczne dowody. Na miejscu niektórych z nich wbiłby sobie nóż w plecy przy najkorzystniejszej okazji. Bądź rzucił Avade. Lub jedno i drugie... tak dla pewności.

Stoły jeszcze były puste. Czekały, aby się zapełnić do momentu przydzielenia nowych uczniów do każdego z czterech domów: Gryffindoru, Slytherinu, Huffelpuffu oraz Ravenclaw.

Usłyszał poruszenie przy drzwiach zwiastujące przybycie nowych mieszkańców Hogwartu. Potężne wrota rozwarły się, a do rozświetlonej wiszącymi w powietrzu świecami Sali wparowały dzieciaki prowadzone przez (w sumie nie było to dla niego zaskoczenie) Hermionę Granger. Najchętniej by splunął, lecz nie miał gdzie; poza tym zachował resztki ogłady. I ta szlama tutaj, marudził w myślach. Odwrócił wzrok. Zapowiadał się ciężki rok. Miał być miły? Niby jak? Na pewno eliksiry i obrona przed czarną magią będą się odbywać z gryfonami. Przypomniał sobie podskakującą jak wiewiórka mugolaczkę, wyrywającą się do odpowiedzi. Przeważnie śmieszył go ten widok. Zawsze robi z siebie idiotkę, skomentował.

McGonagall już czekała na podwyższeniu, zaciskając szczupłe gałązkowate palce na czubku Tiary. Stres się jej nie przysłużył, co Draco wywnioskował po głębszych niż kiedyś zmarszczkach.

***

– Za mną – powiedziała i jednym ruchem różdżki otwarła potężne drzwi Wielkiej Sali.

Wkroczyła w ciepło oświetlone progi jadalni, a tuż za nią dreptali nowi uczniowie. Nareszcie. Ucieszyła się w duchu. McGonagall czekała, aby wreszcie zakładając Tiarę Przydziału na głowy młodzieży, rozsadzić ich do odpowiednich stołów symbolizujących każdy z domów. Ceremonia w tym roku miała dodatkowe znaczenie – symbolizowała nowy początek i koniec strachu przed Lordem Voldemortem.

Nad blatami rozpościerały się płótna z wizerunkami węża, borsuka, orła oraz lwa. Pod szkarłatnymi sztandarami miała usiąść i ona. Posmutniała. Tylko Ginny ze wszystkich jej przyjaciół wróciła do szkoły.

Dumnie pokonała całą długość sali, po czym zajęła miejsce przy rudowłosej przyjaciółce. Gdy wykonywała obrót, w oczy rzuciła się jej platynowa czupryna. To nie może być... ale był. Draco Malfoy we własnej osobie. Wrócił do szkoły?, zapytała samą siebie. Przecież miał zostać oskarżony i najpewniej zesłany do Azkabanu. Nie spuszczała z niego wzroku, póki nie skrzyżował z nią spojrzenia.

***

Gapiła się. Wielkie jak spodki szlamowate oczy szlamy bezczelnie były wycelowane prosto w niego. Spojrzał na dziewczynę z wyższością, unosząc wysoko brodę, a ta speszona odwróciła wzrok w stronę stołka, na którym zasiadł kolejny jedenastolatek. Dobrze. Nie chciał zostać zbrukany przez mugolaczkę.

Rozległy się wiwaty przy stole ślizgonów. Czarnowłosy, piegowaty dzieciak podszedł i zajął miejsce. Draco od niechcenia zaklaskał. Należało sprawiać pozory. Ile on by dał za to, aby znaleźć się w dormitorium i otworzyć butelkę ognistej. Któryś z jego skrzatów miał mu dostarczyć cały kufer płynnego bursztynu. Draco chciał zapomnieć o całym długim dniu, o spojrzeniach na peronie, w pociągu, a później w Wielkiej Sali.

Ostatni nowy uczeń został przydzielony do Krukonów, więc Draco mógł rozpocząć ucztę.

Wiedział, co czeka go w tym roku: nauka, sztuczna uprzejmość oraz litry wypitego alkoholu. Powiedzmy, że tylko jedna z tych trzech rzeczy mu odpowiadała.

Zapisani Sobie [Dramione][FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz