Rozdział 3: Proście, a będzie wam dane

1.2K 84 1
                                    

 Zbliżały się szesnaste urodziny Roksany. W tym roku ks. Jakub zaplanował coś niebanalnego. Wilczyca nie oczekiwała niczego wielkiego. Chciała ten czas spędzić na modlitwach i studiowaniu Biblii. Nie miała nikogo bliskiego w szkole klasztornej - odpychała od siebie swoją rasą. Ludzie mieli uprzedzenia względem niej. Uważano, że ktoś taki jak ona nie powinien chodzić do takiej szkoły. W końcu była wilkołakiem - istotą kojarzoną z Szatanem. Dziwiono się, że Roksana w ogóle chciała przyjąć chrześcijaństwo. Na szczęście, nie przeszkadzało jej to, co inni o niej myślą. Nie czuła potrzeby, aby znaleźć wśród nich kogoś z kim mogłaby się zakolegować albo bardziej zaprzyjaźnić. Cieszyła się, że ma przy sobie swojego opiekuna, z którym było jej najlepiej. Nie potrzebowała nikogo więcej; nie doskwierała jej samotność, nawet jeśli nie miała przyjaciół.

 Na poprzednie urodziny dostawała przeważnie rzeczy nawiązujące do  religii – obraz Matki Boskiej, łańcuszek z cudownym medalikiem oraz porcelanowe starannie wykonane figurki aniołów. Je uwielbiała najbardziej. Cieszyła się z każdego takiego prezentu. Jednak za najlepszy prezent, jak mogła dostać, uznawała różaniec z liliowymi, szklanymi paciorkami. Nosiła go zawsze przy sobie i nie spuszczała go z oczu nawet na sekundę. Był dla niej wyjątkowy, choć nie umiała do końca wyjaśnić dlaczego. Może to uroda tego przedmiotu ją tak zauroczyła? A może to przez fakt, że został on podarowany przez ważną dla niej osobę? Niewiadomo tego do dzisiaj.

  Tegoroczny prezent miał być niezwykły. Po raz pierwszy nie był przedmiotem materialnym. Tego magicznego dnia miało jej się spełnić największe marzenie. Od chwili, gdy weszła po raz pierwszy do kościoła i ujrzała obrazy aniołów, miała tylko jedno. Nawet jeśli skrycie wiedziała, że jest ono nie do spełnienia, codziennie łudziła się, że pewnego dnia albo nawet i nocy, kiedy będzie najmniej się tego spodziewać, coś się wydarzy...

 W dniu urodzin, jak zwykle, wilczyca wstała rankiem i wyszła pooddychać świeżym powietrzem. Biegała po trawniku i ganiała motyle jak to już miała w swojej wilczej naturze. Gdy się zmęczyła, poszła do kościoła na poranną modlitwę i dopiero wtedy zjadła śniadanie razem z księdzem. Przy stole panowała cisza, którą w pewnym momencie przerwał ks. Jakub:

  - Roksano, moja droga, dzisiaj chciałbym, abyś spędziła dzisiejszy czas w domu. Zbyt wiele czasu przebywasz w kościele. Nie mówię, że to źle, ale jesteś młoda i powinnaś robić to, co lubisz.

  - Ale ja lubię chodzić do kościoła na modlitwę.

  - Chodziło mi bardziej o młodzieżowe spędzanie czasu wolnego. Może byś się z kimś spotkała z klasztoru? Albo... Hm, no nie wiem...

  - Raczej nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – Spochmurniała. – Ze szkoły nikt się ze mną nie przyjaźni. Nie akceptują mojej odmienności. Tolerują moją obecność, ale czuję, że mnie tam nie chcą.

 Ks. Jakub zamyślił się. Nie chciał jej zdradzać owej niespodzianki, a potrzebował do jej organizacji pustego domu.

  - Rozumiem. – Wyjrzał przez okno. – Mamy taki piękny, słoneczny dzień. Idealny na leżakowanie. Co o tym myślisz?

  - Prawda. Matka natura się postarała. Mogę się powyciągać na trawie i tarzać, ile wlezie! – Uśmiechnęła się.

  - Świetny pomysł. Czy mógłbym pożyczyć twój różaniec? Będę go dzisiaj potrzebować.

  Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni swój liliowy różaniec i podała księdzu.

  - Ale chcę go mieć szybko z powrotem.

 - Oczywiście, o to się nie bój. Chciałaś wyjść na dwór, prawda? – zasugerował.

  - Tak, tak. – Wstała od stołu i wyszła na zewnątrz. Tam stanęła na środku ogrodu i zmieniła się w pięknego dużego wilka o brązowej sierści. Zaczęła radośnie biegać za motylami podskakując, by któregoś złapać.

  W tym samym czasie, ks. Jakub chciał zrealizować swój plan dotyczący prezentu dla swej podopiecznej. Poszedł do kuchni, gdzie miał już przyszykowany mały garnek na ziemniaki wypełniony jeszcze bulgoczącą, niedawno przegotowaną wodą. Różaniec położył obok i sięgnął na półkę po książkę w starej bordowej oprawie. Zdmuchnął z niej kurz, przewrócił parę kartek w przód, kilka w tył i natrafił na stronę, której szukał. Eliksir do rytuału przemiany duchowej anielskiej – to było to, czego szukał. Przesuwał palcem wers po wersie, starając się nie przeoczyć żadnego składniku.

 - Woda symbolizuje czystość, liść lipy lekkość, suszone płatki róży to nieśmiertelne piękno, opłatek – ciało Jezusa Chrystusa, pióro gołębia oznacza wolność, syrop malinowy do smaku... - wymieniał po kolei na głos wszystkie potrzebne rzeczy, a było ich dużo i musiał się skupić, by o którymś nie zapomnieć. – I teraz ostatnia czynność. Należy zanurzyć w substancji różaniec, który stanie się symbolem nowej ścieżki życia. – Wziął poprzednio odłożony przedmiot i zamoczył go w roztworze. Zaczął nim mieszać dla otrzymania ładnej konsystencji, ale i też w celu dokładnego wsiąknięcia substancji w różaniec. Kiedy już go wyjął, nie był różańcem – stał się naszyjnikiem z dużym krzyżem z liliowych paciorków, które złączyły się w jeden kamień. Całość była otoczona srebrnymi wzorami. Zostało już tylko podać osobie choćby kroplę eliksiru i założyć naszyjnik,  dzięki czemu będzie można rozpocząć rytuał przemiany.

 Ksiądz zawołał do siebie Roksanę. Po chwili zjawiła się w swojej ludzkiej postaci.

  - Mam dla ciebie twój prezent urodzinowy, moje dziecko.

 - Nie trzeba było. Nie musiał się ksiądz tym kłopotać. A co to jest? – dodała od razu. Na jej zawsze radosnej twarzy widać było zaciekawienie podarkiem, jaki został jej przygotowany.

  - Spełnię twoje największe marzenie. Uczynię cię taką, jaką pragniesz być od dłuższego czasu. Zaczekaj sekundkę. – Powrócił do kuchni, przelał eliksir do porcelanowego dzbanka, wyjął dwie filiżanki i wrócił do salonu. Postawił przed dziewczyną wszystkie naczynia.

  - Ale najpierw mała popitka – oznajmił, po czym nalał jej, sobie również, ale nie zamierzał pić. Zrobił tak tylko dla niepoznaki. – Smacznego.

  Roksana podziękowała, kiwnęła głową i wzięła pierwszy łyk.  Z początku roztwór smakował jak zwyczajna herbata owocowa, ale smak zaczął się gwałtownie zmieniać. Jej gardło, pomimo przepływającego przez niego płynu, zasychało i sprawiało wrażenie, jakby się skurczyło.

  Wilczyca chwyciła się mocno za szyję obiema rękami, upuszczając filiżankę, która potłukła się w wyniku uderzenia w twardą podłogę. Nagle upadła i zaczęła się dusić. Przewracała się po podłodze z bólu.

  - C-co... w tym było?! – wykrzyczała. Próbowała złapać oddech. Ksiądz podbiegł do niej, pomógł jej wstać i wyszedł z nią na zewnątrz. Dla wilczycy sprawiało to ogromną trudność. Podeszli pod posąg Jezusa, na środek ogrodu. Ks. Jakub pomógł jej uklęknąć i ta zaczęła się automatycznie modlić do niego o pomoc, wytrzymałość i zaprzestanie bólu.

  - Spokojnie. – rzekł po pewnym czasie ksiądz – Zaraz się skończy. Bądź dzielna.

  Roksana nadal trzymała się kurczowo za gardło. Wierciła się nieskoordynowanie z cierpienia. Czuła, jakby wszystko wewnątrz niej się przewracało i zmieniało strukturę. Nie zauważyła jak ksiądz założył jej na szyję wisior z liliowym krzyżem. I wtedy doznała ukojenia. Nic jej nie bolało. Duszenie się ustało w magiczny sposób. Spojrzała spode łba na posąg. Jezus wyciągał do niej rękę, mimo iż zawsze miał ją przy sobie. Podała mu swoją. Wstała z łatwością i nieznaną wcześniej lekkością. Patrzyła się przez chwilę na posąg, a potem zemdlała...

Fσявι∂∂єи Aиgєℓ | DIABOLIK LOVERS Fαиfι¢тισи [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz