Rozdział 12

5.2K 443 35
                                    

Uderzenie..., uderzenie.... , unik i skok. Powtórka. Uderzenie..., uderzenie..., unik i powrót.

Spojrzałam na zegarek na której widniała już godzina szósta rano. Siedziałam w lesie już pięć godzin , a nadal nie odczuwałam zmęczenia. Przychodziłam tu codziennie od dziewięciu dniu , czyli od nocy w której zobaczyłam książkę o takich jak ja. Jak się okazało bez problemu mogłam odczytać napisy w środku. Byłam na dziewiątym rozdziale , codziennie w nocy po jednym. Uczyły bardzo dużo. Po pierwsze uczyły walki i przywoływania broni, co już opanowałam. Okazało się nie być to tak trudne jak mi się zdawało. Nauczyłam się paru zaklęć i co najważniejsze umiem zmieniać przyrodę zgodnie z nadchodzącą porą roku.

Moje skrzydła powoli uniosły mnie do góry. Lekko unosiłam się na wietrze. Wciąż nie wiedziałam co zrobić. Od tych dziewięciu dni demony pokazały się dwa razy. W małych grupkach. Udało mi się je pokonać, ale martwię się o to ze w końcu mi się to nie uda. Chłopaki nawet nie wiedzą że te demony się pojawiły. To głupie ale całkowicie poświęcili się poszukiwaniu tajemniczego Tiangszi, czyli mnie oczywiście.

Wylądowałam w pokoju wlatując przez okno. Tego nie udało mi się jeszcze dopracować więc oczywiście wpadłam na szafę uderzając skrzydłami gdzie popadnie po drodze.

- Matko, muszę następnym razem uważać na to jak ustawiam drzwi od szafy.

Jęknęłam cicho i powoli wstałam otrzepując instynktownie skrzydła. Przywiązałam się do nich, nawet bardzo. Można wręcz powiedzieć ze wole mieć je niż ich nie mieć. To znaczy zawsze jak ich nie ma czuje taki brak, jakby część mnie się gdzieś zgubiła.

Powoli i po cichu przeszłam do swojego łóżka. Ułożyłam się otaczając szczelnie skrzydłami, kochałam tak spać. Miałam jeszcze dwie godziny spania bo dziś na dziewiątą. Nie mogłam się doczekać jutra , jest sobota i będę mogła odespać te kilka godzin treningów. Nie wiem czemu tak mi się spodobało latanie. Autor książki twierdzi że to wina tego ze ja się już taka urodziłam. Tak Tiangszi rodzą się ze skrzydłami, a dopiero po roku one znikają. Ja o tym nie wiedziałam, ale oznacza to ze moja mama już tak. Właśnie książka!!!! Muszę ją odnieść na miejsce!

Powoli i ospale podniosłam się i wzięłam książkę do ręki. Nauczyłam się już przenosić małe przedmioty więc to nie będzie trudne. Skupiłam się a z moich ust wyleciało już znajome ciche zaklęcie.

- Dianchua

Co wymawia się bardziej Dianczija. Wszystkie zaklęcia pochodzą z języka japońskiego. Bo to z tam tond pochodzą właśnie Tiangszi.

Książka zalśniła w moich rękach i zniknęła pojawiając się zapewne w miejscu z której ją wzięłam, czyli tam gdzie chciałam. Ziewnęłam i położyłam się na poduszkę, otulając z powrotem skrzydłami i od razu usypiając.

-------- ---------- ---------- ---------- --------- -------- --------

O ósmej obudził mnie budzik, a ja ospale się podniosłam pamiętając o schowaniu moich skrzydeł. Ciągłe treningi źle działały na moje zdrowie, ale to nie zmienia faktu że i tak na nie chodzę. To głupie, ale powoli uzależniam się od treningów.

Do szkoły trafiłam akurat na lekcje razem z dzwonkiem. Usiadłam z Kasią i wzięłam się za lekcje. Ostatnio spadłam trochę, może to brak czasu tak działa? Nie wiem. Ale zdecydowanie muszę odpuścić. Bo już nawet przestać myśleć o tym nie mogę.

Po pięciu lekcjach była przerwa obiadowa dla wszystkich. Więc jak zwykle udałam się do stolika razem z Kasią i jeszcze pięcioma dziewczynami z mojej klasy. Usiadłam spokojnie , ale nie dane mi było długo się tym spokojem na cieszyć bo coś , albo ktoś ,,nie chcący'' przewalił mi krzesło. Runęłam na ziemie, a wzrok wszystkich padł właśnie na mnie.

- Boże Aneta za co?!!

