Rozdział 15.

4.7K 493 36
                                    

 Następny tydzień minął dla Willow podobnie. Codziennie rozmyślała o tym, co się stało. Czasami było to dla niej dziwnie nierealne, jakby nigdy nie miało miejsca. Nie mogła przyjąć do świadomości, że Gavin wypchnął ją przed nadjeżdżający pociąg.

Jej rodzice podejrzewali chyba, że coś się stało, ponieważ byli bardziej nachalni niż zwykle, co śmieszyło Willow. Nie zorientowali się, gdy jej życie wypełniały koszmary, ale kiedy pokłóciła się z przyjacielem od razu wiedzieli.

W czwartek Lilith zmusiła ją do wyjazdu z nią do pobliskiego miasta. Na nic nie zdały się jej sprzeciwy. Matka dosłownie wyciągnęła ją siłą z domu. Przez całą drogę Willow nie odzywała się, siedząc wściekła jak osa na miejscu pasażera. Uporczywie wpatrywała się w okno. W samochodzie napiętą atmosferę można niemal było kroić nożem. Lilith próbowała zagadywać córkę, lecz ta wytrwale milczała.

Skierowały się w kierunku dużego centrum, które było skrzyżowaniem kilku ulic oraz zlepkiem sklepów. Nieopodal stało centrum handlowe, będące punktem docelowym. Zaparkowały przed nim, a Willow obrzuciła je wzrokiem.

Budynek był średniej wielkości, prostokątny i cały pomalowany na czarno. Nad obrotowymi drzwiami widniał ogromny, złoty napis "PARADIS". Raj? Naprawdę?- zaśmiała się cynicznie w myślach, gdy wysiadała z samochodu.

Ruszyła za matką. Przeszły przez wejście, a im oczom ukazała się szara, kafelkowana podłoga, zielone ściany i kilkanaście sklepów, ciągnących się po dwóch, równoległych stronach. Oczywiście Lilith, jak to Lilith, skierowała się najpierw do jubilera. Jej matka kochała biżuterię, zapewne bardziej niż swoją córkę.

Całe wnętrze było białe, oprócz trzech, podłużnych, drewnianych lad, które otaczały pomieszczenie ze wszystkich stron. Na manekinach, imitujących szyję oraz dekolt, wisiały naszyjniki, a na czarnych, aksamitnych ułożone były kolczyki. Pod szkłem, na górze lad, znajdowała się droższa, o wiele piękniejsza, biżuteria. Lilith natychmiast stanęła, by jej się przyjrzeć.

Podszedł do nich młody mężczyzna w czarnej koszuli i dobrze dopasowanych, niebieskich dżinsach. Był nawet przystojny. Miał czarne włosy, ciemnozielone oczy, kwadratową szczękę oraz lekko zakrzywiony nos, nie ujmujący mu na urodzie.

- Dzień dobry. Czy chciałaby pani coś obejrzeć?- zapytał niezwykle niskim głosem.

- Tak. Ten naszyjnik- Lilith wskazała na łańcuszek z białego złota, przeplatanego metalicznymi nitkami, odbijającymi światło.

Brunet podał go jej, a kobieta uniosła go, uważnie mu się przyglądając.

- Willow? Podoba ci się coś?- zagadnęła, zerkając na córkę.

- Nie- mruknęła, wywracając oczami.

- Masz piękne, zielone oczy. Świetnie pasowałaby ci szmaragdowe kolczyki, które gdzieś tutaj były.- Ekspedient zaczął przeszukiwać wzrokiem ladę.- Tu są- mruknął i wyjął je z pudełka, po czym jej podał.

Wiedziała, że próbował utrzymać powagę. Nie dziwiła się mu. To był drogi sklep, a ona ubrana była w leginsy imitujące dżinsy oraz szarą, za dużo bluzę. Gdyby nie jej matka, ubrana w wyprasowaną, beżową sukienkę i drogie buty z... Prady? Nie miała pojęcia jak ta marka nazywa się, to pewnie nawet by jej nie wpuścili.

- To tylko soczewki kontaktowe- oznajmiła Lilith.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Jeśli nosi je na co dzień, to i tak świetnie będą pasować.

Lilith zachęciła ją, by przymierzyła. Willow kolejny raz przewróciła oczami, lecz podeszła do stojącego lustra i przyłożyła kolczyk do płatka ucha. Ekspedient miał racje. Szmaragd na końcu srebrnych, długich kolczyków podkreślał kolor jej oczu, jeszcze bardziej go wydobywając.

Kamień Lucyfera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz