Willow z westchnieniem spojrzała na kolejne nieodebrane smsy. Przejrzała je pobieżnie, czując dziwnie ukłucie w sercu. Zatęskniła za Gavinem. Uwielbiała jego śmiech, żarty. Po prostu jego całego, lecz to, co zrobił, nadal zwisało nad nią jak czarna chmura. Była głupia. Czemu nie zmieniła numeru? Znała na to pytanie odpowiedź, pewnie na te jedyne. Chciała otrzymywać od niego te wiadomości. Nie pragnęła, żeby całkowicie zniknął, a powinna. Był nienormalny. Ty jesteś normalna?- podszepną jakiś złośliwy głos w jej głowie. Skrzywiła się. Tych dwóch rzeczy nie można było porównywać. On wypchnął ją na tory, ona znalazła coś, czego nie powinna.
Pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Dwunasta trzydzieści. Spała prawie jedenaście godzin, nic dziwnego, że tak bolała ją głowa. Podniosła się z łóżka, nadal przeglądając wiadomości. Zobaczyła, że godzinę temu na facebooku napisała do niej Martha.
W poniedziałek sprawdzian z Matmy. Ratuuuj!
Sprawdziła czy dziewczyna jest dostępna. Okazało się, że była na facebooku dosłownie dwie minutę temu, więc odpisała.
W tym Ci nie pomogę. Matematyka jest zła.
Schowała telefon, włączając wibrację, i zeszła na dół, do łazienki rodziców, która wiele nie różniła się od jej własnej. Stała w niej tylko jeszcze pralka. Za lustrem znajdowała się półka, w której Lilith oraz Carl trzymali leki. Willow zaczęła szukać tabletek przeciw bólowych. Znalazła dość słaby paracetamol, dlatego połknęła dwie kapsułki bez popijania.
Obmyła twarz wodą, po czym zamknęła szafkę. Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Wyjęła z lodówki ser, a z chlebaka bułkę. Zrobiła sobie kanapkę, do tego parząc cytrynową herbatę.
Z salonu dobiegały odgłosy telewizora, w którym ktoś zmieniał stację. Głosy ludzi mieszały się, tworząc cichy szum. Willow podeszła do okna, wsłuchując się w niego. Powoli zjadła bułkę, popijając ją herbatą. W zamyśleniu obserwowała pustą ulicę.
Z transu wyrwały ją wibracje telefonu. Wyjęła go z kieszeni, przeżuwając ostatni kęs kanapki.
Martha Hiller: I to jak. Nic z tego nie rozumiem!
Willow Brown: Matematyka to czarna magia. Tylko czarnoksiężnicy rozumieją.
Martha Hiller: No. Wiem, że muszę się uczyć, ale tak bardzo mi się nie chce.
Willow Brown: Kolejna jedynka, hm?
Matha Hiller: Właśnie wiem. Dobra. Muszę się za to wziąć.
Nagle z salonu dobiegło wołanie Lilith, więc szybko odpisała.
Willow Brown: Dasz radę :)
Schowała telefon i skierowała się do dużego pokoju. Carl siedział przed telewizorem, a jego żona obok, trzymając gazetę na kolanach.
- Patrz- Wskazała palcem coś na papierze, marszcząc brwi. Na jej czole pojawiła się podłużna zmarszczka.
Willow stanęła za nią, po czym nachyliła się, patrząc na ogłoszenie.
"Przepraszam.
Proszę, wybacz mi, Brązowa Wierzbo."
- Brązowa Wierzba? Willow Brown?- mruknęła Lilith, patrząc na córkę uważnie.
- Co?- zdziwiła się ta, czytając jeszcze raz, jakby pewna, że jej się przywidziało.
- Willow, o co chodzi?- zapytała jej matka.
- Mój kolega zwariował- stwierdziła, krzywiąc się.
Nie dowierzała, że dał ogłoszenie w gazecie.
CZYTASZ
Kamień Lucyfera
Fantasy"A jeśli mój Anioł Stróż ma na imię Lucyfer? " Decyzje podejmujemy na co dzień. Wybieramy w co się ubrać, co zjeść na śniadanie, bądź, o której wstać. Na pozór są one błahe, bez znaczenia, są przecież częścią naszej codziennej rutyny, lecz co gdyb...