Nie miałam pojęcia, która była pora dnia. Przestałam liczyć czas. Byłam głucha, ślepa, zmęczona, spragniona i głodna. Brzuch odzywał się od jakiegoś czasu co parę minut domagając się posiłku. Co prawda, nie mogłam od zmartwychwstania umrzeć z głodu, ale te uczucie dawało się ze znaki i stawało się coraz bardziej nieznośne.
- Cibus! – poprosiłam rozpaczliwie po łacinie o jedzenie. Doskonale wiedziałam, że koło cel chodzi kilku strażników i być może któryś z nich przyniesie mi coś na ząb. Po parunastu minutach poczułam w dłoniach i przy stopie coś śliskiego, metalowego i ciepłego. Poczułam na twarzy gorącą parę. Nie wyczułam żadnego konkretnego zapachu, jednakże byłam pewna, że to co otrzymałam nadaje się do spożycia.
- Tibi gratias ago – podziękowałam komuś. Macałam brzegi miski aż natknęłam się na rączkę sztućca. Na ślepo starałam się nabrać trochę jadła. Podmuchałam chwilę i wzięłam pierwszy kęs. Wyczułam, że owym sztućcem była łyżka, a to, co miałam w buzi, najprawdopodobniej kaszą jaglaną. Była wilgotna i nie miała konkretnego, wyczuwalnego smaku, co charakteryzowało kaszę. Jadłam z ogromnym apetytem, aż opróżniłam naczynie. Sięgnęłam po przedmiot ustawiony koło nogi. Dłonią sprawdzałam chwilę tego kształt. Obiekt był walcowaty, więc zgadywałam, iż jest to szklanka. Przytknęłam brzeg do ust i lekko przechyliłam. W środku znajdowała się woda. Wypiłam zawartość szklanki duszkiem. Odłożyłam naczynia na bok.
Dwie potrzeby załatwiłam. Znacznie gorzej było ze snem. Nie umiałam się wygodnie ułożyć, by zasnąć. Wciąż bolały mnie przybite do ściany skrzydła i aby choć w pewnym stopniu uśmierzyć ból musiałam nie zmieniać pozycji. Jeszcze było o tyle dobrze, że ogień z pochodni ogrzewał moją celę.
Najgorzej, że nie wiedziałam, co będzie dalej. Przecież nie mogli mnie tu więzić przez wieczność. Na pewno wkrótce odbędzie się proces, po którym zapadnie wyrok. Nie martwiłam się o to, co ze mną poczną. Zależało mi tylko na tym, by Shu był bezpieczny. Przetrwałabym dla niego wszystko.
***
- Jesteś pewny, że to tu? – Shu zapytał anioła z lekkim powątpiewaniem rozglądając nie niemrawo wkoło.
- Na sto procent! – odparł Oreiro śmiało krocząc przed siebie i omijając zgrabnie wystające z ziemi korzenie drzew.
Znajdowali się w ciemnym lesie, gdzie ściółkę pokrywała mgła, a promienie słoneczne tylko gdzieniegdzie rzucały światło. Natura wydawała się być jeszcze uśpiona pomimo wschodu słońca. Korony drzew były zbyt rozłożyste, by pokonać las w inny sposób niż pieszo. Poza tym, wraz ze zniknięciem księżyca z nieboskłonu, wampir utracił możliwość latania.
Nagle anioł zatrzymał się po ujrzeniu przed sobą kamiennego łuku zarośniętego w kilku miejscach mchem.
- Mówiłem, że to tutaj! – powiedział rozentuzjazmowany Oreiro. Blondyn człapiący za nim przyjrzał się nieufnie dziwnemu, skalnemu obiektowi.
- I tak wygląda portal do tego całego Nieba? – zapytał, by się upewnić.
- No tak. Coś ci nie pasuje? – odchrząknął lekko poirytowany.
- Tylko spytałem – odpowiedział mu wzruszając ramionami. Srebrnoskrzydłemu szybko wrócił dobry humor. Miał w głowie mniej więcej opracowany plan działania. Wystarczyło go jedynie wykonać bez najmniejszych potknięć.
Shu podszedł nieco bliżej do portalu, gdy zahamowała go dłoń Oreiro. Odwrócił się w jego stronę z pytającym spojrzeniem.
- Wstrzymaj się. Nim przez niego przejdziemy, muszę robić pewną rzecz.
CZYTASZ
Fσявι∂∂єи Aиgєℓ | DIABOLIK LOVERS Fαиfι¢тισи [KOREKTA]
Fanfiction❦ Aɴɪᴇʟᴇ Bᴏżʏ, Sᴛʀóżᴜ ᴍóᴊ... Cᴢᴇᴍᴜ ᴄɪę ᴘʀᴢʏ ᴍɴɪᴇ ɴɪᴇ ʙʏłᴏ? Dʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ ᴘᴏᴢᴡᴏʟɪłᴇś ᴍɪ ᴜᴍʀᴢᴇć? ❦ ❦ Aʜ... Sᴢᴜᴋᴀłᴇś ᴊᴇᴊ. Lᴇᴄᴢ ᴛᴏ ɴɪᴇ ᴊᴇꜱᴛ ᴛᴀ ᴏꜱᴏʙᴀ, ᴋᴛóʀą ᴄʜᴄɪᴀłᴇś ᴢɴᴀʟᴇźć. Tᴀᴋ ɴᴀᴘʀᴀᴡᴅę ɴɪɢᴅʏ ɴɪᴇ ɪꜱᴛɴɪᴀłᴀ. ❦ ❦ Wɪᴅᴢɪᴀłᴇś ᴊą, ᴛᴀᴋ? Tᴏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴏꜱłᴏɴᴀ, ᴄᴏś ᴡ ʀᴏᴅᴢᴀ...