Rozdział 7

5.3K 449 16
                                    

Od razu po lekcjach chciałam pójść do domu, ale zatrzymała mnie niesamowita jak zawszę Aneta.

- Kogo ja tu widzę? Marnie wyglądasz... nawet gorzej niż zazwyczaj. A myślałam że to już nie możliwe.

Ominęłam ją i wyszłam przez bramę. Dziewczyna wciąż śmiejąc się ze swoją paczką laleczek szła za mną. Jeszcze tego mi brakuje , aby tak za mną szła do domu.

- Ej no nie odchodź jeszcze nie zdążyłam się podroczyć , a ty już się dąsasz.

Wciąż jej nie słuchałam. Przyspieszyłam za to kroku karcąc się w duchu bo moje plecy bolały mnie już nie do wytrzymania. Nigdy czegoś takiego nie czuła. Jak dziewczyny mnie dogoniły okrążyły mnie bez najmniejszego problemu.

- No mówię poczekaj. Co ci się tak spieszy? A może ty się z kimś umówiłaś co?... A nie przecież ty nie masz chłopaka.

Wszystkie zaczęły się śmiać , a mnie rozbolała od tego głowa. Już naprawdę nie mogłam stać, a co dopiero ruszyć się z miejsca, i to tylko przez ból wywołany tym głupim byciem czymś tam!!!

- Dobra, Aneta czego chcesz?

Moje pytanie wywołało na twarzy wypełnionej tapetą po brzegi obleśny uśmiech. Trafiłam, chciała czegoś.

- No ?

Chciałam by już powiedziała i sobie poszła. Ale ta jeszcze chyba z piętnaście minut się ze mnie śmiała.

- Chcę by twój braciszek zapoznał mnie z nowo przybyłym ciachem. Wiem że się kumplują, i mam zamiar go sobie zagarnąć.

Skrzywiłam się na tę wypowiedź i coś sprawiło że miałam ochotę na nią na krzyczeć, ale nie dała był rady . Moje nogi się trzęsły. Nie rozumiałam mojego zachowania, przecież w tej książce było napisane że u początkujących to jest mocniejsze odczucie, ale żeby aż tak?

- Dobra , tylko mnie puść.

Dziewczyna znów się zaśmiała, i ostatni raz mówiąc coś o moim wyglądzie pozwoliła mi się oddalić. Normalnie to bym się z nią kłóciła, ale nie dałabym rady.

Jak najszybciej pobiegłam do domu. Nikogo nie było, a ja szybko wbiegłam do mojego pokoju, nawet nie dałam rady dobiec do łóżka i już leżałam na podłodze. Nie wiedziałam jak się przemienia, nie miałam najmniejszego pojęcia, ale nic nie mogłam zrobić. To działo się samo. Poczułam coś na kształt tego bólu co kilka dni temu w lesie, ale ten trwał krócej i przyniósł mi dłuższą ulgę.

Powoli podniosłam się z ziemi ciesząc z tego wszystkiego jak dziecko. Plecy , a raczej skrzydła wciąż bolały, ale już znośnie. W pokoju nie miałam miejsca , nie mogłam ich nawet rozłożyć do końca. Nie rozumiałam nic, miałam spróbować w nocy, ale to okazało się bardziej bolesne niż sądziłam.

Ale i tak zamierzałam pójść o północy, do lasu . Tam nikt mnie nie zobaczy i będę mogła zrozumieć co się dzieję i jak się dzieję. Tak to był dobry plan, szkoda tylko że nie wiem jak się teraz tych skrzydeł pozbyć. Lepiej by ciocia z wujkiem i Maciek ich nie zobaczyli.

- Lisa , jesteś?!!!

Z dołu dobiegł do mnie glos mojej cioci. Szybko więc , nie wiem jak schowałam skrzydła, a przecież przed chwilą nie wiedziałam jak to zrobić. Ból natychmiast ustał, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak dobrze było mi bez tego bólu, który od rana psuł mi nastrój.

Do pokoju weszła moja ciocia wesoło się uśmiechając.

- Cześć , co się nie odzywasz? Dziś mają przyjść koledzy do Maćka, pomożesz mi przygotować obiad?

Skrzydła duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz