Leżałam na trawie. Na mokrej ziemi, której chłód wyrównywał temperaturę mojego rozpalonego ze złości ciała. Z całej siły zaciskałam w pięści dłonie, uderzając nimi o glebę. Przepełniał mnie gniew i irytacja, wywołane wszechogarniającym uczuciem bezradności.
Napięcie narastało, a otoczenie przyrody, które od zawsze dawało mi ukojenie, teraz doprowadzało mnie do białej gorączki. Nie miałam kontroli nad sobą, ani nad swoimi uczuciami. Czułam się bezsilna i wykańczało mnie to.
Od kiedy pamiętam czułam potrzebę monitorowania, a myśl o tym, że nagle ujawni się niewykryta wcześniej usterka, że dojdzie do nieprzewidzianej awarii, albo, że coś pójdzie nie po mojej myśli, wywoływała we mnie dreszcze. Nie pozwalałam innym oddziaływać na moje zachowanie i uczucia, ale pewne sprawy wykraczały poza ustaloną przeze mnie tolerancję. Jedną z nich był James Potter, a konkretnie jego dziecinne i irytujące działania, mające na celu połączenie nas w parę.
Na moje nieszczęście James Potter należał do nielicznej grupy osób, które nie poddawały się, bez względu na to, ile porażek poniosły. Od ponad roku zawzięcie dążył do celu, którym nagle z nieznanych nikomu przyczyn, stałam się ja, a dokładniej randka z moją osobą.
Nie zrozumcie mnie źle. Pomimo potrzeby kontrolowania sytuacji nie byłam z góry negatywnie nastawiona do relacji damsko-męskich. Pragnęłam zakochać się i być szczęśliwa, ale z kimś odpowiednim i dojrzałym, a nie z dziecinnym egoistą, którego codziennym celem było ukazanie światu swojej wyższości.
Oczywistym zdawało się, że nie przystanę na propozycję randki, ale w najmniejszym stopniu nie zniechęcało to mojego adoratora. Uparcie próbował nie przebierając w środkach, czego skutkiem był mój aktualny stan psychiczny.
— Lila, wszyscy cię szukają.
Powoli podniosłam się z ziemi słysząc niski, męski głos dobiegający zza moich pleców. Otrzepując nakrycie z ziemi, obróciłam się w stronę chłopaka, który nieświadomie wyrwał mnie z dręczących myśli.
— Z jakiej to okazji? — wymamrotałam poddenerwowanym tonem.
— Lila. — Westchnął, zbliżając się w moją stronę niepewnym krokiem. — Nie masz pewności, że to on. James potrafi być dziecinny, ale nie rozpowiedziałby, że...
Głos blondyna załamał się. Zrozumiałam, że jest zmęczony wyjaśnianiem zachowania swojego przyjaciela równie mocno, co ja, całą zaistniałą sytuacją. Jednak zbyt długo tłamsiłam w sobie irytację, którą wywoływał we mnie Potter, żeby tak łatwo odpuścić i uspokoić się.
— Że się z nim przespałam? — dałam się ponieść nerwom. Spojrzałam na zdezorientowanego Remusa, gdy pojedyncza łza spłynęła po moim poliku. Byłam zmęczona bezradnością, którą wywoływał we mnie James Potter, a nie potrafiłam ignorować jego głupich zachowań, bo były skierowane wprost w moją osobę. — Kto poza nim mógłby wpaść na coś takiego?
Zapadła między nami niekomfortowa cisza, której nie miałam odwagi przerwać. Nie chciałam powiedzieć w złości czegoś, czego mogłabym później żałować, więc przymknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić.
— Chodź. Robi się późno — odparł Remus, podchodząc bliżej. Widząc, że nie mam już siły i ochoty się kłócić, objął mnie przyjacielsko i razem, ruszyliśmy w stronę zamku.
Starałam się ignorować pojedyncze, drwiące spojrzenia mijanych uczniów. Niektórzy z nich na szczęście mieli na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie wierzyć, w każdą usłyszaną przypadkowo plotkę. Ale niestety nie można było powiedzieć tego o wszystkich. Wiedząc ile zwolenniczek miał fanclub Jamesa Pottera i jego najlepszego przyjaciela, Syriusza Blacka, mogłam jedynie pomarzyć o spokoju, dopóki sprawa nie ucichnie lub nie pojawi się w Hogwarcie inny, ciekawszy temat.
W parę minut dotarliśmy pod portret Grubej Damy, który służył za wejście do wieży Gryffindoru.
— Caput Draconis — Remus podał hasło, na dźwięk, którego kobieta z obrazu niechętnie skinęła głową, wpuszczając nas do środka.
Wzięłam głęboki wdech przekraczając próg i niepewnym krokiem poszłam w ślady chłopaka, który jako pierwszy wszedł do pomieszczenia.
Dobrze znane mi wnętrze pokoju wspólnego sprawiło, że przez moment poczułam się lepiej. Ciepłe barwy domu Godryka Gryffindora nadawały miejscu niezastąpionej, kameralnej atmosfery, dającej uczniom poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Przy znajdującym się na prawo od wejścia dużym kominku ustawiono pufy, fotele i ogromną, wygodną kanapę. A całość oświetlał złoty żyrandol i małe lampki, stojące na stolikach pod oknami.
— Jesteś z siebie dumny? — Po pokoju rozniósł się zdenerwowany, dziewczęcy głos. — Podbudowałeś swoje głupie ego?
Przed kominkiem zastałam grupę kłócących się szóstoklasistów. Nie musiałam widzieć twarzy, żeby mieć pewność, że stojąca tyłem do mnie blondynka to Grace Charlton, moja współlokatorka i jedna z niewielu osób w tej szkole, do których miałam zaufanie.
Chłopak, na którego krzyczała, był wyższy od niej o co najmniej głowę, przez co sytuacja z perspektywy osoby trzeciej, mogłaby wydawać się komiczna. Jednak nie czułam się rozbawiona, domyślając się przyczyny tej sprzeczki.
— Po co miałbym coś takiego robić? — podniósł ton, robiąc krok w stronę dziewczyny. — Zrozum...
Zamilkł od razu, gdy zorientował się, że ja i Remus weszliśmy do pomieszczenia. Wpatrywał się we mnie, próbując coś powiedzieć, czym zwrócił uwagę pozostałych, w tym Syriusza Blacka, który szybko zareagował, podszedł do niego i szepnął coś na ucho.
W pokoju na nowo zapadła cisza, której nikt nie miał odwagi przerwać.
Patrzyłam z wyczekiwaniem na przyjaciółkę, nie potrafiąc w jakikolwiek sposób zareagować. W końcu Grace podeszła do mnie i bez słowa pociągnęła w stronę dormitorium. Nikt nie zareagował. Dopiero, gdy zamykając drzwi od sypialni, wydawało mi się, że usłyszałam kolejne krzyki.— Przepraszam — wydukała, siadając na najbliższym łóżku.
Spojrzałam na nią pytająco. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby to Remus mnie przepraszał, albo Syriusz, bo po Potterze nie spodziewałam się nawet najmniejszego gestu czy słowa skruchy. Ale Grace? Zdecydowanie nie należała do listy osób, które powinny to zrobić.
— Namawiałam cię, żebyś go polubiła i dała szansę, kiedy ty miałaś mnóstwo argumentów przeciw. I słusznie — Zakryła twarz dłońmi. — Myślałam tylko, że może naprawdę mu na tobie zależy, skoro już ponad rok prosi cię o randkę, a chciałam, żebyś była szczęśliwa...
— Już w porządku. Nie musisz mnie przepraszać. — Usiadłam obok niej, przytulając ją mocno do siebie. — On nigdy nie dojrzeje. Nieważne, jak bardzo byśmy tego chciały.
CZYTASZ
Red Flour
FanfictionHistoria przepełniona sarkazmem dnia codziennego i Huncwotami sprawdzającymi wytrzymałość nieidealnej i pokręconej Lily Evans. Ale przede wszystkim problemy dojrzewania nastoletnich czarownic i ich słabości w postaci atrakcyjnych przedstawicieli płc...