Rozdział 26: Ucieczka

663 41 9
                                    

  Macając palcem dutkę pióra poczułam nieregularne zagłębienia. Szybko stworzyłam w dłoni małe szkło powiększające i przestudiowałam nim pióro. Przeczucie mnie nie zmyliło. Na dutce średnio czytelnie wygrawerowana była krótka wiadomość:

,,Znalazłem cię. Przyjdź pod kapliczkę o świcie."

  Bez podpisu. I tak kolor piór całkowicie mi wystarczył, by wiedzieć, kim był nadawca tej wiadomości. Znalazł mnie. Czyli szukał. Biedny, musiał się sporo namęczyć. Nie dziwiłam się, że tak długo mu to zajęło. Chociaż nie wiedziałam, czy zaczął od razu po tym jak wyjechałam, czy nieco później. Teraz to się dla mnie nie liczyło. Najważniejszy był fakt, że był gdzieś tutaj.

  Mój anioł stróż.

  Do świtu zostało jeszcze trochę czasu. Spędziłam go, na układaniu pytań, jakie chciałabym mu zadać i na rozmyślaniu, czemu mnie szukał. Czy to ot tak po prostu, by mnie zobaczyć, czy miał do mnie jakąś sprawę. Zastanawiało mnie też to, jak ostatecznie odkrył moje obecne miejsce zamieszkania. Zapytam go o to wszystko, gdy już się z nim zobaczę.

  Dotarło do mnie, że w takim razie nie mogę zostać w bluzce od piżamy. Wyciągnęłam z komody liliową sukienkę do ziemi bez ramiączek i przebrałam się w nią w łazience. Po wyjściu sprawdziłam godzinę na zegarze – niedługo piąta rano. O tej godzinie przyroda budziła się do życia, a słońce zaczynało wędrówkę po rozjaśniającym się przed nim niebie. Nie mogłam się doczekać znów zobaczyć srebrny blask piór mojego przyjaciela. Oraz jego oczu w podobnym odcieniu, co końce upierzenia.

  Znów czekam na coś zamknięta w swoim pokoju, przy okazji rozmyślając na różne tematy. Muszę zmienić ten zwyczaj. I to najlepiej od zaraz. Po co mam czekać na niego u siebie, skoro równie dobrze mogę posiedzieć pod kapliczką nim przybędzie. Rozpostarłam skrzydła i po otworzeniu okna wyleciałam z budynku.

  Kilka machnięć – i już siedziałam oparta o ogrodzenie dzielące mnie od kaplicy. Przyglądałam się niebu wypatrując, czy może gdzieś na horyzoncie nie ujrzę znajomej sylwetki. Mijały minuty, a jego ni widu, ni słychu.

  Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam na karku czyjś spokojny oddech.

  - Znalazłem cię.

  Krzyknęłam przestraszona i cofając się odwróciłam się. Przede mną stał piękny, idealnie wyrzeźbiony mężczyzna z potężnymi biało-srebrnymi skrzydłami ubrany w długie białe jeansy i sandały ,,jezuski". Puścił do mnie oczko, przeczesując palcami średniej długości blond pasma.

  - Oreiro! – rzuciłam się chłopakowi na szyję. Z początku go nie poznałam. Nieco się zmienił od ostatniego czasu. Ale wciąż miał te same szarosrebrne oczy.

  - Tęskniłam za tobą – dodałam wtulając twarz w jego nagą pierś. Oreiro objął mnie w pasie i przytulił.

  - Ja również – wyszeptał mi we włosy. – Szukałem cię. Długo. Ciężko mi przyszło wybaczyć ks. Jakubowi, że cię wyrzucił...

  - To nie tak – wtrąciłam się. – Ojciec tylko zmienił miejsce mojego zakwaterowania.

  - I jesteś teraz osaczona przez hordę wampirów.

  Odsunęłam głowę i spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. Skąd wiedział takie szczegóły?

  - Rozmawiałem z księdzem. Jakieś parę dni po tym, jak wyjechałaś. Pytałem o ciebie. Powiedział mi, co zrobił – rzekł, odpowiadając tym samym na moje niezadane pytanie. Czyli naprawdę długo mnie poszukiwał. Trudno mi było sobie wyobrazić, przez co musiał przechodzić.

Fσявι∂∂єи Aиgєℓ | DIABOLIK LOVERS Fαиfι¢тισи [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz