/ Za wszelkie błędy przepraszam /
Obudził się, jak zwykle zlany potem. Mógł się do tego przyzwyczaić? Może i mógł, ale za każdym razem wracało ze zdwojoną siłą. Przetarł oczy i usiadł na łóżku przełykając ślinę. Kolejny koszmar. Kolejna nieprzespana noc. Kolejne dawki bólu, który mu to przynosiło. Odetchnął głęboko i oparł czoło o zimną ścianę, po czym zamknął oczy.
Dlaczego zawsze śniło mu się to samo? Kolejne wspomnienia z Afganistanu...
Gdy zamykał oczy jedyne co widział, to to jak jego przyjaciele i niewinni ludzie ginęli, cóż sam chciał jechać na tę wojnę, ale został postrzelony, więc wrócił i teraz mieszka samotnie w swoim niewielkim mieszkaniu.
Łzy mimowolnie spłynęły po jego policzkach, męczyło go to, ta ciągła rutyna. Wstał i poszedł pod prysznic, później podreptał do kuchni, by wyjąć jabłko i kubek, do którego nalał sobie herbaty. Tak wyglądało jego śniadanie na co dzień. Codziennie robił to samo, to stawało się już powoli nudne. Wiedział, że potrzebował jakiegoś urozmaicenia.
Skończył śniadanie i wyszedł z domu, do swojej terapeutki, ale jednocześnie mógł przy tym zaczerpnąć świeżego powietrza, nienawidził siedzieć w domu, więc po spotkaniu z terapeutką poszedł na dłuższy spacer.
Wracając powolnym krokiem do domu i podpierając się co krok swoją laską, usłyszał jak ktoś woła jego imię, odwrócił się.
- John! John Watson! - Wołał nieznajomy i wstał z ławki po czym podszedł do blondyna.
- Mike Stanford, byliśmy razem na misji - Powiedział i podał Johnowi rękę by się przywitać.
- A, tak dzień dobry - Mężczyzna przywitał się i usiedli razem na ławce, by chwilę pokonwersować, Johnowi i tak w tej chwili nie spieszyło się do domu.
Po dłuższej chwili rozmowy Mike stwierdził coś, co nieco zszokowało Johna.
- Powinieneś znaleźć sobie współlokatora - Stwierdził krótko i spojrzał na niego.
- A kto niby chciałby mieszkać z kimś takim jak ja - Odparł zdziwiony John i odwrócił głowę w stronę Mike'a.
- Zabawne, dziś rano spotkałem przyjaciela, który powiedział mi dokładnie to samo, dobra, muszę się już zbierać, ale zadzwonię do ciebie później i cię z nim zapoznam - Rzucił na odchodne, po czym wstał i zaczął się kierować w kierunku miasta.
John jeszcze chwilę siedział zdziwiony na ławce i patrzył za znikającą sylwetką dawnego przyjaciela z służby.
Może Mike miał rację? Może on naprawde potrzebował kogoś z kim dzieliłby mieszkanie? W sumie z jednej strony spodobała mu się oferta Stanforda, nie musiałby już dłużej budzić się w pustym mieszkaniu nie mając się do kogo odezwać. Nienawidził samotności, potrzebował kogoś. Potrzebował przyjaciela.
Po kilkunastu minutach wstał z ławki i zaczął powoli kuśtykać do pustego pudła zwanego mieszkaniem.
***
Telefon zadzwonił niespodziewanie koło godziny 16.Zdezorientowany John przetarł oczy i oderwał się od wpatrywania się w krajobraz za oknem, po czym odebrał telefon.
-Wyjdź z mieszkania, czekam pod drzwiami - Usłyszał głos Stanforda i odetchnął, po czym skinął głową (Choć Mike i tak nie mógł tego zobaczyć) i wyszedł na zewnątrz.Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie, po czym zaprosił go do swojego samochodu.
Po około godzinie Mike ogłosił, że są na miejscu. Wysiedli z auta i ruszyli w stronę budynku, który stał naprzeciwko nich.
Szli po schodach na piętro, gdzie Mike otworzył drzwi Johnowi, który wkuśtykał do środka i spojrzał przed siebie. Zdziwił się nieco, gabinet? Laboratorium? Zwłoki? Gdzie on do cholery jest?
- Mogę pożyczyć telefon? - Usłyszał głos kolejnego mężczyzny, który stał przy blacie pochylając się nad zwłokami. John przyjrzał się mężczyźnie dokładniej, miał krótkie, ciemnie loki. Odziany był w czarny płaszcz z kołnierzem, oraz ciemno fioletowy szal owinięty wokół szyi. John musiał przyznać, że owy facet był przystojny.
- Weź mój - John wypalił szybko, gdy usłyszał, że Mike swój telefon "przypadkiem" zostawił w szatni.
Wtedy nieznajomy spojrzał na niego, a Johnowi serce zabiło szybciej, miał delikatne, błękitne oczy, w które były żołnierz mógłby się wpatrywać godzinami.
Watson przełknął ślinę i podał mężczyźnie telefon. Palce mężczyzny w płaszczu prawie niewyczuwalnie ale jakby specjalnie musnęły dłoń Johna, gdy ten brał od niego telefon.
John był jak w transie, patrzył oczarowany na nieznajomego,nawet nie słyszał, o co ten go pytał.
- Afganistan czy Irak? - Nieznajomy podniósł głos.
- Co? - Odpowiedział jakże inteligentnie John.
- Pytałem Afganistan czy Irak ? -
Popatrzył na Watsona i oddał mu telefon- Skąd ty... - John spojrzał na niego zdziwiony.
- To proste, twoja postawa i sposób mowienia wskazuje na wojsko, utykasz i masz laskę, byłeś na wojnie i cię postrzelili, czyli są dwie możliwe odpowiedzi, Afganistan lub Irak - Odpowiedział szybko i dokładnie nieznajomy.
- A-Afganistan - Wydukał nadal zdziwiony John.
- To było niesamowite - Dodał po chwili, ale mężczyzna tylko poprawił kołnierz.
- Lubisz skrzypce? - Zapytał znienacka
- Słucham? - Jak zwykle bardzo umiejętnie odpowiedział mu zdezorientowany Watson.
- Lubie grać, robie to często, zdarza mi się nawet po nocy, więc pytam czy nie będzie Ci to przeszkadzało skoro mamy być współlokatorami.
- Czemu myślisz, że będziemy wspólnie mieszkać?
- Mówiłem rano Mike'owi, że szukam współlokatora, a teraz on przychodzi tu z tobą, to proste.
John westchnął.
- Znamy się zaledwe kilka minut, nic o Tobie nie wiem, nie znam nawet adresu.
- Na imie mam Sherlock Holmes, adres to Baker Street 221B - Powiedział i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Johna i Mike'a samych w osłupieniu.
***
Leżał na swoim łóżku i myślał o całej sytuacji, z jednej strony nie wiedział, czy chciał się w to pakować, czy to całe wspólne mieszkanie nie będzie dla niego przytłaczające. Z drugiej strony zaś bardzo zaintrygowała go i zainteresowała postać Sherlocka Holmesa. Postanowił poszukać czegoś o nim w internecie, ale po krótkiej chwili wiedział już, że chce się do niego wprowadzić.Nawet nie wiedział jak bardzo ta decyzja zmieni jego życie....
CZYTASZ
Cause you are the only one [Johnlock/Mystrade]
Fanfiction- To było fantastyczne! - Wypowiedział zafascynowany blondyn. Sherlockowi odjęło mowę, serce zabiło mu szybciej i przez ułamek sekundy można było zobaczyć nikły uśmiech na jego ustach, zanim znowu nałożył na siebie swoją maskę obojętności. - To nie...