Woda delikatnie oplatała moje zmęczone ciało, pozwalając mi na moment przymknąć zemdlone snem powieki. Pomrugałem kilkakrotnie, porządnie szorując plecy mydłem. Zapach mydlin wdarł mi się do nozdrzy, przypominając mi na myśl czystości, chociaż na ten moment miałem wrażenie o dziwnie brudnej duszy. Tak, jakby w moim wnętrzu kotłowała się wielka zgnieciona czarna kartka, na której ktoś kiedyś napisał "przyjaciele na zawsze", co przepadło w niepamięć.
Obiecałem Jackson'owi, że nie ważne, na którym końcu świata się znajdzie, będzie odszukany wcześniej czy później. Z minuty na minutę czerwonowłosy zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że mam zamiar dokonać niemożliwego. Kto wie, gdzie Wang obecnie się znajdował?
Po zakończeniu kąpieli ruszyłem do pokoju w szarej za dużej koszulce. Na moim łóżku siedział Bambam, ściskając w objęciach swoją ulubioną, puchatą poduszkę w białym odcieniu. Po wypiciu kilku butelek soju zamieniał się w naiwnego dzieciaka, któremu można wmówić wszystko, a i tak by uwierzył. Przynajmniej w stanie upojenia alkoholowego mówił czystą prawdę. W końcu musiałem się komuś z tego wszystkiego wygadać, zwłaszcza że czułem się źle z odejściem Jacksona. Nikt prócz mnie póki co nie miał o tym zielonego pojęcia. Zastanawiało mnie, dlaczego czarnowłosy nie stanął twarzą w twarz z całą szóstką, oznajmiając że odchodzi? Właśnie od tego zaczęła się nocna pogawędka z Bambam'em, a ta z biegiem czasu zamieniła się w poważną rozmowę o życiu.
Na razie starannie omijałem temat Wanga, chociaż jasnowłosy już zdołał zauważyć, że rzeczy jego rapera w jakiś przedziwny sposób zniknęły.
Mimo wszystko długo nie udało mi się trzymać tematu przyjaciela w tajemnicy przed chłopakiem i w ramionach Bambama po prostu się rozkleiłem. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem zrozumienia, bo wszyscy wierzyli, że Jackson wróci, a prawda była przeciwna. Nie żywił do niego głębszych uczuć niż przyjaźni, acz czułem się dogłębnie zraniony, porzucony i okłamany. Nie powiedzenie prawdy, nadal zaliczało się do kłamstwa, a to ciągnęło się w nieskończoność, aż w końcu zamieni się w wierutne. A przynajmniej z taką świadomością żyłem, ścierając łezki spływające po całej długości moich rumianych policzków.
– Mark gadasz jak byś był w nim zakochany! – zaśmiał się pijacko Bambam, wcale nie poprawiając mojego czarnego humoru, ale to może i lepiej. Nie śmiałem uderzyć teraz jasnowłosego za tą jawną zniewagę. Być może zachowywaliśmy się często dość dwuznacznie i było to odbierane na przeróżne sposoby, ale nie wyobrażałem sobie, zrobić z Jacksonem coś o podtekście seksualnym. Ta myśl przechodziła poza obręb mojej czynnej świadomości. Co prawda zdarzało mi się przeciągle wpatrywać w Jackson'a, bo prawdę powiedziawszy był nieziemsko przystojny. Czasami również spoglądałem na niego, jak na dojrzałego mężczyznę, jednak to nie miało nic wspólnego jakimś niedopowiedzeniem.
- Aigoo, to skomplikowane. Jesteśmy przyjaciółmi, a za kimś kogo zna się od tylu lat po prostu się tęskni. On.. on częścią mnie. Nieodłączną częścią mnie, którą w jakiś sposób odebrano.. rozumiesz o co mi chodzi? - odparłem, pociągając nosem. Bambam osobiście tracił kontakt ze światem, tak więc podejrzewałem, że nie ma zielonego pojęcia na temat, o którym właśnie rozmawialiśmy. Co nieco zapewne pozostało w jego głowie, ale nadal mógł odczuwać odległe luki w pamięci. Jedynie uśmiechał się, wyciągając kończyny na łóżku, niegdyś należącym do rapera. Sęk w tym, że czarnowłosy nigdy więcej się na nim nie położy, a ja nie będę mógł się obok niego uwalić, jak gdyby nigdy nic... zwłaszcza po bardzo wymagającym treningu.
- Wierzysz w prawdziwą przyjaźń, Mark. To błąd, ponieważ w końcu zdasz sobie sprawę, że ona nie istnieje, jak święty Mikołaj. Nikt nie będzie na zawsze u twojego boku. Nikt nie będzie zabiegał o twoje towarzystwo i uwagę w nieskończoność, a właśnie to jest rozumiane przez prawdziwość jakiegoś uczucia. Wieczne przywiązanie. Człowiek wprost nie jest do tego zdolny - powiedział mądrze chłopak, zapadając po chwili w sen.
CZYTASZ
Isolation {wolno pisane}
Novela JuvenilParing: Markson Rodzice Jacksona to naprawdę wymagający ludzie! Aby ich nie stracić chłopak jest zmuszony odejść z zespołu, zostawiając przy tym swojego najlepszego przyjaciela Mark'a.