Dziewczyna się tylko zaśmiała i wyminęła mnie z tym perfidnym uśmieszkiem.

- Coś miałaś dla mnie zrobić, ale nie widzę rezultatów.

Westchnęłam podnosząc krzesło i z powrotem siadając przy stoliku.

- Ta dziewczyna jest wredna.

Dziewczyny przy stoliku zgodziły się z Kasią, a ja tylko posłałam im wdzięczne spojrzenia i zabrałam się za jedzenie. Fakt faktem, że obiecałam jej porozmawiać z Alexem by ten się z nią umówił, ale on nie chce i tak jakoś nic z tym nie zrobię. Ja zrobiłam co miałam , a nie będę go zmuszać bo w sumie nie życzę mu przyszłości z tą dziewczyną.

-------- ---------- ---------- -------- ---------

Godzinę później kończyłam lekcje i wyszłam przed szkołę. Widok był taki jak zwykle wszyscy uczniowie stali w swoich grupkach. Sportowcy przy boisku, artyści na murku, pięknisie (w tym i Aneta) siedziały na schodach gapiąc się na sportowców w tym oczywiście też na mojego brata , Sama i Alexa. Istniała też grupa bibliotekarzy (którzy ciągle czytają siedząc na kamieniach w cieniu) , Kucharzy( którzy gadali tylko i wyłącznie o jedzeniu) , mądrali( którzy nie wychodzili na dwór tylko siedzieli w Sali chemicznej na każdej przerwie i po lekcjach) oraz komputerowcy ( ta grupa wolała siedzieć na korytarzach i siedzieć w laptopach). Ja nie zaliczałam się do żadnej z tych grup. Jeśli miałabym wybierać to chyba poszłabym do sportowców. Lubię sport, a po ostatnim czasie spędzonym na treningi to już w ogóle.

- Hej siostra co to było dziś na jadalni?

Nawet nie zauważyłam jak Maciek do mnie podszedł.

- Eeee... nie ważne. Aneta się zgrywa go Alex się z nią nie umówił.

- I to twoja wina?

Westchnęłam. Już mu i Samowi tłumaczyłam o co chodzi, ale nie... bo on i tak nie rozumie.

- Nieważne, a właśnie gdzie Alex i Sam?

Przez chwile się zastanawiał co zrobić, ale wyszło co wyszło i tylko poruszył ramionami. Miałam dziwne przeczucie że coś ukrywa. A to przeczucie nie było wcale miłym uczuciem. Chciałam zapytać, ale mój braciszek wrócił do tematu .

- A ty masz coś przeciwko temu by Alex umówił się z Anetą.

To pytanie mnie zmieszało. Bo niby co ja mam do tego? Ale bardziej zdziwiło mnie to jak ostrożnie to pytanie mi zadał Maciek. Tak jakby chciał mnie sprawdzić.

- A niby czemu o to pytasz?

Pokręcił szybko głową jakby zdał sobie sprawę z tego że zrobił błąd.

- Nie wiem. Po prostu.... Ach nie ważne wracamy do domu?

Patrzyłam i analizowałam przez chwile go wzrokiem, ale w końcu ustąpiłam i poszłam za nim w stronę naszego domu.

Zanim jednak do niego doszliśmy usłyszałam krzyk, krzyk jakiejś kobiety, a potem zobaczyłam Sama, albo Alexa. Nie wiem miał na sobie kaptur i skrzydła. Coś było nie tak, Maciek też to zauważył i szybko zwrócił się w moją stronę.

- Lisa zostań tu i się nie ruszaj, zobaczę co się stało.

Chciał odejść, ale szybko złapałam go za rękę, jednocześnie zatrzymując.

- Poczekaj, Maciek mogę się przydać.

Chłopak zrobił lekko obrażoną minę i pokręcił przecząco głową.

- Nie zaczynaj znowu... Poczekaj tu. Nie ruszaj się. Proszę.

Na tym się skończyło bo lekko kiwnęłam głową. Nadal nie chcieli mojej pomocy. Ale ja wiem że chcą pomocy tajemniczego Tiangszi, więc nie mogę tu tak sobie stać. Zwłaszcza że cały czas poświęcali nie na treningi tylko na szukaniu mnie i teraz sobie mogą nie poradzić. Ja też. Szybko się zmieniłam chowając najpierw przed oczami innych i poleciałam na pomoc.

============================================================================

Dwanaście to już dużo. Chętnie to piszę i naprawdę miło mi się patrzy jak mnie doceniacie, komentarzami i gwiazdkami. Dziękuję i pozdrawiam jak zawsze KasiaAS.


Skrzydła duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz