Rozdział 34: Sen o przyszłości

364 25 4
                                    

 Otworzyłam roztrzęsiona oczy. Pierwszą rzeczą jaką dano mi było zobaczyć był liliowy sufit mojego pokoju... na Hokkaido. Poderwałam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Strugi światła dochodzące z okna oświetlały podłogę wyścieloną jasnymi drewnianymi panelami, fioletową aksamitną pościel, która mnie okrywała oraz brzozową komodę z trzema szufladami. Prostokątne lustro stojące w rogu odbijało od siebie promienie słońca. Wszystko do siebie pasowało.

  Siedząc na łóżku przyjrzałam się z daleka mojemu odbiciu w lustrze. Zobaczyłam w nich nastoletnią wilczycę z rozkojarzonym wyrazem twarzy.

  ,,Skąd ja się tu znalazłam?" – zapytałam siebie. Odruchowo położyłam dłoń na swoim odsłoniętym dekolcie. Poczułam, że nie mam na sobie swojego naszyjnika. Przeraziłam się nie na żarty. Prędko chwyciłam za poduszkę i rzuciłam ją gdzieś w kąt pokoju. Na jej miejscu znajdował się niedbale ułożony liliowy różaniec.

  Przecież... On stał się naszyjnikiem! Nie powinien być w tej formie!

  A co jeśli... Nigdy nim nie był? A to wszystko... co mi się przydarzyło po przemianie w anioła...

  ...było tylko snem?

  Jak gdyby nie patrzeć, wszystko wyglądało tak, jakby moja transformacja nie miała w ogóle miejsca. Nawet ja wyglądałam normalnie. Ta sama szrama na oku; ten sam karmelowy odcień skóry; te same, pokryte brązowym futrem uszy i ogon; te same spiczaste wilkołacze kły...

  Miałam ochotę zalać się łzami. Oznaczało to, że mogłam nigdy nie spotkać mojego kochanego Shu... Albo gorzej – wcale nie istniał. Ta myśl była nie do zniesienia. Okazało się bowiem, że ten, którego pokochałam nad życie... jest jedynie wytworem mojej wyobraźni.

  Opadłam ciężko głową na tę część materaca, którą wcześniej zajmowała miękka poduszka ściskając w dłoni paciorki różańca. Ogarnęła mnie głęboka rozpacz wypływająca ze mnie poprzez gorzkie łzy ściekające z moich oczu po policzkach. Odechciało mi się wychodzić dzisiaj spod kołdry. Skuliłam się i zakryłam twarz długim puchatym ogonem starając się jak najszczelniej odgrodzić się od świata. Miałam zamiar krzyczeć ku niebu okazując żal, ale pomyślałam o księdzu Jakubie, więc się zahamowałam. Pewnie jeszcze spał i nie wolałam go budzić narażając go na troskę o mnie. To tylko sen.

  I to było w tym najgorsze.

  Zamknęłam oczy, kiedy to usłyszałam skrzypienie drzwi od mojego pokoju. Skarciłam się w duchu. Oczywiście musiałam sprawić, że tak czy siak ojciec Jakub usłyszawszy mój płacz zbudził się i przyszedł sprawdzić, co się ze mną dzieje. Rozpoznałam w oka mgnieniu jego zapach, dzięki czemu wyczułam jak zbliża się do mnie.

  - Obudziłaś się już, córeczko? – Materac ugiął się pod jego ciężarem. Wyciągnął do mnie zmarszczoną rękę i pogłaskał mnie uspakajająco po włosach na mojej głowie.

  - Roksano, stało się coś? Ty płaczesz... – stwierdził przybierając opiekuńczy ton głosu. Pociągnęłam parę razy nosem nie patrząc w jego stronę.

  - Nic mi nie jest – wymruczałam starając się nie zakrztusić swoimi łzami. – Tylko... miałam taki sen... – przełknęłam ślinę, ścisnęło mnie w żołądku, gdy przypominałam sobie wszystkie piękne chwile spędzone z przyśnionym kochankiem – ...nieważne.

  - Widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. Pamiętaj jednak, że mi możesz się ze wszystkiego zwierzyć. Ja cię zawsze wysłucham – odparł ze stoickim spokojem pochylając się ostrożnie nade mną.

  - Wiem – wymruczałam. W tym momencie głośno zaburczał mi brzuch domagając się porannego posiłku. Ksiądz Jakub mruknął pod nosem i podniósł się kierując jeszcze słowa:

Fσявι∂∂єи Aиgєℓ | DIABOLIK LOVERS Fαиfι¢тισи [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz