Następne parę dni minęło mi na wałęsaniu pomiędzy salami lekcyjnymi, a biblioteką, w której próbowałam uczyć się transmutacji. Obiektywnie mogłam przyznać, że zrobiłam postęp, a przemiany pół-żywe przestały mi sprawiać problem. W głównej mierze, sukces ten zawdzięczałam Marlenie, która po kliku prośbach znalazła dla mnie czas oraz cierpliwości szkolnej bibliotekarki, której prawdopodobnie nie powinnam pokazywać się na oczy przez następny miesiąc.
Tak więc w piątkowe popołudnie pełna satysfakcji i z uśmiechem na twarzy opuściłam salę od Transmutacji. Kilkudniowa nauka opłaciła się i w trakcie zajęć ku zdziwieniu moim i McGonagall udało mi się prawidłowo wykonać wszystkie jej polecenia, za które dostałam Wybitny. Podekscytowana sukcesem rozpoczęłam weekend.
- Dziewczyno, jestem z ciebie dumna! - wykrzyknęła Emma doganiając mnie. - Jeszcze zostaniesz mistrzem Transmutacji, mówię ci.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam.
- Niewiele brakuje, a przebiję samą McGonagall - odparłam z dumą. - Idziemy na obiad?
Szatynka niepewnie zatrzymała się. Poprawiła torbę i z miną aniołka spojrzała na mnie.
- Dobrze wiesz, że bardzo chciałabym świętować z tobą ten ogromny sukces... - zaczęła niewinnym głosem małej dziewczynki.
- Ale? - skrzywiłam się, a mój cudowny humor odrobinę osłabł. Byłam wyjątkowo przepełniona energią i chęcią do działania, ale kompletnie nie miałam na siebie pomysłu.
- Umówiłam się... - wytłumaczyła się z niewinnym uśmiechem. - Ale obiecuję, że kupię ci jutro w Hogsmeade piwo kremowe. Wybaczysz mi?
Skupiłam się starając przypomnieć sobie imię ostatniego chłopaka, o którym opowiadała mi Emma, ale niestety było ich zbyt wielu i zbyt często się zmieniali, żeby dało się je spamiętać. Dziewczyna widząc moje zastanowienie domyśliła się jego przyczyny, bo już po chwili wyjawiła mi imię szczęściarza.
- Black? - podniosłam głos zaskoczona. - Spotykasz się z...
Szatynka szybko podbiegła do mnie i zakryła mi usta dłonią. Wtedy dotarło do mnie, że przez moje zaskoczenie wyjawiłam randkę Emmy wszystkim w odległości kilkunastu metrów.
- Tak, z Syriuszem - dodała ściszonym tonem. - Nie chciałam nikomu mówić, ale prawdopodobnie nie mam się już o co martwić - zabrała dłoń odsuwając się ode mnie.
Wydukałam przeprosiny i po chwili namysłu cicho powtórzyłam. - Black?
- Tak, Lily - odpowiedziała lekko zirytowana. - Trzy dni temu mieliśmy taki moment i od tamtej pory jest inaczej... Spytał czy się z nim umówię i chociaż byłam trochę niepewna jego intencji... zgodziłam się. Nie chciałam powtórki ze zeszłego roku. - wyjaśniła tonem, który mówił sam za siebie. Zaczynałam powoli martwić się o zainteresowanie moich współlokatorek płcią przeciwną. Wczoraj Kat, dzisiaj to?
- Umówiliśmy się na spacer przed imprezą, więc chciałam teraz pójść się wyszykować.
Dotarło do mnie, że przesiadywanie przez parę dni jedynie w bibliotece można by porównać do leżenia w Skrzydle Szpitalnym. Niestety nie pod względem zadań do wykonania, a niedoinformowaniem i odcięciem od rzeczywistości. Nie udzielałam się towarzysko jedynie parę dni, a nie miałam zielonego pojęcia o jakiej imprezie mówi Emma ani o jutrzejszym wyjściu do Hogsmeade.
- Syriusz ma dzisiaj urodziny i organizuje imprezę dzisiaj wieczorem - wyjaśniła. - Naprawdę odcięłaś się od świata przez tą transmutację.
***
Ze względu na porę dnia Wielka Sala powinna być przepełniona uczniami, ale ku mojemu zdziwieniu przy stole Gryffindoru nie spotkałam nikogo znajomego. Mój entuzjazm spowodowany sukcesem u McGonagall powoli słabł. Samotność zdecydowanie zaczynała wygrywać z rzadko spotykaną u mnie chęcią działania.
CZYTASZ
Red Flour
FanfictionHistoria przepełniona sarkazmem dnia codziennego i Huncwotami sprawdzającymi wytrzymałość nieidealnej i pokręconej Lily Evans. Ale przede wszystkim problemy dojrzewania nastoletnich czarownic i ich słabości w postaci atrakcyjnych przedstawicieli płc...