6

380 14 1
                                    

- Wiki kocham cię...- powiedziałem, zamykając oczy by nikt nie wiedział że płacze. Dlaczego ona? Czemu Ewa chce ją skrzywdzić? Moje rozmyślanie przerwała pielęgniarka.
- Przepraszam, jesteś chłopakiem Wiktori?
- Tak, to ja.
- Lekarz kazał przekazać że z nią już wszystko w pożądku, udało nam się przywrócić ją do życia.- jaka ulga, miałem ochotę przytulić tą kobietę.
- Mogę do niej wejść?
- Tak, tylko proszę spokojnie.
- Dobrze.- uśmiechnęła się do mnie i odeszła. Weszłem do sali, Wiki leżała na ostatnim łóżku. Było mi jej żal. Podeszłem do niej i usiadłem na krześle obok.
- Chej, jak się czujesz?
- Dobrze. - uśmiechnęła się.
- Przepraszam, to moja wina.
- Nie mów tak.
- Jak nie, gdybym cię nie puścił samą nic by się nie stało...- nie dokończyłem bo złapała mnie za dłoń i coś na niej położyła. Okazało się że to był wisiorek o demnie.
- Nigdy się nie obwiniaj, ja chciałam iść sama.- spojrzała mi w oczy, miałem ochotę ją pocałować. Nie Borys! Co ty odwalasz? Ona nic do ciebie nie czuje. Ogar chłopie. - Założysz mi go spowrotem? - spytała zerkając na moją dłoń w której trzymałem łańcuszek.
- Tak jasne.

×Wiki×

Borys cały czas był przy mnie.
- Jak się czujesz Wiktoria? - spytał lekarz.
- Dobrze, a kiedy będę mogła z tąd wyjść?
- Badania nic nie pokazują, ty czujesz się dobrze, to chyba mogę iść po wypis. - uśmiechną się do mnie. - Miło się patrzy, gdy chłopak tak troszczy się o dziewczynę. Ładna z was para. - Co kurwa?! Jaka para? Zabije go, ale nie przy lekarzu. Spojrzałam na Borysa był cały czerwony. - Dziękujemy. - uśmiechnęłam się i złapałam dłoń mojego " chłopaka ". Lekarz poszedł po wypis, a ja zostałam z nim. - Co to miało znaczyć?- spojrzałam mu prosto w oczy.
- T-to no- no bo jak bym powiedział że jestem twoim przyjacielem, to by nic nie powiedzieli. - spojrzał na podłogę. On jest taki słodki.
- Dobra niech ci będzie.
Chwile później przyszedł lekarz z wypisem.
- No to życzę zdrowia.- podał mi kartkę z uśmiechem na twarzy i wyszedł.
- No to jak idziemy?
- Okej.
Przed szpitalem założyłam czapkę.
- Co ty robisz?
- A co nie widać?
- No widać, czemu nie zakładasz kurtki?
- Bo jest uwalona krwią.
- To czekaj.- ściągnął bluzę i mi ją podał.
- Ty głupi jesteś? Na pewno nie będziesz wracał do domu w krótkim rękawku.
- Nie kłuć się ze mną. Jedziemy autem, będzie mi ciepło. - wiedziałam że już przegrałam tą walkę. Założyłam bluzę na siebie i wsiedliśmy do auta.

* w moim domu *

- Pamiętaj, już nigdy cię nie opuszcze.- zaczął prawić mi kazania.
- Dobrze. I dziękuje że przy mnie byłeś.- przytuliłam go.

Proszę bądźcie łaskawie nie mam weny. Wiem dość długo nie było rozdziału, no to proszę wyszło takie cuś...

PostrachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz