Ostrzeżenie: Zawiera treści nie odpowiednie dla osób poniżej 18 roku życia. Czytasz na własną odpowiedzialność.
-доброе утро* Sandro.-przywitał się ze mną mój zleceniodawca.
-доброе утро Vladimir. Co masz dla mnie dzisiaj ?-rozsiadłam się na wygodnej kanapie w jego gabinecie i założyłam nogę na nogę.
-Zadanie najwyższej rangi.-Vladimir podał mi teczkę.-Masz zlikwidować Stevena Rogersa czyli Kapitana Amerykę. To najważniejszy krok do zlikwidowania Avengers. Bez lidera nie będą już tak dobrze zorganizowani. Nowym liderem pewnie wyznaczyli by Starka ale on się do tego kompletnie nie nadaje.
-Masz to jak w banku.-odpowiedziałam i opuściłam pomieszczenie. Od miesięcy czekałam na to zadanie. To moja szansa na wyrwanie się z tego gówna. W teczce , którą dał mi ten skurwysyn był zapisany jego adres. Stevenie Rogersie przede mną nie uciekniesz.
Stałam oparta o ścianę jego bloku i czekałam. W jego oknach nie paliło się światło więc go tam nie było. Raczej wątpię żeby pan perfekcyjny zostawiał je włączone kiedy gdzieś wychodzi. Z kieszeni mojej bluzy wyjęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Kiedy odpalałam papierosa , na parking właśnie wjechał motor. Jego właścicielem był nie kto inny jak Kapitan Ameryka. W tej swojej brązowej , skórzanej kurtce i perfekcyjnie ułożonej fryzurze wyglądał bardzo przystojnie. Szkoda , że muszę go kropnąć.
Rogers wszedł do budynku. Zaciągnęłam się ostatni raz dymem i ruszyłam za nim. Przed jego drzwiami przeładowałam broń. Na moje szczęście nie zamknął drzwi. Po cichu weszłam do mieszkania. Kapitan Ameryka siedział przy biurku pisząc coś na laptopie. Postanowiłam poinformować go o swojej obecności. Nie lubię zabijać kiedy ofiara o tym nie wie. Postawiłam mocniej stopę na podłodze i deska zaskrzypiała. Mężczyzna podniósł głowę i zobaczył lufę pistoletu wycelowaną przeze mnie w jego głowę.
-Witaj Kapitanie. Nie przeszkadzam ?-zapytałam słodkim głosem. Spojrzał w bok. Jego tarcza wisiała na ścianie , zbyt daleko aby mógł po nią sięgnąć.
-Mogę wiedzieć czym sobie zasłużyłem na twoją wizytę ?-jak zawsze gentelmen.
-W wersji słodkiej czy mojej ?
-Twojej.
-Byłeś niezłym sukinsynem i ktoś postanowił pozbawić cię twojego chujowego życia.
-Takie wulgaryzmy nie powinny padać z ust takiej uroczej panienki.-no dobra ten koleś zaczyna coraz bardziej działać mi na nerwy. Zaczyna pierdolić jak jakiś stary dziad.
-Uważaj bo pożegnasz się ze swoim życiem o wiele szybciej niż miałam to zaplanowane.
-Czemu to robisz ?
-Nie twój zasrany interes ale jeżeli to twoje ostatnie życzenie. Spłacam dług ojca. Każdy cel ma swoją cenę a ty masz wystarczającą wartość bym mogła spłacić go do końca. Dzięki temu nie będę musiała już zabijać.
-Wcale nie musisz zabijać. Dołącz do nas i nam pomóż. Wtedy wszystkie twoje przestępstwa zostaną wymazane z twojej kartoteki.
-Człowieku ty myślisz , że to takie proste. Oni mają swoich agentów wszędzie nawet nie zauważę jak mnie zajebią.
-Czy mogłabyś wyrażać się trochę mniej wulgarnie ?
-Nie. Nie mogłabym.
-Zapewniam cię , że żaden z ich agentów nawet się do ciebie nie zbliży.
"Nie trzeba się do kogoś zbliżać , żeby go zabić , frajerze." -pomyślałam ale nie odezwałam się ani słowem.
-To jak , stoi ?-Rogers wyciągnął do mnie rękę. Przez chwile analizowałam wszystkie za i przeciw.