KYLO REN

120 15 1
                                    

Miecz prezontował się calkiem dobrze. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie uczył się dokładnej konstrukcji miecza. Skonstruowanie dwóch dodatkowych ujść plazmy wymagało od niego niecałej godziny medytacji. Okrycie go zewnętrzną powłoką zajęło jednak zaledwie kilka minut. Ben wstał z podłogi. Chwycił swoją unoszącą się w powietrzu broń i aktywował ją. Czerwona klinga błyskawicznie wysunęła się z emitera. Po sekundzie włączyły się także poprzeczne wiązki.

-Tak... teraz czuję, że jest skończony. Bedzie działać bez zarzutów. Przyda ci się na twojej pierwszej misji... - rzekł tajemniczo Snoke.

-Mojej misji? Będę takową zaszczycony, Najwyższy Wodzu.

-Świetnie. Wyczuwam w tobie ciemność. Jednak dalej masz w sobie dobro.

-Z całym szacunkiem, mistrzu, ale nie myślę...

-Czuję to. Nie zaprzeczaj, dobrze je widzę. Jesli chcesz wyprzeć się światła... będziesz musiał zgładzić rycerzy Jedi.

Młodzieniec stanął jak wryty.

-Mam zabić... wszystkich Jedi!? Ale oni... nie mają broni...

-Pozwól, że zaprzeczę, chłopcze. Są teraz w starożytnej światyni Jedi na Zewnetrznych Rubieżach, tuż przy granicy z Dziką Przestrzenią. To praktycznie nieodkryty teren. Nie mają żadnej obstawy. Polegają tylko na sobie samych. Nie ma z nimi nawet Skywalkera.

Kamień spadł Benowiz serca. Zabicie Jedi... to jedno, ale członka rodziny... to coś zupełnie innego.

-Dobrze, mistrzu, ale... czy znasz ich dokładną pozycję?

-Nie. Znasz ją ty.

-J... ja?

-Tak... użyj uczuć, a odnajdziesz zagubionych wrogów.

-Dobrze, a... co z Ruchem Oporu? Republiką?

-Zadaliśmy im potęźny cios. Niech myślą, że jestesmy dość potężni by powtórzyć tego typu zamach. W rzeczywistości jednak... nie stać nas na straty. Wystarczy mi tylko zgładzenie Jedi.

-Dobrze. Tak się stanie, mój panie.

-Zaczekaj jeszcze - rzekł, widząc, że Solo przymierzał się do wyjścia - Żeby zerwać z Jasną Stroną, pojąć jej mroczne aspekty, będzie ci potrzebna nowa tożsamość. Będziesz się teraz skrywać pod tą maską - powiedział, po czym wyciągnął kościste ręce przed siebie. Dzieki Mocy podarował Benowi hełm.

Ten uklęknął na ziemi i przyjął prezent. Kiedy ścisnął dwie ścianki hełmu, ta wydała z siebie syk, a jej przednia część, służąca za zniżenie tonu głosu, powędrowała w górę, za pomocą metalowych szyn. Włożył maskę na głowę, a gdy puścił, syntezator wrócił na swoje miejsce.

-Teraz, Kylo Renie... zajmij się tymi Jedi!

Ben, pod nowym imieniem, wstał z klęczek i spojrzał na wodza.

-Tak, mój panie - powidział niskim, chrapliwym głosem, po czym poszedł w stronę wyjścia.

Kylo Ren - Opowieść o Upadłym JediOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz