Rozdział 12

5K 504 68
                                    

Willow westchnęła, kolejny raz spoglądając na komórkę. Gavin nie odzywał się już od dwóch dni. Jednocześnie była na niego nadal wściekła jak i smutna. Nie mogła przestać go winić. Powiedział, że się rozluźni, a ona ujrzała potwora. Wiedziała jednak, że to tak naprawdę jej wina. Zdawała sobie sprawę, że marihuana wywołuje halucynacje, oboje zdawali sobie z tego sprawę.

Tylko wtedy... Jakoś nie pomyślała o tym. Zachęciła ją wizja rozluźnienia i śmiechu. Nie sądziła, że ujrzy swoje koszmary. Palenie marihuany kojarzyło jej się z różowymi jednorożcami i kosmitami, a nie demonami.

- Hej- usłyszała nagle głos obok siebie.

Zobaczyła Marthę, która z uśmiechem postawiła tacę na stoliku i usiadła na swoim miejscu. Włosy miała ciasno związane, a dżinsy oraz zwykłą koszulkę czarne. Na jej szyi widniał spory, srebrny krzyżyk. Natychmiast przyciągnął on wzrok Willow.

- Cześć- przywitała się, lekko uśmiechając.

- Jak tam?

- A w porządku- odpowiedziała, wzruszając ramionami.- Dzień jak co dzień, a co tam u ciebie?

- To samo- stwierdziła Martha, po czym umilkła.

Nigdy nie rozmawiały długo. Ich słowa ograniczały się do grzecznościowych powitań, lecz teraz Willow nie mogła przestać patrzeć na krzyżyk.

- Jesteś wierząca?- wypaliła nagle.

Zaskoczona dziewczyna spojrzała na swój naszyjnik.

- Tak. Jestem wierząca, a ty nie?

- Nie do końca- Willow skrzywiła się.- Nie mogę powiedzieć, że niczego takiego nie ma, ale... Sama nie wiem.

- Rozumiem twoje wątpliwości, gdy początkowo chodziłam z tatą do kościoła, zapierałam się nogami i rękami. Wydawało mi się to głupie. Dopiero później, po śmierci babci, zaczęłam naprawdę tam chodzić z własnej woli.

- Nigdy nie myślałaś, że nawet jeśli Bóg jest, to nic go nie obchodzimy? Ludzie umierają, cierpią. Skoro jest jakaś siła, która nami rządzi, to czemu tego nie zmieni?

- To miejsce jest jedynie oczekiwaniem na raj. To tu rozstrzygają się nasze losy, czy pójdziemy do piekła czy do nieba.

- To bezsensu- mruknęła Willow i zaczęła dziobać widelcem w jedzeniu.- Mamy cierpieć, by iść do raju? Co do cholery daje cierpienie?

- Pokazuje jacy jesteśmy. Każdy mógłby wierzyć, gdyby nie dotknęła go żadna krzywda. Łatwo jest wtedy nie mieć wątpliwości. Gdy jednak umiera nam ktoś bliski, obwiniamy nikogo innego jak Boga.

- Bo skoro istnieje, to jego wina- upierała się, spoglądając na koleżankę.

- On nas sprawdza- zaprzeczyła Martha, delikatnie dotykając placami wisiorka.

- To nie kartkówka z matematyki, żeby nas sprawdzać- burknęła Willow.

- Jesteś pewna? Życie nie jest sprawdzianem?

Miała dość tych farmazonów. Sama zaczęła temat i teraz żałowała. Włożyła do ust kilka frytek, chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Martha jednak nie wydawała się chcieć mówić więcej. Również wzięła się za jedzenie.

A więc co?- pomyślała ze złością.- Bóg sprawdzał Alyssę? Dla niej sprawdzianem było katowanie przez rodziców? No jasne!

Ze złością wbiła widelec w kotleta, aż talerz zabrzęczał. Martha spojrzała na nią, mrugając zaskoczona.

- Coś się stało?

- Nic, nic- zapewniła, czując na sobie spojrzenie jeszcze kilku osób.

Ugryzła mięso i ledwie je przełknęła. Smakowało jak papier. Odłożyła sztuczce, po czym wstała, biorąc ze sobą talerz. Wyrzuciła resztę jedzenia do kosza, odłożyła naczynia i wyszła ze stołówki. Kolejny raz sprawdziła telefon, nawet nie wiedząc po co.

Kamień Lucyfera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz