Codziennie rano budziła się, nic nie pamiętając, a każde kolejne uświadomienie sobie prawdy wydawało się zbyt trudne. Ciągle płakała, a jej serce rozdzierały ból i poczucie winy. Miała wrażenie, że to wszystko przez nią, bo nie była przy przyjaciółce, kiedy ta ją potrzebowała. Była przekonana, że mogła zrobić więcej, o wiele więcej.
Nie powinna tu teraz być, nie powinna teraz tęsknić i płakać. Powinna być z Alyssą w Nowym Orleanie, ucząc się do kolejnego, nudnego sprawdzianu z matematyki. Nigdy nie sądziła, że zatęskni za sprawdzianami z matematyki, podczas których przyjaciółka starała się podszepnąć jej odpowiedzi.
Willow czuła się tak, jakby tonęła, coraz bardziej zapadała się w morską otchłań, zalewającą ją, pozbawiającą tchu i wciągającą w siebie coraz bardziej, by już nigdy więcej nie wypuścić jej ze swych macek. Te macki zabiły wielu. Ona była tylko jedną, cierpiącą duszą więcej.
Odgarnęła swoje splątane, czarne włosy do tyłu i spuściła nogi z boku łóżka. Jej równie ciemne oczy były podkrążone, a skóra oraz wargi trupio blade. Na plecach Willow, przez obcisłą, granatową koszulkę mocno odznaczał się kręgosłup, a jej długie ręce przypominały dwa patyki.
Niepewnie wstała, lecz nagle zakręciło jej się w głowie. Prawą dłonią przytrzymała się krawędzi materaca, a drugą przetarła piekące od płaczu oczy. Było jej słabo i ledwie trzymała się na nogach przez wielogodzinne leżenie w łóżku.
Po dłuższej chwili spróbowała ustać samodzielnie. Na początku omal się nie przewróciła, jednak wkrótce zrobiła pierwszy krok ku drzwiom łazienki. Powoli ruszyła w ich stronę, a gdy tylko do nich dotarła, chwyciła się klamki. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Jej żołądek był ściśnięty z głodu, lecz samo myślenie o jedzeniu przyprawiało ją o mdłości.
Łazienka była mała i skromnie urządzona. Naprzeciwko drzwi stał prysznic, a po jego lewej znajdowały się półki, w których piętrzyły się stosy nowych ręczników. Dosłownie tuż obok wejścia był zlew. Willow podeszła do niego i odkręciła kran. Przemyła twarz zimną wodą, po czym, nawet jej nie wycierając, spojrzała w wiszące, kwadratowe lustro. Pomyślała, że wygląda tak, jak się czuła. Jakby była martwa.
Spojrzała przez pojedyncze okno w łazience, znajdujące się tuż obok kabiny prysznicowej. Popołudniowe słońce mocno świeciło, a na niebie widać było tylko kilka małych chmur. Willow westchnęła, czując jak ogarnia ją przytłaczająca niechęć do wszystkiego, absolutnie wszystkiego.
Pokręciła lekko głową i dopiero wtedy przetarła twarz wiszącym na haczyku, pomarańczowym ręcznikiem. Przyjrzała się stojącym na umywalce kosmetykom, po czym zwaliła je wszystkie do zlewu. Plastikowe oraz metalowe pudełeczka uderzyły o nie z dzwoniącymi odgłosami, które łączyły się w jeden.
Willow ruszyła z powrotem do drzwi i skierowała się ku wyjściu z pokoju. Przeszła przez długi beżowy korytarz, omal się nie przewracając, zeszła po schodach i na lewo od przedpokoju skręciła do dużej, przestronnej kuchni, w której ściany pomalowane były na szary, podchodzący lekko pod fiolet, kolor, a zarówno nad, jak i pod, drewnianym blatem ciągnęły się rzędy białych szafek, które w połowie przecinała kuchenka z płytą indukcyjną. Naprzeciwko niej, oparty jednym bokiem o ścianę stał kwadratowy stół, otoczony niskimi stołkami.
Willow podeszła do niego i chwyciła litrową butelkę wody gazowanej. Zaczęła pić bez opamiętania, nawet nie robiąc przerwy na oddychanie. Nagle z pokoju obok rozległ się głośny, kobiecy krzyk.
-Willow!
Nie odpowiedziała od razu. Jeszcze chwile piła wodę i dopiero po chwili odstawiła ją, po czym odpowiedziała zachrypniętym głosem.
CZYTASZ
Kamień Lucyfera
Fantasy"A jeśli mój Anioł Stróż ma na imię Lucyfer? " Decyzje podejmujemy na co dzień. Wybieramy w co się ubrać, co zjeść na śniadanie, bądź, o której wstać. Na pozór są one błahe, bez znaczenia, są przecież częścią naszej codziennej rutyny, lecz co gdyb...