Kylo Ren - Opowieść o Upadłym Jedi

POKUSY CIEMNEJ STRONY

-...i co z tego? Opuściłeś mnie praktycznie zaraz po narodzinach, mama nie miała dla mnie czasu, przez tę całą Republikę, postanowiliście oddać mnie wujkowi tylko dlatego że jestem silny Mocą?

-Ben!

-A moze był inny powód? Mieliście mnie dosyć? To znaczy... mama, ty tato, jeśli tylko się pojawiałeś w okolicy, natykając się na mnie, uciekając zdołałbyś wyprzedzić swiatło! Ten jeden raz... natknąłeś się na mnie przypadkiem?

-Młody człowieku, uważaj na słowa!

-I tak w kółko... - powiedziała cicho siedząca w kącie pokoju Leia.

Han i Ben kłucili się praktycznie przez ostatnie pół godziny. Nawet kiedy pani generał próbowała ich udobruchać, oni dosłownie płonęli do siebie żywym ogniem.

Ben już chciał wykrzyczeć na ojca kolejną salwę słów bólu, znowu usłyszał ten głos...
Teraz już wiedział! Znał go. Ze swoich snów. Widział w nich człowieka, lub humanoida, ubranego w czarne szaty, z dziwaczną maską na głowie.
Pewnego razu, Benowi udało się nawet ujrzeć broń postacii... czerwony miecz świetlny. Był niestabilny, ale dość... unikatowy. Z boków rękojeści wystawały dwie krótkie wiązki energii. Coś w rodzaju jelca.

Tamtego głosu jednak nie wydawała z siebie postać, ale... ktoś inny.

Tym razem, nieznajomy przemówił z zadowoleniem :

-Tak... taaak! Dokładnie. To wszystko przez Nową Republikę... przez Hana Solo! - skąd on znał Hana? - To wszysko także przez Jedi! Oni oddzielili cię od rodziny, nawet wtedy, kiedy miałeś chęć do naprawienia relacji... - skąd on wiedział o relacjach Bena? - Teraz nic was nie uratuje... użyj gniewu... Dołącz do Najwyższego Porządku.

Kilka minut później Ben dosłownie wybiegł z kwatery Leii. Był wściekły. Zarówno na Hana Solo, jak i głos, którego bezmyślnie posłuchał.
Kiedy wybiegł z hangaru na D'Qar, skierował się w stronę imperialnego promu. Wiedział co chce zrobić. Poprosi Luke'a o wypożyczenie jakiegoś myśliwca i poleci dowiedzieć się co to za głos. Poleci tam, gdzie po raz pierwszy usłyszał go poza snem. Na Korriban.